Teraz jest 21 listopada 2024, o 11:16

Brak polskiego tłumaczenia

...o wszystkim: co nas irytuje, a co zachęca do lektury, co czytamy teraz, a co mamy w planach

2024: WŁAŚNIE CZYTAM...

Ulubieńcy roku!Ulubieńcy miesiąca!
Bonus: Nasze Liczniki Lektur w Kanonie Romansoholicznym!


Ostrzegamy! Kiepskie książki!Koszmar. Ale można przeczytaćWarto przeczytać?
Regulamin działu
Rozmowy o naszych aktualnych lekturach i książkowych inspiracjach.
Szerzej o gatunkach: dział ROMANS+ oraz dział 18+
Konkretniej o naszych listach czytelniczych: dział STATYSTYKI
Lektury wg pór roku i świąt: dział SEZON NA KSIĄŻKĘ
Avatar użytkownika
 
Posty: 59464
Dołączył(a): 8 stycznia 2012, o 17:55
Ulubiona autorka/autor: Ilona Andrews

Post przez •Sol• » 23 marca 2017, o 18:22

MAGa to ja już całkiem traktuję jako kłamców niepowaznych i wyparłam niemal ich istnienie ze świadomości.
'Never flinch. Never fear. And never, ever forget'.

'Nevernight' - Jay Kristoff

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 1 maja 2017, o 18:09

Księżycowa Kawa napisał(a):No właśnie, porzucanie cykli u nas jest na porządku dziennym :disgust:

Mnie chyba najbardziej boli niedokończenie cyklu torebkowego Dorothy Howell i obcasowego Gemmy Halliday.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 19 lutego 2019, o 19:43

Zrobiłam sobie zestawienie niedokończonych cyklów, których mi najbardziej brakuje.

Sophie Kinsella, Zakupoholiczka - po polsku jest do tomu nr 4, wszystkich jest 8.

Janet Evanovich, Plumka - jest wydanych 19 tomów. Wielkie gratulacje dla wydawnictwa, bo to ogromne osiągnięcie. Zostało jeszcze 6, nie licząc 4 książek połówkowych i opowiadania.
Inne cykle - szkoda gadać, bo jest całkiem źle. Z jednego cyklu jest wydany pierwszy tom i to wszystko.

Gemma Halliday, High Heels - są wydane 3 tomy z 9 (plus 3 nowelki i opowiadania).

Dorothy Howell, Torebki - wydano 4 tomy, a jest 9 (plus 4 nowelki i opowiadania).

Robin Kaye, Domestic Gods - zabrakło tylko tomu nr 4.

Ellen Byerrum, Crime of Fashion - wydano tom pierwszy, a jest ich 11!

Terri L. Austin, Śledztwo Rose Strickland - wydano tom pierwszy, a są 4 plus opowiadanie.

I jeszcze kilka, których po polsku nawet nie nadpoczęto:

Jennifer Apodaca, cykl o Samancie Shaw - ma 5 tomów (po niemiecku wydano 4 pierwsze)

Julie James, FBI/Attorney - jest 7 tomów (po niemiecku jest 6)

Suzanne Enoch, cykl o Samancie Jellicoe - jest 6 tomów (po niemiecku pierwsze wydawnictwo wydało tomy 1-3 i 5, a drugie tylko 1-3)

Heather Webber, cykl o Lucy Valentine - jest 5 tomów i połówka (po niemiecku tylko 2)
Cykl A Nina Quinn Mystery - 7 tomów (wydawane w latach 2004-2013, w każdym tytule jest wyraz "Trouble")

Przymierzam się do kupienia brakujących tomów w oryginale, ale to trochę potrwa, bo od kilku lat boję się czytać po angielsku.
Na pierwszy ogień by poszły: Gemma Halliday (tylko tomy 7-9, bo resztę czytałam po niemiecku), Dorothy Howell i Terri L. Austin. A później Jennifer Apodaca, Suzanne Enoch i Heather Webber.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 19 lutego 2019, o 22:58

Ja się zastanawiam, skąd to szatkowanie/zawieszanie.
W innych gatunkach a la kryminał i fantastyka jest lepiej.
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 19 lutego 2019, o 23:09

Obawiam się, że jedynym wytłumaczeniem jest ich zbyt niska sprzedaż. A ona może wynikać z niedostatecznego reklamowania książek.

