Sądzeni za namiętność - Roxanne St. Claire (Janka)
Napisane: 21 lipca 2016, o 20:34
Roxanne St. Claire "Sądzeni za namiętność"
Tytuł oryginalny: "First You Run"
Data pierwszego wydania: 2008
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania polskiego: 2012
Oprawa: miękka
Liczba stron: 400
Sądzę, że "Sądzeni" to może być najgorsza książka, którą kiedykolwiek czytałam. Ale ponieważ przeczytałam na razie za mało, by móc to ocenić z pełną odpowiedzialnością, to nadam jej tylko tytuł najgorszej książki roku. Bo jakiś tytuł musi mieć. Naprawdę bardzo zasłużyła.
Na stronie BiblioNETki jest druzgocąca książkę opinia kogoś (chyba pani), kto dał jej jako jedyny ocenę 2. Wszystkie inne oceny są dużo wyższe. Ten ktoś wstawił też przykłady na to, że autorka "posłużyła się banalnym, śmiesznym językiem":
"Przerwał pocałunek, ale nie drogocenny dotyk", "Ciało Mirandy przeszywały ogniste błyskawice, roztapiające mózg, palące skórę i wyciskające z niej słodkie kobiece soki", "Znowu przeszyła ją błyskawica, oślepiająca nawet przy zamkniętych oczach. Wicher zaszumiał jej w uszach, a ciało zaiskrzyło, przywierając do niego", "Gorące, zaborcze wargi, które smakowały imbirem, nakryły usta Mirandy pocałunkiem, który łączył w sobie maestrię, niecierpliwość i potęgę", "Z cichym stęknięciem kapitulacji, ku jej rozkoszy, przejął inicjatywę, zamknął dłoń na jej piersi i przytulił ją do erekcji tak szokująco twardej, że z łatwością mogłaby rozerwać szwy", "Bezsilnie westchnęła, gdy jej miednica się poruszyła, jakby miała własny rozum", "Oczy błysnęły niczym złociste krzesiwo", "Rozłożyste poroże jelenia było niczym czarny cień na jego podbrzuszu".
Pomyślałam sobie, że te durne sformułowania mogą być efektem pracy pana tłumacza a nie pani autorki, oraz że niemożliwe, żeby książka była aż tak zła jak to wynikało z opinii, skoro wydanych jest już kilkanaście tomów i z wielkim zapałem zabrałam się za czytanie.
Dobra wiadomość jest taka, że te cytaty pochodzą wyłącznie ze scen seksu, a reszta opisana jest jezykiem całkiem znośnym. Tej reszty było dużo więcej niż migdalenia się, więc można było przymknąć oko (z pewnym trudem, ale poszło) na drobne problemy językowe.
Zła wiadomość natomiast jest taka, że mimo normalnego języka, reszta, poza scenami seksu, jest jeszcze gorsza niż seksy. Nawet więcej. Reszta jest ekstremalnie zła. Czytając, cały czas miałam przed oczami najgorzej wykonane filmy klasy B, bo ta książka to było jak gotowy scenariusz do najgorszego i najbardziej nieprawdopodobnego szitu. A to nie koniec, bo było jeszcze gorzej: tego nie sfilmowałby nawet najmniej wybredny reżyser ani producent. Już słyszę w wyobraźni ten śmiech, który by ich ogarnął na propozycję sfilmowania tej książki.
Gdy doczytałam książkę do końca, to jeszcze nie miałam o niej aż tak złego zdania. Pomyślałam sobie jedynie, że pani autorka chciała stworzyć coś niesamowicie atrakcyjnego, interesującego i bogatego w przygody, ale zabrakło jej talentu i warsztatu, by wyszedł z tego taki efekt, jak by sobie mogła wymarzyć. No ale brawo, że próbowała.
A wtedy przeżyłam wielki szok, bo przeczytałam posłowie od autorki, w którym dziękowała wielu wspaniałym specjalistom za ich ogromną pomoc. Nie mam książki pod ręką, więc nie zacytuję jej słów dokładnie, ale wyraziła się jakoś tak, że chodziło jej o uzyskanie efektu jak największej zgodności książki z rzeczywistością.
Ki diabeł?
Gdyby o tym nie wspomniała, byłoby OK. Pomyślałabym: starała się, nie wyszło, nieważne.
Tylko że ona miała fachową pomoc! Miała i z niej ani trochę nie skorzystała. Wynik jej pracy jest ogromną obrazą dla specjalistów, którzy jej chcieli pomóc. Uważam, że jest dosłownie bezczelnością z jej strony, móc skorzystać z fachowej pomocy i wyprodukować takie ośmieszenie dla tych specjalistów.
