Wiesz Zeph, nie wydaje mi się, żeby żadne ćwiczenie nie spalało tkanki tłuszczowej bez diety. Gdyby tak było to nie schudłabym 6 kg, bo nigdy żadnej diety odchudzającej nie stosowałam. Pod koniec 2013 r. ważyłam 69 kg. Cały czas aż do dziś jadłam normalnie, bez ograniczeń, również słodycze i tłuste. Zero diety. Za to regularnie chodziłam na basen, ćwiczyłam i starałam się ruszać. Spadło 6 kg. Gdy we wrześniu pracowałam ciężko fizycznie to spalałam średnio w ciągu dnia jakieś 1200 kcal. Również bez diety - wręcz przeciwnie - opychałam się wtedy dość mocno lodami i innymi łakociami. Na początku października ważyłam 62,5 kg. Przytyłam dopiero teraz, jak zabrakło intensywnego wysiłku. Jestem więc zaprzeczeniem teorii o konieczności diety. Bez diety też da się schudnąć,tylko trzeba sporo się napocić.
Osobiście do diet jestem negatywnie nastawiona. Raz, że w żadnej długo nie wytrwam, a dwa, że czułabym się ciągle kontrolowana i skrzywdzona, że czegoś nie mogę jeść. Wolę zapierniczać na macie niż sobie odmawiać wszystkiego, bo lista zakazanych produktów jest spora. Poza tym, raz zrobiłam błąd i sobie rozregulowałam przemianę materii. Na początku 2012 r. zachorowałam na długie zapalenie płuc. Straciłam zupełnie apetyt. Prawie przez miesiąc jadłam z musu. Potem miałam tak zasuszony żołądek, że całą wiosnę bardzo mało jadłam i to bez chęci. Schudłam szybko do 58 kg, ale jak tylko wrócił mi normalny apetyt, wróciły też moje kg. A potem przybyły jeszcze dodatkowe. Najlepiej byłoby znaleźć równowagę pomiędzy zdrowym żywieniem a ćwiczeniami. U mnie będzie z tym ciężko bo nie potrafię zrezygnować z niezdrowego jedzenia. Mogę ograniczać i strać się nie przesadzać, ale nie wykluczyć. Dlatego też postanowiłam spróbować "Skalpela" i innych treningów Chodakowskiej bo u niej trzeba się sporo napocić. po 40 minutach jestem cała mokra i tak fajnie zmęczona. Wcześniej sama ustalałam sobie plan ćwiczenia i też dawało to efekty, ale jednak wydaje mi się, że ćwiczenia z Ewą są ciekawsze i bardziej intensywne. Na razie ćwiczę około godziny dziennie. "Skalpel" a potem 20 minut np. hula. Na razie efekt jest żaden. To znaczy, trudno po 10 razach odczuć jakieś efekty, poza zakwasami. Jak zaczynałam "Skalpel" 11 października to ważyłam 63 kg. Dziś po 10 treningach ważę ponad 64 kg i ogólnie utyłam w rozmiarach. Jak po miesiącu nic się nie zmieni na lepsze, to zwiększę intensywność albo zmienię ćwiczenia. Według Ewy sam "Skalpel" powinien dać efekty po około miesiącu, przy założeniu, że ćwiczy się co najmniej 3 razy w tygodniu. Mnie wyszła średnia 5 razy. Ogólnie już szykuję się do zwiększenia wysiłku bo zaczyna mi brakować ruchu, ale jestem ciekawa co da sam "Skalpel" po miesiącu.