Drugą stroną medalu może być to, że gdy autorki ciągną jakiś cykl na siłę, bo łatwiej im się pisze coś, w czym już mają rutynę i nie muszą już główkować nad tworzeniem nowych postaci, to może dojść do tego, że wypstrykają się z pomysłów i cykl w swej jakości schodzi na psy. Czytelnik nie jest głupi i jak to widzi, to szuka sobie innej lektury, a sprzedaż następnych tomów spada do poziomu, w którym już nie opłaca się go dalej wydawać.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 19 lutego 2019, o 23:25

Wszystkie elementy, jakie wymieniłaś - tak, ale jeszcze mi czegoś brakuje do pełnego obrazu...
Tak po omacku- aspekt, że czytelniczki nie są głupie - przychodzi mi na myśl, że gdy fabuła zawodzi, to przynajmniej język/forma zachęcają do dalszej lektury. W przypadku tłumaczeń jednak w szczególności romansów ten drugi czynnik odpada... I faktycznie szkoda czasu (i pieniędzy).

Ja bym chetnie poczytała, jak do czytelnictwa od strony ekonomicznej podchodzą wielbiciele danych gatunków (lub inaczej: czy wielo-gatunkowi czytelnicy robią rozróżnienie pod tym względem zależnie od gatunku).
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 19 lutego 2019, o 23:53

Wśród tych poszatkowanych cyklów, które wypisałam, prawie nie ma romansów. Tylko Robin Kaye i Julie James to romanse. Reszta jest chick litami lub kryminałami, wszystkie z jedną bohaterką główną przez cały cykl. Może to właśnie na tym polega problem, że trudno jest utrzymać uwagę czytelnika na równym poziomie tak, by go nie zmęczyć i nie znudzić.
Tak mi się wydaje, że oprócz "Bridget Jones" Helen Fielding i "Papli" Meg Cabot, po polsku nie wydano w całości żadnych innych cyklów chick litowych.
Sytuacja z cyklami romansowymi chyba wygląda nieco lepiej. Tu by się musiał wypowiedzieć ktoś inny, bo ja nie znam tych cyklów, ale częściej spotykam się z cyklami wydanymi w całości.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 20 lutego 2019, o 00:05

Hm, jest też kwestia, ile się czyta. Co jest paradoksem - im więcej czyta osoba (i to jeszcze w gatunku) tym bardziej wybrednym/wyrobionym czytelnikiem się staje (czyli wie, czego chce) - co jedni łykają raz w roku, to inni łatwo ogarną w miesiąc i się znudzą. I tu sztuka utrzymania serii na rynku (tłumaczonej).

No kurcze czuję acz nie wiem jeszcze (ale to coś, co krąży w ramach dyskusji o Zmierzchu i Greyach: głównymi odbiorcami i fanami bynajmniej nie byli czytacze namiętni danych gatunków :lol:
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 33018
Dołączył(a): 18 maja 2011, o 15:02
Ulubiona autorka/autor: Janet Evanovich

Post przez Janka » 20 lutego 2019, o 00:19

W swoim otoczeniu też mam dowody na tę tezę. Np. cykl Zmierzch przeczytała moja znajoma i jej wszystkie córki, a żadna z nich nie czytała w całym życiu niczego więcej.
Obrazek

Avatar użytkownika
 
Posty: 136
Dołączył(a): 24 czerwca 2017, o 17:53
Ulubiona autorka/autor: Krentz\S.E.Philips\S.Shannon\Ch.Lauren\Kleypas\N.R

Post przez Kidełka » 25 marca 2019, o 11:41

Pascal nie zamierza kontynuować serii Hudson Valley od Alice Clayton :evil: :shit:
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
Obrazek

"Bardzo dobrze - odrzekł cicho. - Podpal cały świat. Z przyjemnością podam ci zapałki."

Avatar użytkownika
 
Posty: 10118
Dołączył(a): 3 sierpnia 2011, o 11:33
Lokalizacja: Somewhere
Ulubiona autorka/autor: Nalini Singh

Post przez kejti » 16 stycznia 2021, o 20:44

Liczę, że wydawnictwa wezmą się za wydawanie książek Sariny Bowen - jest tak dobra jak Ellie Kennedy :bigeyes:

.
.

Let's find some beautiful place to get lost.

