Strona 71 z 72

PostNapisane: 4 grudnia 2022, o 11:20
przez kejti
tully napisał(a):no dobrze, dziewczyny które śledzą wątek dram wiedza o co chodzi :D ... więc dla mnie HEA jest w momencie gdy dwójka ludzi sie w sobie zakocha... mówię o takiej totalnej romantycznej miłości... i wystarczy ze tylko oni o tym wiedza... co dalej jest nieistotne... czyli.... śmierć jednego z nich na przykład spowodowana choroba lub wypadkiem.... śmierć obojga.... czy nawet nie bycie razem ze sobą.... wystarczy mi dzień gdy są razem i wcale nie uważam tego za coś gorszego od życia razem do śmierci.... w przypadku śmierci obojga jest pełne HEA... znaleźli się na ziemi.... wykorzystali cały czas jaki był im dany... będą dalej ze sobą w przyszłym życiu już nie tym fizycznym... gdy umiera jeden z nich HEA jest niepełne.... choć to dalej HEA bo jednak wykorzystali cały czas jaki był im dany... a ze nie było to kilka lat tylko dni, tygodnie czy miesiące ? co to ma za zaznaczenie ? ja bym wolała przeżyć kilka upojnych dni z kochana osoba nie cale życie w samotności albo co gorsza z osoba z która musisz dzielić życie mimo ze nie masz na to zupełnej ochoty.... w przypadku nie bycia razem tutaj sprawa się komplikuje i wchodzi sporo odcieni szarości.... w pewnych sytuacjach uznam ze to HEA, niepełne HEA lub brak HEA.... to zależy... mimo ze jestem romantyczka nie wierze ze miłość może pokonać wszystko... nie wierze tez ze może zastąpić wszystko... no i co wy na to ?

nie myślałam o tym od takiej strony, brzmi ciekawie :D teraz przynajmniej rozumiem twoje zamiłowanie do dram :hihi:

PostNapisane: 5 grudnia 2022, o 10:09
przez kahahaha
tully napisał(a):choć to dalej HEA bo jednak wykorzystali cały czas jaki był im dany... a ze nie było to kilka lat tylko dni, tygodnie czy miesiące ? co to ma za zaznaczenie ? ja bym wolała przeżyć kilka upojnych dni z kochana osoba nie cale życie w samotności albo co gorsza z osoba z która musisz dzielić życie mimo ze nie masz na to zupełnej ochoty....


tully napisał(a):Wydaje is się również ze my nie potrafimy się cieszyć chwila.... wydaje się nam ze żeby być szczęśliwym to musi być wszystko poukładane, przede wszystkim małżeństwo... jak to już jet to można włączyć tryb bycia szczęśliwa bo już nam nic nie grozi....


zgadzam się :padam:

PostNapisane: 5 grudnia 2022, o 16:15
przez Księżycowa Kawa
Fringilla napisał(a):Tak.
Dla mnie gdzieś pod spodem dla mnie czai się zinternalizowana mizoginia bardzo sprytnie ukryta. To taka niemożność wyobrażenia sobie i akceptacji, że bohaterka faktycznie może być zadowolona na koniec opowieści i jeszcze otwarcie przyznać, że tu i teraz jest fanie...Nie tylko w romansie.

Tyle że w romansie coraz bardziej mnie to drażni. Skoro autorka bierze się za romans albo to właśnie przez większość czasu sugeruje i na koniec nagle zmienia zdanie, czy coś w tym stylu, to nie jest fajne. Jakby brakowało jej odwagi, aby przeprowadzić całą sprawę do końca.

tully napisał(a):To prawda, najgorsze są epilogi za kilka lat... z gromadka dzieci...

Nie do końca to miałam na myśli. Czasem to brzmi tak naturalnie, że mi to nie przeszkadza. Bardziej chodzi o to, że takie HEA to jakieś osiemdziesiąt procent seksu, co jest nudne z mojego punktu, bo niczego nowego nie wnosi. Poza tym autorka tym samym udowadnia za wszelką cenę, że dalej nie potrafią utrzymać rąk z daleka od siebie, jakby to było najważniejsze. No i przede wszystkim kwestia wykonania, przedstawienia tego wszystkiego.

