Latem w Polsce musiałam szybko kupić tusz do rzęs i postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym i przy okazji przetestować nowy rodzaj szczoteczki, którego wcześniej nie miałam.
Ten kształt szczoteczki chyba się nazywa klepsydra. Nie jest najgorszy, ale ten sam efekt daje szczoteczka wygięta w łuk, a ona jest przynajmniej cienka na końcu i łatwiej dojść nią do mini rzęsek w kąciku oka.
Zastanawia mnie, dlaczego "volume" jest tłumaczone jako "pogrubiający". Nie wiem, co tusz miał pogrubić, ale na pewno nie rzęsy. Owszem dodaje objętości - w taki sposób, że rzęsy są dobrze widoczne oraz wyciągnięte do góry, przez co naprawdę pięknie podkreślają oko.
Rzęsy maluje się nim łatwo, nie robi grudek, nie trzeba potem rozczesywać czystą szczoteczką. Jednak dla widocznego efektu potrzebowałam aż 4 warstw.
Lepiej się przy malowaniu nie upaćkać na powiekach, bo pacnięcia się trudno wyciera.
Wytrzymałość jest średnia, po kilku godzinach zaczyna się obsypywać.
Odradzam płakanie, gdy się jest nim pomalowanym, bo powstaje efekt misia pandy.
Zmywanie go to skaranie boskie. Kilka wacików potrzeba, zanim rzęsy będą czyste (przy moich innych tuszach już drugi wacik pozostaje biały).
Testowałam go teraz cały tydzień, żeby mieć pewność, że porządnie go poznałam. Z każdym dniem maluje się nim coraz gorzej. Mam wrażenie, że szczoteczka się oblepia nadmiarem tuszu.
Gdybym szukała mascary w tym przedziale cenowym (czyli w średnim) do codziennego używania, to tej raczej dobrowolnie bym nie kupiła. Wolałabym Maybelline.
Efekt na moich rzęsach był taki sam, jak na modelce z reklam w prasie. Co dla mnie prawdę mówiąc było szokiem. Zwykle te na reklamie wyglądają, jakby miały przypięte sztuczne rzęsy i potem jeszcze są zfotoszopowane, żeby pokazać, "jak pięknie" maluje reklamowany tusz. Tutaj naprawdę działał tak, jak obiecali w reklamie.
I jeszcze jedna refleksja mnie naszła: firmy ze średniej półki wymyślają coraz to nowe i coraz durniejsze szczoteczki, a firmy z górnej półki inwestują w badania nad coraz lepszymi tuszami. Jednak wolę dobry tusz niż dobrą szczoteczkę, bo można się pomalować rano i przez wiele godzin nie zaglądać do lustra, mając świadomość, że nic tam na oczach się nagle nie zmieni.