Mad - Chloe Esposito (Viperina)
Napisane: 6 lutego 2018, o 19:08
Skończyłam Mad Chloe Esposito i... nie wiem, co powiedzieć...
Przyznam, że już pewien problem miałam z zaklasyfikowaniem książki do jakiejś kategorii na forum, żeby powiesić gdzieś recenzję, nie wprowadzając Was w błąd. Powiedzmy sobie tak: włoska okładka bardziej oddaje ducha książki niż zabawna angielska, pasująca, owszem, do beztroskiego chick-lita, którego omawiana książka może udawać, ale tylko na początku. Bo nie jest to do końca chick-lit. Ani kryminał. Ani romans, nawet noir czy suspense. To jest coś dziwnego, jakaś efemeryda, która jest tak poplątana i zakręcona, że w zasadzie nie miała prawa się udać. A jednak.
Zapomnijcie o wszystkim, co wiecie o romansach, bohaterach romansów, historiach opisywanych w romansach. Zapomnijcie o wszystkim, co wiecie o kryminałach, intrygach kryminalnych, zagadkach i tego, jak prowadzą Was przez nie autorzy. Zapomnijcie o wszystkim, co Wam się wydaje na temat tego, jak powinien być napisany chick-lit i w których jego momentach powinnyście się śmiać. Chloe Esposito właśnie przejechała samochodem opancerzonym po Waszych wyobrażeniach, a do tego jeszcze udaje, że to było Lamborghini.
Ale po kolei. Główna bohaterka jest socjopatką. W zasadzie w tej książce nie ma bohaterów, którzy nie byliby socjopatami albo chociaż się na socjopatów nie zapowiadali. Wszystko jest mega przerysowane, ale już na początku łapiemy, że autorka umawia się z nami na taką konwencję i albo ją akceptujemy, albo odkładamy książkę. Inaczej się nie da. Nie da się traktować tej historii poważnie, nie da się traktować tych bohaterów poważnie, bo gdyby się chciało, to należałoby usiąść i zapłakać nad ludzkością. Traktowana poważnie bohaterka jest stukniętą, denerwującą, leniwą, nieodpowiedzialną, zapijaczoną idiotką. Częściowo skutkiem zaiste przedziwnych metod wychowawczych stosowanych przez matkę.
Jej siostra bliźniaczka (bliźnięta jednojajowe, więc niemal identyczne, choć już na początku dowiadujemy się, że Alvie stanowi lustrzane odbicie Beth, swego rodzaju anomalię fizjologiczną z sercem i innymi organami wewnętrznymi po drugiej stronie) jest kobietą idealną, z idealnym mężem, uroczym synkiem, majątkiem, urodą i klasą. Rzeczony mąż jest niezwykle majętnym przystojniakiem, a razem zamieszkują w cudownej wilii położonej w sycylijskiej Taorminie. Już na samym początku dowiadujemy się również, że wszędzie tam, gdzie Beth się udało, Alvie poniosła spektakularne fiasko. Bez męża ani narzeczonego (za to z bogatą przeszłością seksualną), zaniedbana, mieszkająca kątem u jakichś ludzi w zapuszczonej norze i wykonująca nudną, niskopłatną i niesatysfakcjonującą pracę. Alvie się nie wiedzie. Alvie nie wie jeszcze, co w zasadzie chciałaby w życiu robić i co potrafi (poza pisaniem haiku). W każdym razie, żeby zbytnio nie spojlerować, Alvie ląduje na Sycylii wskutek dość natarczywego zaproszenia od siostry, z którą była skłócona od czasu ślubu siostry, na którym wykonała numer z serii niewybaczalnych.
I zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Przyznam, że parę razy w czasie lektury przecierałam oczy ze zdumienia, bo kierunek, w którym szła powieść, całkowicie mnie zaskoczył. Ale jak już się z nim pogodziłam, to było nawet zabawnie. I w sumie nie mogę się doczekać drugiej części, w której, jak mniemam, Alvie będzie robiła Ninowi z doopy piękną polską złotą jesień
I last but not least: uwielbiam Taorminę i bardzo miło mi się czytało te sceny, które działy się w moich ulubionych w Taorminie miejscach. Druga część ma się dziać w Rzymie, więc też się nastawiam pozytywnie.
Reasumując: 8/10, co biorąc pod uwagę charakter powieści i moje preferencje, jest czymś zupełnie, ale to zupełnie zaskakującym. Książka ma zostać wydana w Polsce, a studio Universal wykupiło prawa do ekranizacji. Osobiście widziałabym Amandę Seyfield w roli Alvie/Beth i Colina Farrela w roli Nina.
Jednym słowem: zachęcam Was do lektury, Dziewczęta Tylko nie mówcie później, że nie uprzedzałam