Strona 1 z 1

Achaja (cykl) - Andrzej Ziemiański (Kawka)

PostNapisane: 1 kwietnia 2022, o 11:28
przez Kawka
Andrzej Ziemiański cykl "Achaja"

Czytałam ten cykl dawno temu, jeszcze będąc młodym dziewczęciem, wtedy, gdy był wydawany na bieżąco i nawet czekałam na ostatnią, trzecią część. Wtedy ta historia wywołała we mnie piorunujące wrażenie. Było epicko, przygodowo, emocjonująco, były intrygi, humor, dobre tempo akcji – prawie wszystko mi się wtedy podobało. Nie podobały mi się sceny batalistyczne, opisy wojska, wątek czarodzieja Mereditha i zakończenie. Na długie lata porzuciłam tę serię. Wróciłam do niej po latach i zaczęłam czytać ciągiem wszystkie trzy części, ciekawa co odnajdę w tej książce jako osoba już ukształtowana i z większym bagażem doświadczeń. Co się we mnie zmieniło i czy może to sprawić, że zupełnie inaczej spojrzę na tę opowieść.

Achaja tom 1:

Poznajemy Achaję – główną bohaterkę tego cyklu. To młoda dziewczyna, księżniczka, córka wielkiego Księcia Królestwa Troy. Jedna z najbardziej wpływowych osób na świecie. Jest inteligentna, wykształcona, piękna i obyta. Istny ideał. Jest też rozpieszczona wychowaniem. Kiedy w skutek intrygi znienawidzonej macochy trafia do wojska i następnie dostaje się do niewoli, musi szybko nauczyć się nowych reguł, które odtąd będą determinować jej życie.

Wątek Achai jest najlepszym w pierwszej części. Dziewczynę spotyka masa nieszczęść i traumatycznych przeżyć ale to ją kształtuje i zmienia z naiwnej, rozpieszczonej księżniczki w dorosłą kobietę. Achaja dojrzewa i ta przemiana jest wiarygodna. Nabywa nowych umiejętności, doświadczeń, staje się inna. Przeżywa też wspaniałe przygody, ciągle coś się wokół niej dzieje.

Drugim dominującym wątkiem jest historia dwóch oszustów – świątynnego skryby Zaana i jego mało inteligentnego towarzysza – Siriusa. Obaj chcą zawojować świat i decydują się na karkołomny ruch – Sirius podszywa się pod zaginionego księcia, a Zaan jako jego opiekun zdobywa wpływy i władzę na królewskim dworze. Ich droga na szczyt jest pasjonująca i pełna przygód.

Trzeci wątek jest niestety najsłabszy. Czarownik Meredith zastanawia się w nim głównie nad sensem istnienia, filozofuje na temat bogów i porządku świata, prowadzi zawiłe monologi wewnętrzne i dialogi z Wirusem – podstępną rzeczą, wynalazkiem jednego z bogów, a dokładniej boga zdrajcy. Wiem, że w zamyśle autora ten wątek jest ważny ale naprawdę wynudziłam się, nic nowego ani ciekawego historia Mereditha nie wnosi do książki.

Co mi się podobało w tej powieści? Przede wszystkim losy Achai, Siriusa i Zaana. Bardzo ładnie to wszystko się zgrało na końcu w jedną całość. Poza tym akcja gna do przodu, czasem jest zabawnie, czasem dramatycznie i brutalnie ale bardzo emocjonująco. Autor umiejętnie żongluje wątkami, urywając je w najciekawszych momentach i zmieniając perspektywę, dlatego ciągle czuć niedosyt i chęć poznania tego, co będzie dalej (poza wątkiem czarodzieja, który tylko spowalnia akcję i nuży).