Avatar użytkownika
 
Posty: 5
Dołączył(a): 11 marca 2022, o 15:34
Ulubiona autorka/autor: Madeline Baker

Post przez Sencha » 12 marca 2022, o 01:25

Znam sporo takich książek o tematyce indiańskiej i niektóre są naprawdę niezłe. Zamieszczam moje oceny, ale zwykle są troszeczkę nad wyraz, bo próbuję zachęcić autorki i rozpowszechnić gatunek. Niestety nie ma dużo tych książek, a te które istnieją to też często nie są romanse najwyższych lotów :(

Madeline Baker
"Reckless Heart" - oceniłam na 5 gwiazdek
"Forbidden Fires" - 4 gwiazdki
Nie mogę się doczekać, by przeczytać więcej od tej autorki :D

Sary M. Anderson
Seria "Men of the White Sandy", szczególnie druga książka "The Shadow" - 5 gwiazdek

Catherine Anderson
"Comanche Moon" - klasyka, jeśli ktoś lubi i radzi sobie z angielskim to bardzo polecam

Benjamin Capps
"A woman of the people" - nie jest to typowy romans, ale powieść z romansem w tle. Męski autor znakomicie wciela się w rolę 9 letniej Helen, która wraz z 5 letnią siostrą zostaje uprowadzona przez Comanche i pokazuje jej życie na przestrzeni lat. Książka ta jest interpretacją wydarzeń z życia Cynthii Ann Parker - białej kobiety, która w podobnych okolicznościach została zabrana do obozu Comanche. Wyszła za mąż za tamtejszego wodza, a jej syn został ostatnim wodzem Comanche. Bardzo dobra powieść, choć wiadomo jak facet się za romans zabierze to nie ma co oczekiwać nie wiadomo czego XD Dałam 5 gwiazdek


Pewnie będę się tu często udzielać :'D

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 12 marca 2022, o 06:21

Kwestia techniczna: Nawet przy braku polskiego tłumaczenia spokojnie możesz się poudzielać w tematach o gatunkach, tutaj: Romans historyczny ;)
viewtopic.php?f=38&t=7

Jak pamiętam romans historyczny z rdzennymi mieszkańcami Ameryk ;) był mega popularny w latach 80. i jeszcze trochę 90., a potem... mocno ewoluował...i zniknął. Masz, Sencho, jakieś autorki i tytuły do polecenia z ostatniej dekady? :niepewny:

Catherine Anderson swego czasu dobrze znałam, Madeline Baker też zaliczyłam parę co najmniej tytułów.
Przyznam, że tez mnie irytował trochę mechanizm "to musiał był wódz" (obok paru innych elementów, chyba najbardziej, tego, że stałym motywem jest kontra "biała bohaterka vs indiański bohater", gdy fajnie by było również poczytać o bohaterkach niebiałych - czyli z różnym kulturowym tłem - w tym kontekście ;)

Hm, znam większość z tej listy, ale pewnie czytałam ponad 15 lat większość, więc pamięć szwankuje...
https://www.goodreads.com/shelf/show/na ... an-romance

Za to współcześnie pisane po 2010 historyczne w tym typie... daaawno się nie natknęłam tak, aby zapamiętać...
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 2265
Dołączył(a): 17 listopada 2015, o 13:02
Lokalizacja: mazowieckie
Ulubiona autorka/autor: Montgomery, Palmer, Roberts

Post przez montgomerry » 12 marca 2022, o 09:05

Fingillia - teraz to takie romanse nawet historyczne oskarżone byłyby o propagowanie rasizmu, nietolerancji etc. Szkoda mówić...

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 12 marca 2022, o 09:25

Bo spora czesc byla niefajna pod tym wzgledem ^_^ nie dziwie sie, ze mocno sie gatunek zmienia...
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 2265
Dołączył(a): 17 listopada 2015, o 13:02
Lokalizacja: mazowieckie
Ulubiona autorka/autor: Montgomery, Palmer, Roberts

Post przez montgomerry » 12 marca 2022, o 09:32

Współczesne romanse mafijne, pełne erotyki
Itd. są ok? Nie sądzę. Wszystko to samo, tylko ubrane w inny płaszczyk.

Avatar użytkownika
 
Posty: 10118
Dołączył(a): 3 sierpnia 2011, o 11:33
Lokalizacja: Somewhere
Ulubiona autorka/autor: Nalini Singh

Post przez kejti » 12 marca 2022, o 09:35

przeczytałam "indyjskie" i już chciałam coś polecić :hihi:

.
.

