Dziewczyny, czy któraś z Was potrafi przeprowadzić analizę kolorystyczną i określić typ (wiosna, lato, jesień, zima) albo zna dobrą metodę, poradnik, cokolwiek?
Gryzę się z tematem, bo dawno temu koleżanka wizażystka określiła mnie jako wiosnę (nie pamiętam w którym typie), ale ostatnio oglądnęłam kilka filmów na YouTube i wychodzi mi, że chyba jednak nie do końca.
Moje cechy:
Włosy mysi blond wpadający zimą w kolor rudy wręcz miedziany, latem mam naturalne słomiane pasemka od słońca.
Brwi prawie nie mam, tzn, są ale do połowy jasnobrązowe, a potem wpadają w niemal siwy i ich nie widać
Rzęsy jasnobrązowe, prawie niewidoczne
Usta jasne, raczej ciepła barwa, coś pomiędzy różem a czerwienią
Skóra jasna, żyły na nadgarstkach zdecydowanie zielone ale nie potrafię powiedzieć czy skóra bardziej w żółty czy w różowy idzie.
Brak piegów, a jeśli już to bardzo mało i jasne.
Opalam się na różowo ale potem przechodzi to w piękny złotawy kolor.
Rumienię się jak świnka, na różowo.
Ciemny albo mocniejszy makijaż robi ze mnie drag queen. Za to róże i jasne brązy wyglądają u mnie dobrze.
Oczy - tu zaczyna się hardcore - w dowodzie mam brązowe i na takie wyglądają na pierwszy rzut oka ale przyjrzałam się dziś uważnie i wychodzi na to, że są zielone, z zółto-brązowymi plamkami i wyraźną niebieską obwódką.
W zależności od tego jak się ubiorę i pomaluję ludzie typują, że mam: zielone, brązowe albo szare.
Kolory, w których wyglądam super: wszystkie intensywne, najlepiej jasne i nasycone barwy, zwłaszcza odcienie niebieskiego, zielonego, turkusu, różowego, czerwonego. Ciepły żółty, fiolet i chabrowy też jest bomba.
Złe kolory: ciemne kolory, zwłaszcza czarny, brązowy, pomarańcz oraz blade i zgaszone barwy - zawsze wyglądam wtedy jak chora albo niewyspana. Biały wygląda na mnie dobrze tylko latem, kiedy jestem mocno opalona. Czarny i brązowy przechodzą u mnie tylko w połączeniu z czymś żywszym, np. "kurczaczkowym" żółtym.
Wychodzi, że niby jestem raczej czystą wiosną ale patrząc na kolory, w których najlepiej się czuję i wyglądam, to zima w wydaniu latynoskim, co się kompletnie nie trzyma kupy.