Autorka znana mi nie od dziś, więc mniej więcej wiedziałam, czego się spodziewać.
Konwencja thriller i romans (również przeze mnie dobrze znana i lubiana ), z fajnym klimatem i ciekawą fabułą.
Czy tak było i tym razem? Na pewno, chociaż miałam wrażenie, że jakby tylko połowicznie. Zarówno w wątku sensacyjnym, jak i romansowym czegoś mi w pewnym momencie zabrakło lub też było za dużo.
Ale po kolei...
Od razu polubiłam główną bohaterkę Charlotte, co jak dla mnie jest podstawą, przy tego typu książkach. Charlotte, to taka zwyczajna, normalna kobieta, która pozornie niczym się nie wyróżnia, jednak okazuje się, że ta jej normalność jest jednocześnie jej największym atutem, a wraz z rozwojem akcji odsłania się również jej drugie oblicze, twardej babki, na której można polegać w kryzysowych sytuacjach.
Z kolei Max, detektyw, którego poznaje podczas śledztwa, w które zostaje wplątana, jest człowiekiem dość skomplikowanym. Ma za sobą trudną przeszłość, która wciąż odciska na nim swoje piętno.
Jednak spotkanie tej dwójki owocuje nie tylko sprawniejszym śledztwem, ale również uczuciem, które nieoczekiwanie dla nich samych zaczyna ich łączyć.
Wszystko to brzmi bardzo dobrze i do pewnego momentu bardzo dobrze się też czytało, jednak koniec końców jakoś się to 'rozlazło' i straciło na wiarygodności. Pierwsza i jedyna scena łóżkowa jakaś taka na siłę i bez koniecznego dla mnie w takich scenach ładunku emocji. Powiedzieć, że mnie znudziła to mało. I chyba od tego momentu Charlotte i Max rozmyli mi się bardzo charakterologicznie i nie potrafiłam ich już załapać do samego końca.
Co do intrygi kryminalnej, to wystąpił ten sam schemat. Do pewnego momentu bardzo dobrze poprowadzona, tajemnicze zgony, mylne tropy, pozorny brak podejrzanych. Jednak, w którymś momencie zaczęłam mieć wrażenie, że autorka serwuje zbyt dużo zbiegów okoliczności, cudownych objawień i dowodów praktycznie samych wpadających bohaterom w ręce. Tak jakby koniec nie był do dopracowany, wyjaśnienia same się znajdowały, brakło mi dbałości o szczegóły.
Jednak, wbrew pozorom, nie jest to książka bardzo słaba. Mogę jedynie stwierdzić, że na pewno słabsza niż wcześniejsze książki Krentz, z którymi miałam do czynienia.
Czytało mi się ją naprawdę przyjemnie, bo mimo tych różnych 'ale', miała też fajny klimat, który na pewno zapamiętam.
Dużym plusem są poza tym postacie drugoplanowe, a konkretnie mieszkańcy domu seniora Deszczowe Ogrody, w którym pracuje Charlotte, z niezrównaną Ethel na czele