PostNapisane: 8 grudnia 2022, o 02:25
przez tully
Ogladajac Boyfriend jedna sentencja bardzo pasuje do mojego widzenia HEA: "Patrzenie na siebie nawzajem, kiedy jest taka możliwość, to jest sczczesliwe zycie"

PostNapisane: 16 lutego 2023, o 22:06
przez Fringilla
Powtórzę pewnie pytanie sprzed jakiegoś czasu :niepewny: ale:

macie problem z publicznym wystawianiem negatywnych ocen książkom? W szczególności oczywiście interesuje mnie romans i inne tzw. gatunkowe tytuły (np. kryminały).

Ja mam.


PS z opóźnieniem:
Księżycowa Kawa napisał(a):Tyle że w romansie coraz bardziej mnie to drażni. Skoro autorka bierze się za romans albo to właśnie przez większość czasu sugeruje i na koniec nagle zmienia zdanie, czy coś w tym stylu, to nie jest fajne. Jakby brakowało jej odwagi, aby przeprowadzić całą sprawę do końca.


Sadzę, że dlatego coraz częściej w opisach i tagach pojawia się też HFN właśnie z tego powodu... Ale też mam wrażenie, że - znowu pomarudzę - w polskich "romansach" (tłumaczonych i oryginalnych) stosuje się za często tzw. false advertising... Są pewne reguły rządzące gatunkowa literaturą, taka jak romans, że fajnie, gdy się poszerza i eksperymentuje z konceptami jej ramach, ale też jednak czytelnicy sięgają po nią, w odróżnieniu do tzw. literatury (uf) wysokiej, ponieważ maja bardzo konkretne oczekiwania, szczególnie natury, cóż, emocjonalnej (ten element w definicji romansu przykładowo: emocjonalnie satysfakcjonujące zakończenie).

PostNapisane: 17 lutego 2023, o 09:04
przez Karina32
Ja nie mam problemów żeby napisać złą opinię, bo dlaczego miałabym mieć? Czasami nawet łatwiej napisać co mi się nie podobało, niż co mi się podobało ;)

PostNapisane: 17 lutego 2023, o 10:45
przez tully
Ja tez nie mam z tym problemów....z książkami ostatnio nie bo nie czytam ale dramy jadę na okrągło i jak się nie podoba to nie zostawiam suchej nitki ....

PostNapisane: 17 lutego 2023, o 22:09
przez Fringilla
No właśnie, bardziej chodzi mi o ocenę, żeby doprecyzować.

Bo jak dla mnie

1. jednak rzecz to opinia i własny indywidualny system oceny w zakresie: nie podobało mi się, bo np. a) to nie mój typ opowieści - nie odpowiada mi atmosfera, nie rozumiem sensu/przesłania etc., b) nie lubię takiego motywu/typu bohatera/formy etc., c) nie mam akurat ochoty na taką historię. No i choćby wieczne d) blurp mnie oszukał, nie tego oczekiwałam :hyhy:
Wszystko, co jest powiązane z indywidualnym podejściem - podoba się albo nie :P
(czyli chyba to, o czym piszesz, Karino :hyhy:)

2. Natomiast jest też zakres, czyli wszystko to, czego zwykle się spodziewamy w tzw. profesjonalnych recenzjach. Że słaby warsztat, że słaba forma, że słabe rozeznanie tematu, że słaba redakcja, że słabe rozeznanie gatunku, itp. itd.
(ale tu jest mnóstwo kruczków: czy należy brać uwagę na choćby doświadczenie autorki? albo jak wysoko stawiamy poprzeczkę? np. dla mnie jak najbardziej fair jest o wiele mocniejsze zjeżdżanie pod tym względem nazwisk znanych i dobrze zarabiających oraz promowanych)

3. No i jeszcze zakres z pogranicza powyższych: że sposób potraktowania pewnych elementów albo całego tematu jest problematyczny z kulturowej perspektywy (za tym się zwykle kryją różne systemy etyczne) która jest osadzona w szerszym społecznym kontekście, więc ani nie jest stricte indywidualną opinią, ani nie jest formalnym zarzutem.

