Strona 1 z 1

Kroniki Nibynocy (cykl) - Jay Kristoff (•Sol•)

PostNapisane: 16 sierpnia 2020, o 18:47
przez •Sol•
Obrazek

Wiecie jak to jest, gdy książka okładką mówi - bierz mnie? Nibynoc właśnie oprawą bardzo do mnie krzyczała, bo grafika na niej, bo ten rdzawoczerwony kolor bloku, bo czcionka… Wszystko czarowało. Do tego jeszcze świat, który w niej czekał, opisywany przez znajome dobre dusze, taki kuszący, taki inny, taki… mroczny.
Nie mogłam nie dać się skusić, ale... miałam właściwie dwa podejścia do losów Mii Corvere.. W pierwszym… Nie zaiskrzyło kompletnie. Kwiecisty początek, dziwny patetyczny styl i te przypisy! Kocham przypisy, a tu było ich chwilami więcej niż akcji. Drugie podejście i znów. Przebrnąć przez kwiaty, poczekać żeby przestało zaciągać Mickiewiczem, żeby się ruszyło aż w końcu… coś zaskoczyło. Bo im dalej tym jest.. Bardziej. Lepiej. Wreszcie jest konkret! Przyszedł też moment zakochania i to takiego, że po zakończeniu Nibynocy natychmiast miałam chęć sięgać po Bożogrobie ;)

Ale przejdźmy do konkretów.

Nibynoc to książka, w której nie ma dobra i zła. Jest tylko pragnienie zemsty, żądza władzy i rozlewu krwi. Okrucieństwo i dążenie po trupach do celu to chleb powszedni.
Mam też nieodparte wrażenie, że Mia jest.. . Złolem. Tak. Główna bohaterka książki jest tą, przeciwko której na ogół się stawia, kibicuje się tym, co są przeciwko takowej postaci. A tutaj... liczę, że zwycięży zło, jakkolwiek to zabrzmiało.
No chyba że jeszcze wszystko się zmieni pod wpływem splotu wydarzeń z tomu 2 i 3, ale... posłuchajcie.

Rojaliści awanturnicy zostają spacyfikowani przez republikańskiego władcę. Ukarani, upokorzeni, wtrąceni do więzienia, powieszeni, upodleni nawet po śmierci. Córka jednego z buntowników chce się mścić na władcy, występując do szkoły dla… morderców. I teraz pewnie zastanawiacie się czemu mamy trzymać kciuki za Mię?
Nie tylko dlatego, że poznajemy historię z jej perspektywy. Nie tylko dlatego, że w pewnym momencie zaczynamy darzyć ją sympatią. Ale zwyczajnie dlatego, że CZUJEMY, że to właściwe. Że tak właśnie trzeba.
Narrator ma moc, mówię Wam.

A ten, który jest przedstawiany, jako zło ostateczne, jako winny wszystkiemu - Scaeva. Ja naprawdę nie wiem czemu on miałby być tym złym. W książce nie ma przedstawienia jego nagannych postępków, poza skazaniem rebeliantów, które umówmy się, było właściwe, tak robią władcy, dobrzy też. Jasne, wynajmuje zbirów, niesympatyczne kreatury i za to można go nienawidzić. Za morderstwo niewinnych dzieci.
Ale teraz zaskoczę Was równie mocno. co siebie. Brakło mi w tej książce polityki tego świata. Jego geografia, rytm dobowy i roczny, to znamy bardzo dobrze i jest fascynujące. Ale polityka, religia, wierzenia, reguły.... Za mało tego by w pełni zrozumieć co się dzieje i czemu tak potoczyły się losy familii Corvere.
Sama się dziwię, że tak oceniam ;)
Zwłaszcza że omijam na ogół książki z masą opisów śmierci, nie lubię nadmiernego rozlewu krwi, ale to przez to, że mało kto umie pisać takie sceny (scena śmierci jak scena seksów - trudno o dobrą :P) a Kristoff... Robi to dobrze. Śmierć jest jednocześnie brzydka, zła i okrutna, ale też piękna i zwyczajna zarazem. Dla samych momentów rozlewu krwi warto.
I warto też dla ‘kota, który nie był kotem’. Warto, powiadam Wam :D

