Też zależy, o jakich gniotach mowa i na czym polega ich sukces i kontynuacja wydania.
Dopóki nie operujemy na liczbach, to bardzo trudno ocenić, jakie promo na jaką skalę może się przełożyć na sprzedaż.
Za wspomnianymi gniotami (myslę bardziej o Blanki Lipińskiej) idzie konkretna spora promo forsa bynajmniej nie trafiająca do zwykłych promotorek-czytelniczek tylko do speców (to, że spece potem rekrutują za darmo lub za grosze zwykłe - nie chcę używać sformułowania "prawdziwe"
- czytelniczki/promotorki, to tylko ciąg dalszy, i tylko znikomy ułamek w kwotach trafiających do konglomeratów medialnych i dystrybucyjnych).
Statystyki liczą się sprzedażowe, reszta to ściema.
I znowu: jeśli zwykłe czytelniczki miałyby w jakikolwiek sposób robić adekwatny szum oddolny, to wciąż musiałyby posiadać dane, na jaką skalę trzeba działać i w jakiej wspólnej, solidarnej sile. Konkretnie: ile egzemplarzy musiałyby wypromować/sprzedać w jakim formacie i za ile. I jak to się przekłada na możliwości i oczekiwania co do benefitów.
Tak, trochę amwayowsko to zabrzmiało
A nawet z kasą na promo można się przejechać choćby na spolecznościówkach i ich nieprzewidywalnych fluktuacjach zasięgowych (szczególnie dla mniejszych promo-influencerów, mniej lub bardziej profesjonalnych).
Przypadek Blanki Lipińskiej pokazał, jak to się robi przy mega bestsellerze.
Jakie inne przykłady o mniejszym też wyniku? (Znowu: przełożenie kosztów na zyski oraz skala przedsięwzięcia).