Np. w fabule ma miejsce przyzwolenie na bicie lub wyzywanie dzieci przez dorosłych i jest to traktowane jako neutralne lub pozytywne zjawisko ("tak się w naszej kulturze wychowuje dzieci"). I dla takiego czytelnika jak ja np. w przypadku romansu umieszcza to tytuł z automatu z niską oceną, bo po takim podgatunku spodziewam się "emocjonalnie satysfakcjonującej opowieści". I nie ma znaczenia warsztat i wszystko inne.

Przykład mój: Jak Powietrze Czykierdy-Grabowskiej

Podsumowując: 1. kategoria jest nieprzekładalna na mierzalną ocenę, jaka mogę publicznie co najwyżej na tekstową opinię podobało mi się lub nie. 2. kategoria... na koniec jest mnóstwo czynników, które można brać pod uwagę i slaby warsztat może w sumie nie ujmować przyjemności z samej lektury, a więc znowu: bardzo trudno wystawić końcowy zrównoważony "stopień". No a w przypadku 3. kategorii... znowu: sprawa trudna, bo wystawienie oceny w takim przypadku jest warunkowane systemem etycznym, jaki się wyznaje. No i tu tez się robi lekko grząsko...

I tak w ramach np. umownej skali na Goodreads w przypadku Jak Powietrze Czykierdy-Grabowskiej w ramach 1. miałaby u mnie... 5/5 (bo to był bardzo dla mnie ciekawy przypadek czytelniczo, czyli wysoka przyjemność z lektury na koniec, chcoiaz z "dziwnych" powodów), w 2. 3/5 bo widać przyłożenie się do roboty i szacunek dla czytelnika pod tym względem, co cenię, ale też... no... ogólnie to raczej w stronę 2,5/5 warsztatowo. A w 3. kategorii bym w sumie dała 0/5 jakbym mogła w systemie (czyli w realu 1/5).
Ale na koniec postanowiłabym nie wystawiać oceny bo... nie wystawiam słabych ocen polskiej literaturze na Goodreads :lol:

Jednak ogólnie uśrednione 3/5 w sumie "nie pasuje" mi do systemu publicznej oceny, bo może mocno zmylić i rozmija się z moja, cóż intencją :hyhy:

I dlatego, tully, cenię Twoje opinie, a zarazem Twoje oceny liczbowe nic by mi nie mówiły bez kontekstu ;) bo w sumie nasze systemy oceny w żadnej z powyższych kategorii się nie pokrywają za bardzo - mamy parę punktów stycznych i wiele rozbieżności. No i bardzo dobrze, jak dla mnie to czyni z Twoich opisów ciekawszą jeszcze lekturę :hyhy:
Podsumowując: Twoje recenzje świetnie funkcjonują dla mnie w kontekście, natomiast same liczby by były dla mnie jako widza nieprzydatne, chociaż mają jak najbardziej sens jako dodatki.

Ps A dzielenie się tekstową recenzją to jeszcze inna opowieść - tu się odważam aktualnie tylko na 1. kategorię, o ile polubiłam, i ew. 3 jeśli mam do czynienia z czymś mocno popularnym i wyjątkowo mnie rażącym :P Czyli na Goodreads wystawiam albo 4 lub 5 na 5 jeśli pierwsza kategoria to 5, druga minimum 3 a trzecia też 5, natomiast jestem w stanie wystawić 1 jeśli trzecia kategoria to 1-2, nawet jeśli dwie pozostałe to 5.

PostNapisane: 17 lutego 2023, o 22:20
przez Księżycowa Kawa
Również nie mam z tym problemu, szczególnie jeśli coś mnie mocno irytuje, np. ewidentny brak logiki. Częściej mi po prostu brakuje czasu, aby coś napisać, a potem zapominam. Chociaż większość pomijam milczeniem, gdyż nie wiem, co napisać, zwłaszcza po pewnym czasie.