Let's find some beautiful place to get lost.

Avatar użytkownika
 
Posty: 5
Dołączył(a): 11 marca 2022, o 15:34
Ulubiona autorka/autor: Madeline Baker

Post przez Sencha » 12 marca 2022, o 18:28

Fringilla napisał(a):Kwestia techniczna: Nawet przy braku polskiego tłumaczenia spokojnie możesz się poudzielać w tematach o gatunkach, tutaj: Romans historyczny ;)
viewtopic.php?f=38&t=7


Dzięki, właśnie nie byłam pewna, czy wypada :)

Seria "Men of the White Sandy" Sary M. Anderson jest publikowana od 2013 roku ale niestety jej książki też mają miejsce w czasach współczesnych, na rezerwacie. A ja najchętniej przeczytałabym książki z czasów pierwszego kontaktu o życiu plemiennym etc i to nie koniecznie Indian ze stepów. Bo w sumie to nawet nie chodzi mi o samych Indian tylko właśnie o takie życie poza cywilizacją więc do gustu przypadła mi również Biała Masajka. Ogólnie bardzo lubię antropologię i romanse to po prostu łatwy sposób w zagłębienie się w takie tematy. Czytałam kiedyś książkę Cassie Edwards, której wyjątkowo mocno nie polecam, ale to co mi się w niej podobało to że sięgała ona do mniej znanych plemion z odmiennym stylem życia. Np ta konkretna książka którą wymęczyłam tak do połowy była o plemieniu które zajmowało się polowaniem na wieloryby i nie znało koni. To było coś zupełnie nowego, trochę jak w "Journey to the River Sea" Evy Ibbottson w której bohaterka poznaje brazylijską dżunglę i choć jest to książka dla dzieci to baardzo ją polecam.

Akurat mi nie przeszkadza, że główna bohaterka jest białaską :D Ale znowu jak mówisz, dlatego że większość tych książek została napisana w latach 80 to wydaje mi się, że na tamte czasy uznane by były za erotyki (tzw "boddice ripper"). Szkoda mi, że tak niewiele nowych autorek pisze o tym... szczerze to czytając Cassie Edwards sama czułam się jakby mogła zostać pisarką XD

EDIT: Dancing on Coals jest z 2011 i jest trochę w typie Comanche Moon i nieźle napisane, ale mi znowu główna bohaterka nie przypadła do gustu. Osobiście lubię bohaterki mniej współczesne, bo te dzisiejsze się moim zdaniem często zachowują jak faceci. Są wyrachowane, skore do bijatyk i przesiąknięte takim feminizmem, którego nie lubię.

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 12 marca 2022, o 22:00

Kejti - dlatego nie używam słowa "indiański" bo się muszę dwa razy zastanowić (to też przez angielski :P nie dziwię się, że porzucono już prawie całkowicie "indian" w tym znaczeniu - wprowadzało mocne zamieszanie oprócz wszystkich innych problemów ;)

montgomerry napisał(a):Współczesne romanse mafijne, pełne erotyki
Itd. są ok? Nie sądzę. Wszystko to samo, tylko ubrane w inny płaszczyk.

Obecność rasizmu w literaturze nie jest dla mnie analogiczna z obecnością erotyki w literaturze.
To dwie oddzielne kwestie.

Mogę się zgodzić co do tego, że romans mafijny (o tym też chyba pisałam w ramach rozmowy o definicji gatunku) ma wiele etycznie grząskich aspektów - mizoginia ogólnie, problem z "dark romance" czyli zatarte granice między Dobrem a Złem, a ten podział był zawsze jedną z wyraźnych cech romansu jako gatunku (przy czym Dobro/Zło bywało mocno różnie definiowane, nie było jednego zestawu wartości, ale ważne było, że ta dychotomia istnieje ;)

Ale na koniec literaturę popularną, szczególnie komercyjną mocno, kształtują potrzeby czytelnicze w znacznym stopniu... więc mnóstwo nisz istnieje, czasem przechodzi do mainstreamu, a potem znika lub znów staje się niszowa.
I cały czas ma miejsce dyskusja wśród twórczyń i odbiorczyń co do potrzeb i standardów.