Co mi się nie podobało? Przydługie filozoficzne wstawki dosłownie z dupy. Jakieś pierdololo o niczym, wywody autora o życiu i śmierci i tego typu głupoty. To mi zupełnie nie pasuje do przygodowego fantasy, które czasem przeradza się w nudną, filozoficzną rozprawę. Naprawdę, gdyby to wyciąć, książka tylko by zyskała, a tak, niestety, Ziemiański dał upust graniu swojej duszy, a to mi przypomina Feliksa W. Kresa i jego rady odnośnie "grania duszy". Kto nie wie, odsyłam do tego fragmentu dekalogu Kresa: "KSIĄŻKI SĄ DLA LUDZI, MAJĄ SŁUŻYĆ DO CZYTANIA. Jeśli ktoś już postanowił zostać pisarzem (pomimo, iż dowiedział się z siódmego przykazania, że może być kimś innym) to powinien produkować książki, nie zaś książkopodobne grania własnej duszy. A do cholery z jego duszą. Każdy (bo także czytelnik) ma własną duszę, a jak nawet nie ma duszy, to i tak ma swoje granie, więc nie musi płacić za cudze. Książka zawierająca granie duszy autora powinna być uczciwie zatytułowana "Granie mojej duszy". Zobaczymy, czy ktoś to kupi".

Moja ocena tomu 1: 8/10.

Achaja tom 2:

W tej części akcja się zagęszcza. Wątki splatają się mocniej ze sobą, a całość idzie w dziwną stronę. Książka staje się dziwna. Nie chodzi mi nawet o to, że pojawia się dość konkretnie magia i fantastyka wjeżdża z buta razem z drzwiami ale głównie o fakt, że Achaja i jej towarzyszki z wojska Arkach są karykaturą kobiecości. Mam wrażenie, że autor dał upust swoim erotycznym fantazjom (podobnie jak w serii opowiadań o Toy), Seksizm i mizoginizm aż kipi. Przykład? Najinteligentniejszą osobą w babskiej armii jest jedyny w niej facet – Biafra. Achaja z mądrej, w pierwszym tomie, dziewczyny robi się przewrażliwioną, zapijaczoną lesbijką, która zachowuje się chwilami irracjonalnie i daje się ponieść emocjom, mimo iż wcześniej była zawsze twarda i racjonalna do bólu. Robi się z niej rozmamłana i niestabilna psychicznie idiotka. Kompletnie na minus w stosunku do wcześniejszych jej działań. Mam wrażenie, że autor nie ma bladego pojęcia o kobiecej emocjonalności i w tej części najbardziej to widać. Jego kobiece postacie to faceci w skórze kobiet ale zdecydowanie głupsze od prawdziwych mężczyzn. Sirius i Zaan coś tam niby robią, spiskują i knują ale jakby powietrze z nich zeszło. To już nie to. Fajne postacie poboczne, czyli Mika, Zyrion i Matematyk znikają gdzieś. Na dodatek cała karykaturalna armia królestwa Arkach, gdzie żołnierki są głupie i wulgarne. Seks aż kipi z tej części i choć nie jestem szczególnie pruderyjna, to chwilami autor przegiął. Niesmak pozostawiają te wszystkie infantylne odzywki żołnierzy typu: "dupeczko", "laleczko", "dupko", "suko" itp. wałkowane na okrągło przez większą część książki. Meredith tradycyjnie zamula i powoduje, że chce się spać ale na szczęście nie ma go dużo w tej części. Wszystko co było ważne w jego wątku, zostało umieszczone w części pierwszej. Po co to powtarzać?

Co mi się podobało? Nadal dużo przygód, nadal dobrze i szybko się to czyta, a akcja w miarę dobrze się rozkręca.

Co mi się nie podobało? Wątek czarownika ale to żadna nowość. Filozoficzne głupoty i egzaltowane pierdoły, np. o różnicy pomiędzy kobiecą śmiercią, a męską śmiercią, za duże pójście w absurd ("skocenie" Achai to chyba mokry sen autora) i fakt, że w tej części losami bohaterów w dużej mierze rządzi przypadek.