Fringilla napisał(a):Sadzę, że dlatego coraz częściej w opisach i tagach pojawia się też HFN właśnie z tego powodu... Ale też mam wrażenie, że - znowu pomarudzę - w polskich "romansach" (tłumaczonych i oryginalnych) stosuje się za często tzw. false advertising... Są pewne reguły rządzące gatunkowa literaturą, taka jak romans, że fajnie, gdy się poszerza i eksperymentuje z konceptami jej ramach, ale też jednak czytelnicy sięgają po nią, w odróżnieniu do tzw. literatury (uf) wysokiej, ponieważ maja bardzo konkretne oczekiwania, szczególnie natury, cóż, emocjonalnej (ten element w definicji romansu przykładowo: emocjonalnie satysfakcjonujące zakończenie).

W tych, co czytałam, raczej chodzi o nieudolność autorki, w każdym razie tak to odbieram. Jakby nie do końca wiedziały, jak wziąć się za romans albo pewne autorki chciały choć jedną nogą pozostać w obyczajówce. I przypuszczam, że możesz mieć rację z tym zafałszowaniem, np. w opisach, porównaniach itp.

PostNapisane: 23 lutego 2023, o 10:46
przez Kawka
Moim zdaniem każda opinia/ocena jest subiektywna. Nie mam problemu z wyrażaniem własnego zdania na temat jakiejś książki ale nigdy też nie silę się na obiektywizm. To wyłącznie moja perspektywa. Nikt nie musi się z tym zgadzać.

Oceny wystawiam wyciągając średnią z kilku czynników, na które zwracam uwagę podczas czytania. Głównie są to: fabuła, emocje, płynność czytania, styl autorki, oryginalność historii, bohaterowie, tło historyczne lub tło powieści, opisy, dialogi, wiarygodność historii, humor, warsztat w rozumieniu technicznym i pewnie coś jeszcze by się znalazło. Wszystko zależy od tego jaka to jest książka, bo inne oczekiwania mam np. od hq niż romansu historycznego. Inaczej oceniam gwiazdę, a inaczej debiutantkę itd.

PostNapisane: 23 lutego 2023, o 21:03
przez Fringilla
Mój problem to to, ze subiektywne oceny przekładają się na... nic kompletnie na wszelkiego rodzaju platformach agregujących oceny ;)
Gwiazdki, punkty etc. bez kontekstu, kto i dlaczego, wrzucone do jednego wora, mają praktycznie zerową wartość informacyjną.

Ale w sumie, co szkodzi najbardziej ;) to to, że mega zmniejszają pulę czytanych i polecanych tytułów...

PostNapisane: 23 lutego 2023, o 21:47
przez tully
Ja w sumie zupełnie nie patrzę na ocenę....ale praktycznie nie mam wyboru biorę wszystko więc nie ma znaczenia czy 1 czy 10 gwiazdek ale przyznam ci generalnie racje ....bez kontekstu ocena ma wartość dokładnie zerowa.... ma ona tylko wartość dla wystawiającego jeśli kiedyś będzie chciał do tego wrócić lub komuś coś zarekomendować... ja powiem szczerze ze niektórych tytułów to już naprawdę słabo pamietam....

PostNapisane: 23 lutego 2023, o 22:10
przez Kawka
Dlatego, między innymi, piszę recenzje każdej przeczytanej książki, żebym po latach wiedziała jak coś oceniłam i dlaczego ale jeśli moja opinia komuś pomoże, to super. Sama bardziej kieruję się opisem niż cudzą oceną, no chyba że to ktoś, kto ma zbliżony do mojego gust. Poza tym, bardzo często mam tak, że lubię motywy, które niekoniecznie są powszechnie lubiane więc moje opinie bywają mocno rozbieżne z większością.

PostNapisane: 23 lutego 2023, o 23:12
przez Fringilla
tully napisał(a):ma ona tylko wartość dla wystawiającego jeśli kiedyś będzie chciał do tego wrócić lub komuś coś zarekomendować... ja powiem szczerze ze niektórych tytułów to już naprawdę słabo pamietam....


