Zatrute ciasteczko - Alan Bradley (Kasiag)
Napisane: 11 kwietnia 2018, o 18:42
Rewelacyjna! Wspaniała! Oryginalna! Błyskotliwa!
Taka jest zarówno ta książka, jak i jej główna bohaterka. Flawia de Luce. Lat 11.
Ta niezwykła młoda osóbka, której największą pasją jest chemia (ze szczególnym wyróżnieniem dla trucizn), skradnie chyba każde czytelnicze serce.
Moje zdobyła natychmiast.
Flawia jest mieszkanką kilkusetletniego zamku. Z racji tego, że jej ojciec, zapalony filatelista, obecny często tylko ciałem, rzadko kiedy duchem, a z siostrami, Ofelią i Dafne, jest jej zdecydowanie 'nie po drodze', Flawia jest skazana sama na siebie i swoje laboratorium, w którym eksperymentuje z wielką energią i pasją.
Kiedy więc na terenie posiadłości, (a konkretnie w rabatce z ogórkami) znajduje mężczyznę, który wydaje przy niej swoje ostatnie tchnienie, staje się oczywiste, że to sprawa, którą Flawia po prostu musi się zająć.* I nieważne co o tym myśli policja, z inspektorem Hewitt'em na czele. **
Wbrew temu co mogłoby się pozornie wydawać, zdecydowanie nie jest to książka tylko dla młodzieży.
Pan Alan Bradley miał znakomity pomysł na powieść (a nawet, ku mojej wielkiej radości, na cały cykl), ale to w jaki sposób ten pomysł zrealizował, w jaki sposób ożywił go i podał czytelnikowi, to według mnie mistrzostwo.
Galeria postaci, którą stworzył jest tak barwna,że nawet się nie podejmuję, żeby każdą z nich opisywać. Oczywiście osią wszystkiego jest Flawia, ale każda z występujących postaci jest równie barwna, prawdziwa i soczysta.
Natomiast intryga kryminalna, jest bardzo dobrze skonstruowana, logicznie poprowadzona, wiarygodna i co ważne zaskakująca.
No i najważniejsze, narracja. Błyskotliwa, pełna polotu, ukrytego humoru oraz bardzo dużej wiedzy o życiu i naturze ludzkiej jako takiej.
O Flawii nie tyle się czyta, co się z nią po prostu zaprzyjaźnia i przeżywa wszystko razem z nią.
Jak to dobrze, że jest jeszcze przede mną tyle spotkań z nią, w kolejnych tomach
*"Chciałabym powiedzieć, że pękło mi serce, ale nie pękło. Chciałabym powiedzieć, że instynkt podpowiadał mi, abym dała drapaka, ale nie podpowiadał. Zamiast biec z krzykiem, dokąd oczy poniosą, wpatrywałam się z trwogą w umierającego, chłonąc każdy szczegół: drgające palce, ledwo widoczne brązowo-metaliczne tchnienie, jakie powlekło jego skórę, niczym oddech śmierci.
I wreszcie całkowity bezruch.
Chciałabym powiedzieć, że się bałam, ale nie. Przeciwnie. Była to ze wszech miar najciekawsza rzecz, jak mi się przydarzyła w całym dotychczasowym życiu." (str. 34)
**"- Zastanawiam się, Flawio...- zwrócił się do mnie inspektor Hewitt, stąpając ostrożnie wśród ogórków - ...czy mogłabyś poprosić kogoś o zorganizowanie dla nas herbaty?
Na pewno dostrzegł wyraz malujący się na mojej twarzy.
- Dosyć wcześnie rozpoczęliśmy pracę. Czy mogłabyś się wokół tego zakrzątnąć?
I to wszystko. I zawsze tak samo, od narodzin po śmierć! Bez mrugnięcia powieką, bez choćby zająknięcia odsyła się jedyną kobietę na miejscu zbrodni do kuchni, żeby przypilnowała wrzątku. Żeby się zakrzątnęła! Zorganizowała! Za kogo on mnie bierze? Za pastucha?" (str 40)
Taka jest zarówno ta książka, jak i jej główna bohaterka. Flawia de Luce. Lat 11.