Tak jak istnieje ukryta mizoginia w romansie, tak istnieje ukryty rasizm - czasem faktycznie wynikający wręcz z dobrych intencji i częściowo nieświadomy. Ale coraz rzadziej, bo jednak możliwość ogarnięcia tematu, na który się pisze, w dzisiejszych czasach jest szersza niż kiedyś.

I to kwestia właśnie tego, czego się szuka - jak pisała Sencha: także w obszarach literatury, hm, poznawczej :hyhy: jak najbardziej z antropologicznymi wstawkami... tu jest ten element może nawet nie tyle rasizmu co postkolonialnej narracji: że jako czytelniczki "stąd" preferujemy mniej lub bardziej świadomie opowieści o poznawaniu i podróży w odmienne dla nas kultury.
A sami "mieszkańcy" tychże kultur woleliby, gdybyśmy też poznawały ich świat ich oczami a nie jedynie jako turyści poszukujący egzotyki - i próbowały zrozumieć ich perspektywę. I abyśmy nie fetyszyzowały tychże kultur...

I to - perspektywa nie-biała - było mocno nieobecne w literaturze zachodniej, szczególnie rozrywkowej. Całkiem szybko zaczęto na to w romansie zwracać uwagę i dlatego "egzotyka" po latach 90. mocno została stonowana i chyba nadal szuka się rozwiązań narracyjnych, z którymi możemy czuć się ok... Bo coraz więcej odbiorczyń było (i jest) nie-białych :D

Oj, to jak z queerową literaturą :D inaczej trochę piszą cis-het autorki o osobach lgbt+ a inaczej same osoby queerowe o interakcjach i relacjach z wewnątrz społeczności i z własnego doświadczenia ;)
I ten pierwszy podgatunek zyskuje, gdy autorki słuchają opinii i krytyki odbiorczyń lgbt+.

Sencha - ja jeszcze oddzielne się wypiszę o konkretnych autorkach i też popomstuję na Cassie Edwards :hyhy:
Ale to za chwilę, bo tyle tego, że muszę wykroić moment większy :evillaugh:
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Avatar użytkownika
 
Posty: 5
Dołączył(a): 11 marca 2022, o 15:34
Ulubiona autorka/autor: Madeline Baker

Post przez Sencha » 12 marca 2022, o 22:33

Rozumiem potrzebę reprezentacji innych kultur w książkach - ale ludzie piszą ze swojego punktu widzenia. Jeśli istniałaby np czarnoskóra pisarka pisząca romanse z Indianami to z pewnością zawarłaby w niej czarnoskóre postacie, w tym główną bohaterkę. Ale co jeśli czarnoskóre autorki zwyczajnie nie chcą o tym pisać? Szczerze to chyba nie natknęłam się na czarnoskórą pisarkę piszącą o czymś innym niż rasizm, przynajmniej z tych lepiej znanych. Wydaje mi się nie fair oczekiwać od autorki by na siłę tworzyła swoje postacie nie-białe jeśli z białymi się najbardziej utożsamia i np kultura czarnych jej zupełnie nie interesuje. Tu z resztą nie chodzi o kolor skóry, a właśnie o kulturę oraz historię, na której punkcie te osoby są często dość przewrażliwione. Jak sama stwierdziłaś, jest różnica między autorkami hetero piszącymi o gejowskich związkach od autorek lgbt które lepiej ten temat rozumieją. Zawsze wtedy znajdzie się przedstawiciel owej mniejszości który powie że owa biała heteroseksualna autorka zrobiła to źle i jeszcze posądzi ją o rasizm, a w przeciwieństwie do lgbt to bardzo polaryzujący temat w Stanach.

Dlatego nawet jeśli chętnie bym przeczytała taki romans z innymi narodowościami/rasami (gorzej wątki lgbt bo to mnie zwyczajnie nie interesuje) to nie będę obwiniać białej autorki, która dobrze że w ogóle taki romans napisała, że jej główna bohaterka reprezentuje jej własną kulturę. Przyznam że najchętniej widziałabym w takim romansie Polkę, bo czemu nie :D Może kiedyś jakaś Polka napisze, nie będę przecież oczekiwać tego po Amerykance :) Ale jest co jest, cieszę się jeśli uda mi się znaleźć jakiś fajny romans w gatunku i jestem wdzięczna, że ktoś je pisze.