No i tu jeszcze ten aspekt, o którym Kawka wspomina: potrzebny opis ku pamięci, czemu taka nota. Bo faktycznie, pamięć nie ta bywa, a i wchodzi element po latach: co tu się stało, że taką ocenę wystawiłam :D

Co do motywów: my się zmieniamy, i preferencje się zmieniają, no i trendy też - coś, co kiedyś było świetne na tle, dziś jest co najmniej srednie w gronie nowszych tytułów, gdzie dany motyw został wykorzystany wedle naszych upodobań czytelniczych...

Ale też: nie spodziewam się, aby ktokolwiek popełnił dziś "dobrego" bodice rippera... I tego wręcz nie oczekuję :D

Co do ocen: też zjawisko specyficzne, gdy szukasz rzeczy sprzed lat ;)

PostNapisane: 23 lutego 2023, o 23:24
przez Księżycowa Kawa
Fakt, tego rodzaju opinia mogłaby być mocno pomocna, aby sobie przypomnieć co i jak. Tylko jakoś to mi nie wychodzi i coraz rzadziej piszę...

PostNapisane: 23 marca 2023, o 19:15
przez Fringilla
Wena i energia do notowania choćby to niełatwa kwestia...

A ja mam pytanie: czy bohaterów w romansie mamy z założenia lubić?
albo inaczej: czy mają być "do polubienia"?

Hm, i to w trochę innym znaczeniu własnie niż "ten typ bohatera/ki mnie irytuje albo nie do końca jest z mojej bajki, ale opowieść/romans jest sensowny/wciągający sam w sobie, tudzież ma inne zalety, np. humor etc.".

PostNapisane: 29 marca 2023, o 17:34
przez Księżycowa Kawa
W sumie nie muszę lubić bohaterów, wystarczy, że są sensowni, w jakiś sposób ciekawi, bez przesadnych sprzeczności, czyli musi być bardzo dobre wykonanie.

PostNapisane: 29 marca 2023, o 23:35
przez tully
ja sobie nie wyobrażam nie lubić ... nie byłabym w stanie im kibicować ani przeżywać tej historii....

PostNapisane: 30 marca 2023, o 01:10
przez Fringilla
Zaczęłam się zastanawiać przy okazji dyskusji w ramach innego gatunku w innej przestrzeni popkulturowej ;) i się tam pojawiał postulat, że głównego bohatera z założenia mamy lubić / czuć z nim pozytywną więź emocjonalna, ale się potem argumentacja trochę sypnęła, bo co z pseudo-protagonistami, którzy zachwycają a) swoją narcystyczna socjopatią bo b) kulturowy szacunek do "silnych" postaci, co się przekłada na podziw, sympatię i chęć zrozumienia "bohatera" który imponuje jako dominująca osobowość. Taki Walter White z Breaking Bad czy inny miś z Gry o Tron ;)

I tu, wracając do romansu:

a) wkracza romans mafijny i dark romance. I ja tu nie wiem, bo jestem bardzo słaba odbiorczynią tego podgatunku - nudzi mnie po prostu, przyznaję (każdemu jego kink), więc mam problem poznawczy.
Jednak mimo tego, że zwykle w literaturze popularnej podchodzę raczej w teorii jak Kawa, to tu łącza mi się perspektywa tully czyli "no po prostu kolesia nie lubię i niech sczeźnie... zanim mnie zanudzi" ;)

Ale też
b) ogólnie uważam, że bohaterki romansowe nie są konstruowane tak, aby je lubić w większości, mniej lub bardziej świadomie, i to jest stały dominujący element.

I tu wpada taki tytuł jak Amandy Carpenter Rage:
'What the hell do you want to do, see me bleed?' Loving a man like Damien Kent could be hell, Jessica King thought, on the evening of the party to which he was escorting another woman. A woman he was thinking of marrying - for business reasons. And he obviously thought that marriage would make no difference to their liaison. But jessica was not going to get tied up in a deceitful relationship. So she changed the locks on the door of her apartment and tried to lock his image out of her heart. But Damien Kent was a determined man with the reputation of getting what he wanted. And he wanted Jessica ....

