ja jestem dziecko nauczycielskie, stała nade mną mama z batem i trzeba było nad sobą pracować
gdzieś tak do ósmej klasy było bardzo ciężko, prace nieczytelne, pokreślone, pełne błędów strach się bać.
pamiętam jak w zerówce i 1-3 jak były czytanki to uczyłam się ich w domu na pamięć, ale zawsze się na mnie poznawali, że czytam z "pamięci", a jak było takie czytanie na "zywo" to nigdy nie dałam rady nic przeczytać, wszyscy, nawet największe tumany, szli się bawić a ja musiałam zostać w klasie i się uczyć, a najgorsze to było to, ze mój starszy brat by bardzo zdolny czytanie, pisanie, tabliczka mnożenia jeszcze przed przedszkolem opanowana a mnie uczyli ci sami ludzi to się nasłuchałam
potem w 4-8 nie było już tak źle, gdzieś w czwartej klasie zaczęłam czytać tak w miarę, ale co ja sie przedtem napłakałam, ale pisanie to nadal był straszny problem, te zeszyty z literkami jak u pierwszoklasisty, gdzieś koło piątej klasy zaczęłam czytać nałogowo i wtedy dużo się poprawiło, ale prace nadal były czerwone, błędów nie przestałam robić do dziś, z interpunkcja jestem całkiem na bakier
, ale za to znam wszytskie zasady dotyczące polskiej ortografii, jak pisze wolno i się bardzo staram to można mnie rozczytać
odpowiedzi ustne niby wszystko wiem a tu mi atkie coś wychodziło z tego co mówiłam
o miałam jeszcze problemy duże na chemii, bo cały czas przestawiłam literki we wzorach
ale szkołę skończyłam bez żadnych orzeczeń, tak myślę, ze gdybym miała taki świstek to raczej by mi nie pomógł, tak to nie było żadnego wytłumaczenia tylko mnie ganiali, męczyli, sprawdzali prace...i bardzo się poprawiłam
a ze to mam wiem dzięki znajomej mamy, która takim rzeczami niejako zawodowo się zajmowała
zapomniałabym przestawianie literek w wyrazach, nie ważne tu czy normalnym pisanym ręcznie tekście to mój ulubiony rodzaj błędu