Avatar użytkownika
 
Posty: 28665
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14
Lokalizacja: i keep moving to be stable
Ulubiona autorka/autor: Shelly Laurenston, Anne Stuart

Post przez Fringilla » 13 marca 2022, o 01:38

Rasizm nie ogranicza się do problemu biali-czarni :niepewny:
Mi chodzi o rasizm wobec rdzennych mieszkańców Ameryk obu w romansowej literaturze.
A konkretnie: traktowanie jako egzotycznego zjawiska, często z mocnym podkreśleniem "inności", nawet jeśli ta inność miałaby być bardziej "szlachetna" bo "naturalna i pierwotna". Lub gdy coś, co jest w realnym świecie powodem do wstydu i źródłem problemów (bycie "kolorowym z rezerwatu") dla rozrywki jest idealizowane lub wręcz podlega fetyszyzacji.

Jak w książkach Karola Maya choćby, jako przykładzie... skrajnym prawie :D
Albo w Ostatnim Mohikaninie - adaptacji filmowej, którą bardzo lubię, ale w której tez można zaobserwować mnóstwo przykładów powyższego zjawiska :P

Rdzenne autorki - i czytelniczki! - mają prawo w takich wypadkach mówić "ok, fajnie, ale obraz naszej kultury w tym wszystkim jest... no, nierzetelny najczęściej... może lepiej przerzućcie się na fantastykę" :lol: i ja to doskonale rozumiem.
Jasne, można się na rzetelność spierać i wtedy - wreszcie - się pojawiają opowieści, hm, głębsze i rzetelniejsze.

Sencha napisał(a):Rozumiem potrzebę reprezentacji innych kultur w książkach - ale ludzie piszą ze swojego punktu widzenia. Jeśli istniałaby np czarnoskóra pisarka pisząca romanse z Indianami to z pewnością zawarłaby w niej czarnoskóre postacie, w tym główną bohaterkę. Ale co jeśli czarnoskóre autorki zwyczajnie nie chcą o tym pisać?

Jest w anglosaskiej literaturze popularnej - romansowej choćby - problem rasizmu wewnątrz branży, czyli nie było łatwo być nie-białą autorką piszącą romanse, a już z kolorowymi bohaterami - jak najbardziej problematyczne.
Dla nas w Polsce problem niedostrzegalny może przez dekady, ale obecny i mocno kształtujący cały romansowy świat.
Pytanie nie brzmi, czy chciałyby pisać, pytanie brzmi (a przynajmniej brzmiało): kto by to wydał...

A historia kontaktów i budowania relacji między rdzennymi Amerykanami a przybyszami choćby z Afryki jest długa i skomplikowana - i bardzo ciekawa swoją drogą. Jednak w kulturze popularnej długo marginalizowana "bo kto by chciał o tym czytać".
Także ze względu na rasizm - nagle się okazywało, że całe "białe" rodziny, które nie miały problemów z powoływaniem się na "indiańską krew" własnie w ramach mitów "biała prababka porwana przez indiańskiego wodza" nie były znowu takie białe, bo się okazywało, że do plemion dołączali przed 1800 rokiem nie tylko Europejczycy ale i Afrykanie - w ramach naturalnej migracji i koegzystencji.
I się robił problem, bo tabu posiadania "czarnych" przodków było mega obecne...
Rasizm amerykański jest złożony, odcień skóry sam w sobie to tylko faktycznie powłoczka...

Sencha napisał(a):Szczerze to chyba nie natknęłam się na czarnoskórą pisarkę piszącą o czymś innym niż rasizm, przynajmniej z tych lepiej znanych.

Ponieważ to element bardzo mocno kształtujący ich życie, więc mega trudno jest ten watek pomijać, gdy chce się pisać o własnych doświadczeniach lub na nich bazować ;) to tak, jakby autorki piszące obyczajówki o losach rodzin polskich ostatnich 50 lat pomijały problemy życia w PRL i "tego strasznego komunizmu". Byłoby dla nas to co najmniej dziwne :D
A swoja drogą są jak najbardziej autorki kolorowe w różnych gatunkach piszące na mnóstwo tematów bardzo zróżnicowanych ;)

Sencha napisał(a):Wydaje mi się nie fair oczekiwać od autorki by na siłę tworzyła swoje postacie nie-białe jeśli z białymi się najbardziej utożsamia i np kultura czarnych jej zupełnie nie interesuje. Tu z resztą nie chodzi o kolor skóry, a właśnie o kulturę oraz historię, na której punkcie te osoby są często dość przewrażliwione.