HaeŚŻet z 1984 roku, ale bardziej takie slice of life - studium relacji (co kiedyś potrafiła robić Julia James...), gdzie jest dobrze zrobiony portret bohaterki i nie muszę ani lubić ani nie lubić: ciekawi mnie przez całą fabułę, co zrobi i jak uargumentuje swoje decyzje. To jest dobrze opisany proces. Kolesia nie lubię od początku do końca, ale znowu: poznajemy go jedynie z perspektywy bohaterki (tak się kiedyś pisało harlekiny ;) i całość fabularnie się klei, niezależnie od tego, czy ostateczne wybory są moim zdaniem ok czy nie (ogólnie średnio optymistycznie widzę przyszłość ich relacji, ale także... cóż, emocjonalnie jestem zadowolona z zakończenia ;)

No i jak rzadko bardzo: tu fabuła serio skupia się na bohaterce i jej traumach, troskach, decyzjach, cieżar zarządzania emocjami w związku nie spada na nią jedynie. Ładnie da się porównać z innym dobrym tytułem z podobnym motywem otwierającym (kochanka musi podjąć decyzję) czyli Lindy Howard The Way Home (1991).
Dekada różnicy... obie autorki dobrze konstruują nowelowe opowieści. Ale wszystko inne... jakże uroczo odmienne.

(tu masz, tully, jak dla mnie przykład różnicy między "falami", tym razem romansowymi w harlekinach :hyhy:

PostNapisane: 30 marca 2023, o 09:02
przez Kawka
Jeśli chodzi o romans, to raczej wolę lubić bohaterów. Zwłaszcza bohatera. O ile durną bohaterkę jestem w stanie strawić, to jak trafiam na bohatera buca, to już jest nie bardzo. Zdarza się, że żadnego z bohaterów nie lubię i wtedy się męczę podczas czytania. :bezradny: Jak książka jest ciekawa to jeszcze jakoś mogę strawić ale beznadziejnych bohaterów i nudnej fabuły na raz, to już nie. Nigdy też nie przepadałam za książkami/filmami, gdzie protagonistą jest ten zły. Nie umiem kibicować tym złym, nawet gdy rozumiem ich motywację. To się tak bardzo kłóci z moimi wewnętrznymi przekonaniami, że po prostu źle się z tym czuję (choć doskonale wiem, że to tylko fikcja) i nie czerpię żadnej satysfakcji z czytania/oglądania. Nawet przy motywie zemsty, gdzie bohater słusznie się mści na wrogach nie chcę, żeby to robił, choć ma wszelkie prawo do tego. Dlatego dla mnie bohater romansu mafiozo w ogóle nie wchodzi w grę. Tak samo jak przemocowiec i zdrajca. To samo odnośnie bohaterki. Jestem w stanie dużo zaakceptować, jeśli chodzi o bohaterów - tych co popełniają błędy i się na nich uczą, tych głupich i naiwnych ale nie tych z gruntu złych. Dość mocno wchodzę w książkę, podczas czytania i odczuwam emocje bohaterów więc nie chciałabym się męczyć z czymś, co jest poza moją strefą komfortu.

PostNapisane: 30 marca 2023, o 09:52
przez tully
Jak zarzuciłaś ten temat to automatycznie pojawił mie ile przed oczami filmy jak: Night Journey, Mulberry, My Dear Keum Hong czy w.koncu Lovers in Woomukbaemi. We wszystkich tych filmach nie lubiałam bohaterów ale filmy miażdżyły mocą... ale tutaj jest tez inny aspekt... po prostu stałam z boku oglądając czyjaś dobrze napisana historie, podziwiać pomysł i wykonanie.... traktując to bardziej jako sztukę niż sama historie... nie wyobrażam sobie jednak tak stać z boku w książce lub dramie.... ja się muszę zadeklarować i często to albo miłość albo nienawiść... nic pośrodku....