Ta niezwykła młoda osóbka, której największą pasją jest chemia (ze szczególnym wyróżnieniem dla trucizn), skradnie chyba każde czytelnicze serce.
Moje zdobyła natychmiast.
Flawia jest mieszkanką kilkusetletniego zamku. Z racji tego, że jej ojciec, zapalony filatelista, obecny często tylko ciałem, rzadko kiedy duchem, a z siostrami, Ofelią i Dafne, jest jej zdecydowanie 'nie po drodze', Flawia jest skazana sama na siebie i swoje laboratorium, w którym eksperymentuje z wielką energią i pasją.
Kiedy więc na terenie posiadłości, (a konkretnie w rabatce z ogórkami) znajduje mężczyznę, który wydaje przy niej swoje ostatnie tchnienie, staje się oczywiste, że to sprawa, którą Flawia po prostu musi się zająć.* I nieważne co o tym myśli policja, z inspektorem Hewitt'em na czele. **
Wbrew temu co mogłoby się pozornie wydawać, zdecydowanie nie jest to książka tylko dla młodzieży.
Pan Alan Bradley miał znakomity pomysł na powieść (a nawet, ku mojej wielkiej radości, na cały cykl), ale to w jaki sposób ten pomysł zrealizował, w jaki sposób ożywił go i podał czytelnikowi, to według mnie mistrzostwo.
Galeria postaci, którą stworzył jest tak barwna,że nawet się nie podejmuję, żeby każdą z nich opisywać. Oczywiście osią wszystkiego jest Flawia, ale każda z występujących postaci jest równie barwna, prawdziwa i soczysta.
Natomiast intryga kryminalna, jest bardzo dobrze skonstruowana, logicznie poprowadzona, wiarygodna i co ważne zaskakująca.
No i najważniejsze, narracja. Błyskotliwa, pełna polotu, ukrytego humoru oraz bardzo dużej wiedzy o życiu i naturze ludzkiej jako takiej.
O Flawii nie tyle się czyta, co się z nią po prostu zaprzyjaźnia i przeżywa wszystko razem z nią.
Jak to dobrze, że jest jeszcze przede mną tyle spotkań z nią, w kolejnych tomach
*"Chciałabym powiedzieć, że pękło mi serce, ale nie pękło. Chciałabym powiedzieć, że instynkt podpowiadał mi, abym dała drapaka, ale nie podpowiadał. Zamiast biec z krzykiem, dokąd oczy poniosą, wpatrywałam się z trwogą w umierającego, chłonąc każdy szczegół: drgające palce, ledwo widoczne brązowo-metaliczne tchnienie, jakie powlekło jego skórę, niczym oddech śmierci.
I wreszcie całkowity bezruch.
Chciałabym powiedzieć, że się bałam, ale nie. Przeciwnie. Była to ze wszech miar najciekawsza rzecz, jak mi się przydarzyła w całym dotychczasowym życiu." (str. 34)
**"- Zastanawiam się, Flawio...- zwrócił się do mnie inspektor Hewitt, stąpając ostrożnie wśród ogórków - ...czy mogłabyś poprosić kogoś o zorganizowanie dla nas herbaty?
Na pewno dostrzegł wyraz malujący się na mojej twarzy.
- Dosyć wcześnie rozpoczęliśmy pracę. Czy mogłabyś się wokół tego zakrzątnąć?
I to wszystko. I zawsze tak samo, od narodzin po śmierć! Bez mrugnięcia powieką, bez choćby zająknięcia odsyła się jedyną kobietę na miejscu zbrodni do kuchni, żeby przypilnowała wrzątku. Żeby się zakrzątnęła! Zorganizowała! Za kogo on mnie bierze? Za pastucha?" (str 40)