Kurdę, może jej się czymś narazili i w taki sposób ich ukarała?
Albo przegrała jakiś zakład?
Ta książka jest dla mnie zagadką.
Jeszcze większą zagadką jest dla mnie to, dlaczego w polskim wydaniu nie wspomniano o tym, że książka porusza wiele wątków, ale ich nie rozwiązuje do końca (niektóre tylko). Problem, od którego książka się zaczęła w ogóle nie jest rozwiązany. Brak odpowiedzi na podstawowe pytania. Jest zasugerowany ogromny spisek na najwyższym poziomie władzy sądowniczej, ale nie dowiadujemy się, o co chodziło. Rzecz była tak straszna, że jedna młoda pani zgodziła się niewinnie spędzić całe życie w więzieniu i siedzi w nim od równo 30 lat, bo gdyby się broniła przed fałszywym oskarżeniem, to spadłoby na nią coś jeszcze gorszego niż dożywocie. Jestem ciekawa, o co mogło chodzić. Co było aż tak straszne i skomplikowane, że przez 30 lat musiało pozostać tajemnicą?
Jestem całkowicie pewna, że to co pani autorka sobie wymyśliła jako rozwiązanie tego wątku, tylko by mnie rozśmieszyło, bo nie popisała się jak dotąd tworzeniem ciekawych splotów wydarzeń i interesujących powodów postępowania bohaterów, o czym najlepiej może świadczyć całkowicie niewiarygodny psychol, będący głównym przestępcą w książce "Sądzeni za namiętność". Dlatego nie sięgnę po żadną inną książkę tej pani i nigdy nie dowiem się, jaką durnotę sobie wymyśłiła jako wytłumaczenie głównego wątku.
Książka jest tomem nr 4, po polsku ukazały się jeszcze 5 i 6 i zakładam, że w nich znalazłabym odpowiedź na swoje pytania. Tylko że ich nie mam. Nawet gdybym chciała dalej czytać, to nie mogę. Opatrzność nade mną czuwa. Mam kilka jej książek po niemiecku, ale nie te, w kórych byłoby rozwiązanie zagadki z przeszłości.
Żeby nie było: polecam tę książkę gorąco. Jest tak zła, że aż dobra.
Tytuł oryginalny: "First You Run"
Data pierwszego wydania: 2008
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania polskiego: 2012
Oprawa: miękka
Liczba stron: 400
Sądzę, że "Sądzeni" to może być najgorsza książka, którą kiedykolwiek czytałam. Ale ponieważ przeczytałam na razie za mało, by móc to ocenić z pełną odpowiedzialnością, to nadam jej tylko tytuł najgorszej książki roku. Bo jakiś tytuł musi mieć. Naprawdę bardzo zasłużyła.
Na stronie BiblioNETki jest druzgocąca książkę opinia kogoś (chyba pani), kto dał jej jako jedyny ocenę 2. Wszystkie inne oceny są dużo wyższe. Ten ktoś wstawił też przykłady na to, że autorka "posłużyła się banalnym, śmiesznym językiem":
"Przerwał pocałunek, ale nie drogocenny dotyk", "Ciało Mirandy przeszywały ogniste błyskawice, roztapiające mózg, palące skórę i wyciskające z niej słodkie kobiece soki", "Znowu przeszyła ją błyskawica, oślepiająca nawet przy zamkniętych oczach. Wicher zaszumiał jej w uszach, a ciało zaiskrzyło, przywierając do niego", "Gorące, zaborcze wargi, które smakowały imbirem, nakryły usta Mirandy pocałunkiem, który łączył w sobie maestrię, niecierpliwość i potęgę", "Z cichym stęknięciem kapitulacji, ku jej rozkoszy, przejął inicjatywę, zamknął dłoń na jej piersi i przytulił ją do erekcji tak szokująco twardej, że z łatwością mogłaby rozerwać szwy", "Bezsilnie westchnęła, gdy jej miednica się poruszyła, jakby miała własny rozum", "Oczy błysnęły niczym złociste krzesiwo", "Rozłożyste poroże jelenia było niczym czarny cień na jego podbrzuszu".
Pomyślałam sobie, że te durne sformułowania mogą być efektem pracy pana tłumacza a nie pani autorki, oraz że niemożliwe, żeby książka była aż tak zła jak to wynikało z opinii, skoro wydanych jest już kilkanaście tomów i z wielkim zapałem zabrałam się za czytanie.