Tego nie wymagam, wręcz odwrotnie: lepiej pisać o tym, co się zna :lol:
Ale też właśnie o to chodzi: w przypadku "indiańskich romansów" autorki często pisały o kulturach niekoniecznie dobrze przez nie przestudiowanych ;)
To zupełnie inny ciężar niż np. amerykańskie autorki o szkockich korzeniach piszące romanse o szkockim średniowieczu lub walkach o niepodległość - to jest wchodzenie w dialog z wlasną spuścizną i wtedy inaczej można dyskutować o fiksacji na Szkotach w tych seksownych litach :P (bo podobne zjawiska oczywiście zachodzą).

Sencha napisał(a):Jak sama stwierdziłaś, jest różnica między autorkami hetero piszącymi o gejowskich związkach od autorek lgbt które lepiej ten temat rozumieją. Zawsze wtedy znajdzie się przedstawiciel owej mniejszości który powie że owa biała heteroseksualna autorka zrobiła to źle i jeszcze posądzi ją o rasizm, a w przeciwieństwie do lgbt to bardzo polaryzujący temat w Stanach.

No niekoniecznie rasizm ;) raczej brak wrażliwości.
I czy to źle, że krytykują? Łatwiej wtedy przyporzadkować tytuł, np. do fantastyki :hyhy: A na powaznie: może to raczej dodatnio wpłynąc na przyszłe tytuły.
Przedstawiciel "mniejszości" są tutaj wrażliwi, ponieważ wiedzą, jak łatwo jest budować stereotypy na podstawie popkulturowych wyobrażeń i jak łatwo te stereotypy mogą faktycznie mocno szkodzić.

Dlatego nawet jeśli chętnie bym przeczytała taki romans z innymi narodowościami/rasami (gorzej wątki lgbt bo to mnie zwyczajnie nie interesuje) to nie będę obwiniać białej autorki, która dobrze że w ogóle taki romans napisała, że jej główna bohaterka reprezentuje jej własną kulturę.

Jasne, tylko trzeba jednak pamiętać, że oprócz bohaterki w takim "indiańskim" romanse są tam tez inni bohaterowie reprezentujący inne kultury i... no własnie, oczekuje, aby się autorka przyłożyła po prostu albo wrzucamy do wora z fantastyką lub fetyszyzującą erotyką ;)
To po prostu pytanie o jakość i o oczekiwania wobec opowieści.

Przyznam że najchętniej widziałabym w takim romansie Polkę, bo czemu nie :D Może kiedyś jakaś Polka napisze, nie będę przecież oczekiwać tego po Amerykance :) Ale jest co jest, cieszę się jeśli uda mi się znaleźć jakiś fajny romans w gatunku i jestem wdzięczna, że ktoś je pisze.

Twoje czytelnicze oczekiwania są w pełni zrozumiałe ;)
Ja bardzo sobie cenię "interkulturowe" romanse, ale też uważam, że popełnić je, szczególnie w wydaniu romansu historycznego. jest trudno bardzo. I tez szukam satysfakcjonujących tytułów, przy czym obecnie po prostu większość z lat 80. mnie emocjonalnie nie satysfakcjonuje, nawet jesli są to same w sobie ciekawe opowieści z różnych powodów (np. jak kiedyś pisano bodice rippery).
Albo, jako fanka Diany Palmer, niezmiennie zbieram szczękę z podłogi, czytając jej choćby Papierową różę... rany...
Znasz jej Bezdomną a propos historycznych tytułów z parą biała bohaterka - rdzenny bohater?

Swoją drogą - znasz może Maggie Osborne i jej American Pie?
Rzecz się dzieje w Nowym Jorku na początku XX wieku, a bohaterką jest polska migrantka własnie :D
Totalnie HEA harlekinowe a zarazem... ciekawy przypadek "Polki w romansie" i "interkulturowego romansu" ;) Bohaterem jest Irlandczyk, a w tamtych czasach Irlandczycy byli w sumie traktowani ciut tylko lepiej od kolorowych obywateli Stanów...
Problem w tym, że mamy zły zwyczaj, kultywowany przez pedantów i snobów intelektualnych, utożsamiania szczęścia z głupotą. Według nas tylko cierpienie przenosi w sferę doznań intelektualnych, tylko zło jest interesujące
— Ursula K. Le Guin

Poprzednia strona

Powrót do Czytamy i rozmawiamy

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości