Strona 1 z 1

Nightfall - Anne Stuart (Viperina)

PostNapisane: 23 lutego 2017, o 10:48
przez Viperina
Obrazek

Uffff... Dobrnęli do końca. A ja muszę pozbierać trochę myśli, żeby powiedzieć, co sądzę. Po pierwsze, to jest Anne Stuart i czytelniczki jej książek powinny zatem wiedzieć, czego się w związku z tym spodziewać po fabule, a zwłaszcza po głównym bohaterze. Anne Stuart pisze wręcz wzorcowych badassów (bo nie bad boyów, jej bohaterowie są z reguły dojrzałymi mężczyznami, żadne tam NA czy YA). Tym razem jednak już z blurba wynika ciężki, nawet jak na Stuart, kaliber. Oto bowiem Richard Tiernan, skazany na karę śmierci za zamordowanie żony i dwójki małych dzieci, w oczekiwaniu na apelację, wychodzi za kaucją wpłaconą przez znanego pisarza Seana O'Rourke'a. Richard, który nigdy nie przyznał się (ale też i nigdy nie zaprzeczył) do popełnienia tych czynów, ma opowiedzieć Seanowi prawdę. Stawia jednak jeden warunek, Sean ma ściągnąć córkę, redaktorkę z zawodu, Cassidy, by pomogła mu w pracy nad książką. Oczywiście od początku wiemy, że to jest jakaś gra, że Richard ma ukryte cele i diaboliczny plan, do którego realizacji ma prowadzić uwiedzenie Cassidy.

No i gra się zaczyna.

Nie będę Wam opowiadała fabuły, bo możecie sobie wyobrazić, że jest oczywiście klasycznie, że każdy z bohaterów (poza Cassidy) coś ukrywa, że każdy ma jakieś swoje ukryte cele, który wypływają stopniowo i często powodują kolejny wzrost napięcia.

Jest ciekawie, ale powiedziałabym, że przede wszystkim dlatego, że chcemy się dowiedzieć, czy Richard naprawdę zabił (to jest romans, w którym Richard jest głównym bohaterem, więc liczymy na to, że jednak nie zabił). A jeśli nie zabił, to kto zabił, kogo i dlaczego. Autorka robi nam w pewnym momencie lekką (ale lekką tylko) wodę z mózgu, a intrygi i całej reszty możemy domyśleć się mniej więcej po połowie, może po dwóch trzecich książki, jeśli ktoś słabo kojarzy.

Występuje tu tradycyjnie parę niedorzeczności scenariuszowych (ale w ilości i jakości akceptowalnych dla gatunku), nie irytują one jednak ponad miarę. Natomiast co do samego uczucia między głównymi bohaterami, to mam z nim pewien problem. Nie przekonała mnie ani ona, ani on. Oczywiście, należy pamiętać, że po pierwsze to Stuart, a po drugie to 1995 rok (prawie ćwierć wieku temu). Nie jest to z pewnością najlepsza książka Stuart, jaką czytałam, w zasadzie jest nawet dość daleko od pudła, ale myślę, że w ramach dywersyfikacji gatunku warto ją przeczytać, bo jest po prostu inna. I last but not least, dobrze napisana, niezbyt długa, nie przegadana, nie rozwleczona w czasie. W zasadzie, gdyby bohaterowie byli bardziej wiarygodni, to mogłabym postawić nawet 8/10...

7/10 za całość.

PostNapisane: 1 marca 2017, o 12:56
przez Alias
Lubię tę książkę (wieki temu czytałam, jednak coś pamiętam)... ale przede wszystkim za pierwszą połowę. Potem wyszło, że Richard to raczej taki farbowany bad boy ;)

PostNapisane: 2 marca 2017, o 10:00
przez Viperina
No wiesz, to romans, jakby wyszło inaczej, to jej uczucie do niego to by była jednak patologia.

PostNapisane: 2 marca 2017, o 10:32
przez Alias
Mnie nie chodzi o to, że miałby być zaraz faktycznie mordercą :lol:, tylko, że Richard z pierwszej połowy i z drugiej, to jakby dwie różne osoby. Rozumiem, że na początku to była gra, która miała do czegoś doprowadzić... ale mnie ten dysonans jednak trochę uwierał. Samej fabuły już w sumie nie pamietam (za dużo lat minęło), ale to akurt utkwiło mi w głowie ;)

Widzę, że jednak nie uwzględniłaś tego tytułu w ulubieńcach miesiąca ;)

PostNapisane: 2 marca 2017, o 10:45
przez Viperina
Zapomniałam :)

Ale w sumie nie wiem, czy dopisywać, to nie jest moja ulubiona książka Stuart, jest coś w relacji między nimi, co mi się nie podoba. Jakaś sztuczność, tak jakby to uczucie było jednak naciągane, chyba liczyłam na coś innego...