Dobra wiadomość jest taka, że te cytaty pochodzą wyłącznie ze scen seksu, a reszta opisana jest jezykiem całkiem znośnym. Tej reszty było dużo więcej niż migdalenia się, więc można było przymknąć oko (z pewnym trudem, ale poszło) na drobne problemy językowe.
Zła wiadomość natomiast jest taka, że mimo normalnego języka, reszta, poza scenami seksu, jest jeszcze gorsza niż seksy. Nawet więcej. Reszta jest ekstremalnie zła. Czytając, cały czas miałam przed oczami najgorzej wykonane filmy klasy B, bo ta książka to było jak gotowy scenariusz do najgorszego i najbardziej nieprawdopodobnego szitu. A to nie koniec, bo było jeszcze gorzej: tego nie sfilmowałby nawet najmniej wybredny reżyser ani producent. Już słyszę w wyobraźni ten śmiech, który by ich ogarnął na propozycję sfilmowania tej książki.
Gdy doczytałam książkę do końca, to jeszcze nie miałam o niej aż tak złego zdania. Pomyślałam sobie jedynie, że pani autorka chciała stworzyć coś niesamowicie atrakcyjnego, interesującego i bogatego w przygody, ale zabrakło jej talentu i warsztatu, by wyszedł z tego taki efekt, jak by sobie mogła wymarzyć. No ale brawo, że próbowała.
A wtedy przeżyłam wielki szok, bo przeczytałam posłowie od autorki, w którym dziękowała wielu wspaniałym specjalistom za ich ogromną pomoc. Nie mam książki pod ręką, więc nie zacytuję jej słów dokładnie, ale wyraziła się jakoś tak, że chodziło jej o uzyskanie efektu jak największej zgodności książki z rzeczywistością.
Ki diabeł?
Gdyby o tym nie wspomniała, byłoby OK. Pomyślałabym: starała się, nie wyszło, nieważne.
Tylko że ona miała fachową pomoc! Miała i z niej ani trochę nie skorzystała. Wynik jej pracy jest ogromną obrazą dla specjalistów, którzy jej chcieli pomóc. Uważam, że jest dosłownie bezczelnością z jej strony, móc skorzystać z fachowej pomocy i wyprodukować takie ośmieszenie dla tych specjalistów.
Kurdę, może jej się czymś narazili i w taki sposób ich ukarała?
Albo przegrała jakiś zakład?
Ta książka jest dla mnie zagadką.
Jeszcze większą zagadką jest dla mnie to, dlaczego w polskim wydaniu nie wspomniano o tym, że książka porusza wiele wątków, ale ich nie rozwiązuje do końca (niektóre tylko). Problem, od którego książka się zaczęła w ogóle nie jest rozwiązany. Brak odpowiedzi na podstawowe pytania. Jest zasugerowany ogromny spisek na najwyższym poziomie władzy sądowniczej, ale nie dowiadujemy się, o co chodziło. Rzecz była tak straszna, że jedna młoda pani zgodziła się niewinnie spędzić całe życie w więzieniu i siedzi w nim od równo 30 lat, bo gdyby się broniła przed fałszywym oskarżeniem, to spadłoby na nią coś jeszcze gorszego niż dożywocie. Jestem ciekawa, o co mogło chodzić. Co było aż tak straszne i skomplikowane, że przez 30 lat musiało pozostać tajemnicą?
Jestem całkowicie pewna, że to co pani autorka sobie wymyśliła jako rozwiązanie tego wątku, tylko by mnie rozśmieszyło, bo nie popisała się jak dotąd tworzeniem ciekawych splotów wydarzeń i interesujących powodów postępowania bohaterów, o czym najlepiej może świadczyć całkowicie niewiarygodny psychol, będący głównym przestępcą w książce "Sądzeni za namiętność". Dlatego nie sięgnę po żadną inną książkę tej pani i nigdy nie dowiem się, jaką durnotę sobie wymyśłiła jako wytłumaczenie głównego wątku.
Książka jest tomem nr 4, po polsku ukazały się jeszcze 5 i 6 i zakładam, że w nich znalazłabym odpowiedź na swoje pytania. Tylko że ich nie mam. Nawet gdybym chciała dalej czytać, to nie mogę. Opatrzność nade mną czuwa. Mam kilka jej książek po niemiecku, ale nie te, w kórych byłoby rozwiązanie zagadki z przeszłości.
Żeby nie było: polecam tę książkę gorąco. Jest tak zła, że aż dobra.