PostNapisane: 31 marca 2023, o 01:02
przez Fringilla
Czyli podejście jest tu kwestią gatunku i naszych oczekiwań?

Ja swoją drogą dlatego uważam, że twórczość gatunkowa może być jakościowo równie dobra jak tzw. dzieła kultury wysokiej - dla mnie to po prostu kwestia oczekiwań co do rodzaju emocji, jakie ma wzbudzić opowieść... i w tym też mieszczą się moralne kwestie, jakie sie w niej pojawiają.

Np. dla mnie moralny dyskomfort (o którym pisze Kawka) nie przynależy do romansu (co nie oznacza, że tego typu romanse powinny nie mieścić się w definicji - każdemu jego kink ;) tylko do innych gatunków.

No i jest jeszcze aspekt zderzenia - w gatunkowych dziełach takich jak romans całkiem powszechne jest, że wiadomo, po której stronie staje twórczyni / narrator. Tu też wpada zjawisko czynnego przekonywania przez autorkę, że bohater/ka jest "fajna".
To mi zaburza przyjemność z lektury nawet jeśli faktycznie ta fajność jest dla mnie widoczna ;)

Jest cienka granica między zjawiskiem, gdy widać, że twórczyni lubi swoich bohaterów (taka... autorska troska i sympatia oraz ogólna chęć opowiedzenia historii o ogólnym pozytywnym wydźwięku) a aktywnym wciskaniem, że są oni super (z częstym bonusem "bohaterka fajniejsza niż inni wokół, szczególnie inne kobiety").

PostNapisane: 31 marca 2023, o 05:46
przez Kawka
Jeśli chodzi o mnie to praktycznie mam tak bez względu na gatunek dlatego np. nie oglądnęłam "Braking bad" do końca, bo nie umiem kibicować tego typu postaci. A że sięgam głównie po romanse (w ostatnich latach praktycznie 99% książek, które czytam to romanse), to tak jakoś mi się napisało. Nie podobał mi się na przykład "Punkt zapalny" Putney, m.in. ze względu na bohatera, damskiego boksera, choć chyba sama fabuła nie była zła.
Nie lubię też jak autorki rozpływają się nad swoimi bohaterkami. Wolę sama polubić postać, nawet taką nieidealną niż jak mi jest to wciskane na siłę.

PostNapisane: 31 marca 2023, o 11:42
przez tully
Fringilla napisał(a):No i jest jeszcze aspekt zderzenia - w gatunkowych dziełach takich jak romans całkiem powszechne jest, że wiadomo, po której stronie staje twórczyni / narrator. Tu też wpada zjawisko czynnego przekonywania przez autorkę, że bohater/ka jest "fajna".
To mi zaburza przyjemność z lektury nawet jeśli faktycznie ta fajność jest dla mnie widoczna ;)

Dlatego tez w tak wielu dramach czujemy się w pełni usatysfakcjonowane bo poszło po naszej lini... mam tu na mysli w trójkącie wybraliśmy dobry bok :) i w sumie jedynym elementem gdzie może nas autorka zdzielić w głowę jest brak końcowego pełnego HEA.... może to przez to ja wymyśliłam swoją własną definicje HEA przy której autorka musiałaby naprawdę bardzo się postarać żebym ja zbluzgała brakiem tego...
dlatego na przykład tak cenie Beautiful Days K-2001 bo tam było inaczej do 2/3 dramy.... mniej więcej naprawdę się bałam ze jestem w zlym boku ....

PostNapisane: 31 marca 2023, o 21:12
przez Księżycowa Kawa
Fringilla napisał(a):Czyli podejście jest tu kwestią gatunku i naszych oczekiwań?

Chyba to będzie najlepsze podsumowanie.



Już pisałam i chyba to nieraz, że nie lubię, gdy autorka na siłę próbuje przekonać do swoich bohaterów, a także do swojego punktu widzenia; zdecydowanie to do mnie nie przemawia.