Moja ocena tomu 2: 7/10.

Achaja tom 3:

Czyli ukoronowanie całej serii. Powinno być wielkie bum, wielkie show, kulminacja całej historii. A co jest? Wielkie nic. Całość kończy się tak bezpłciowo, że aż czuć niesmak. To już lepsza od sceny finałowej była walka z kuzynami Viriona w drugiej części (choć też były tam zapchajdziury). Akcja finałowa praktycznie pozostaje w wyobraźni czytelnika, bo autor nic nie opisał. Nic. Za to czytelnik dostał obszerny opis przeżyć wewnętrznych Achai i jej rozterek oraz opis okropnych skutków finałowej bitwy. Meredith znów snuje się bez celu po książce, pojawiają się bohaterowie, którzy niewiele wnoszą do akcji, a nie ma tych fajnych, jak np. Mika, Zyrion, Matematyk, którzy dodawali smaczku poprzednim częściom. Wątek Siriusa i Zaana zredukowany do mizernych wzmianek. Bardzo ich brak. Akcja spada do zera i się wlecze. Chwilami miałam ochotę porzucić książkę ale z reguły nie robię tego, więc zmęczyłam do końca. Nic ciekawego się nie dzieje. Trzecia część grzęźnie w opisach batalistycznych, nudnych pałacowych intryg i bohaterów, którzy mnie w ogóle nie obeszli (jak np. Annamea). Krótko mówiąc, za mało akcji, za dużo rozdrabniania się w nieistotnych szczegółach. Ta część to zdecydowanie zmarnowany potencjał, chyba autor nie miał pomysłu jak zakończyć tę historię. Poza tym zakończenie – samo w sobie nie byłoby złe ale nie rozumiem maniery, którą mają polscy autorzy fantastyki, czyli im więcej trupów, tym lepiej, bez względu, czy to ma sens, czy nie.

Co mi się podobało? Nie urzekło mnie w zasadzie nic. Ani akcja, ani siermiężny humor, ani zakończenie.

Co mi się nie podobało? W zasadzie wszystko. Gdzie te emocje, przygody, zwroty akcji z pierwszego tomu? No gdzie?

Moja ocena tomu 3: 3/10.

Podsumowując – im dalej w historię, tym gorzej. "Achaja" to mogła być epicka historia w stylu starego, dobrego fantasy, a okazała się przekłutym balonem, z którego stopniowo schodzi powietrze, na dodatek, już mocno nieświeże pod koniec. Całość ma elementy, które się mogą podobać, np. pasjonującą (do pewnego stopnia), fabułę, trochę toporny humor, dużo odniesień do współczesnego świata, fajne postacie (ale tylko niektóre). Niestety są też rzeczy, które odpychają np. bardzo mizoginistyczny obraz kobiet i przez to brak wiarygodnych postaci kobiecych, brak jakiegokolwiek wiarygodnego wątku miłosnego (np. miłość Achai do Biafry opiera się na tym, że on jest piękny i ona ma ochotę, żeby ją przeleciał), nudny wątek czarodzieja, liczne zapchajdziury i opisy armijnego życia, za dużo polityki, batalistyczne szczegóły i przede wszystkim – pseudofilozoficzne pierdzielenie włożone w usta różnym bohaterom. Całość byłaby dużo lepsza, gdyby nie te minusy.

Moja ocena cyklu: 6/10, czyli z tej prostej matematyki wynika, że cykl "Achaja" to przyzwoity przeciętniak. Historia dużo straciła w moich oczach na przestrzeni lat. Nie wiem czy sięgnę bo nawiązującą do "Achai" pięciotomową serię "Pomnik Cesarzowej Achai".

PostNapisane: 1 kwietnia 2022, o 22:51
przez Księżycowa Kawa
Ja bym nawet tyle nie dała, ale to dobre podsumowanie tego cyklu.