Natomiast jeśli chodzi o główny i przewodni temat książki, czyli szkolenie Mii, losy w szkole zabójców, tamtejszą hierarchię i zasady panujące - uwielbiam. Mogłabym o tym czytać… i czytać. Relacje między uczniami, takie chore, takie popaprane, że aż cudowne. Sama Mia - zła, pokręcona, poharatana, a przy tym dająca sobie w swojej dziwności sympatyzować.
Jej motywy są jasne i logiczne. Czy moralnie właściwe? Nie mnie oceniać, ja to zwyczajnie kupuję z dobrodziejstwem inwentarza.
Nie mam co się dalej rozdrabniać i tak pewnie połowa zawodników zasnęła nim sfiniszowała :P Pozostaje brać się za drugi tom, a za jakiś czas wrócić do samej Nibynocy. Ach! I czekać na trzeci! Bo ten… już niebawem ;)

PostNapisane: 16 sierpnia 2020, o 19:51
przez Kawka
Wygląda na to, że to może być ciekawa książka dla mnie. :mysli:

PostNapisane: 16 sierpnia 2020, o 19:59
przez •Sol•
Dosadna, mocna i ostra ;) i nieoczywista ;)
Miej na uwadze na kiedyś tam ;)

PostNapisane: 19 sierpnia 2020, o 15:18
przez •Sol•
Obrazek

W przeciwieństwie do pierwszego tomu, gdzie przez dobre 100 stron wraz z Mią brnęłam (ona przez pustynię potem przez morze i znowu przez pustynię, ja przez jej przygody, które no powiedzmy sobie szczerze. Nie zawsze takie ciekawe były.) tutaj wpadłam przy pierwszym zdaniu. Po uszy, dokumentnie, na całego.
Zauroczyła mnie akcja, prowadzona niejako dwupłaszczyznowo. Teraz i wcześniej, aż do wspólnego punktu, będącego kulminacją, creme de la creme, tego etapu życia Mii.
A odmówić barwności jej życiu nie można. Sierota, córka zdrajcy, potem akolitka i Ostrze Kościoła Pani od Błogosławionego Morderstwa, a następnie… Gladiati.

Ooo tak. Etap bycia gladiatii w życiu naszej małej Wrony to naprawdę kawał niezłej opowieści. Jej determinacja w dążeniu do celu nie zna granic, więc czymże jest dla niej udział w igrzyskach? Tak, dobrze czytacie, takich jak w starożytnym Rzymie ;)
Ale po co… Jak… I jak to się skończy? Powiem Wam tylko jedno - ciekawie :D

Uwielbiam Bożogrobie. Ta książka ma w sobie naprawdę wszystko i jeszcze troszkę. To jak wciąga, jak porywa i pochłania do swojego świata. To jak Kristoff prowadzi Mię po jej krwawej ścieżce… Żałuję, że ta książka mi się skończyła. Mogłaby nigdy nie.
Nasz mały pomrocz ewoluuje. Jest nadal tą samą zimną suką, ale staje się też kimś więcej. Zaczyna jej zależeć na innej żywej istocie, zmienia się, choć pozostaje sobą. I dzięki temu naprawdę zyskuje, przynajmniej w moich oczach. Staje się bardziej prawdziwa, choć nadal jej siłą napędową jest zemsta i mrok, to zaczyna odkrywać przed czytelnikiem też swoje serce.

Nie brakuje tu też humoru, tego specyficznego humoru, ociekających seksem i flakami żarcików i obelg. No tak. Seksu, podtekstów, flaków i krwi tu naprawdę nie brak. Kristoff znów udowadnia, że śmierć piękna nie jest. Jest pełna obrzydliwości i gó...wna :P Dzięki temu wiem, że mnie nie okłamuje!

Nie mogę nie wspomnieć o moich ukochanych demonach - Panu Życzliwym i Eklipsie. Osobno są cudowni, ale dopiero razem… Ich dialogi pełne uszczypliwości to wisienka na tym torcie. Krwawym i okrutnym, ale jednak bardzo, bardzo smacznym literacko.

PostNapisane: 27 sierpnia 2020, o 11:50
przez •Sol•
Obrazek

Zacni przyjaciele, oto i koniec historii małego pomrocza o imieniu Mia. Trzy tomy, jak trzy etapy - narodziny, życie, które wiodła, oraz śmierć.
Ale czy faktycznie koniec serii jest końcem Mii… Tego się musicie dowiedzieć sami. Coś na pewno się kończy, żeby coś innego mogło się zacząć.

Wyd...maj mnie leciutko, a potem bardzo mocno, co tu się właśnie wydarzyło?! Spodziewałam się akcji, spodziewałam się zwrotów i zaskoczeń, ale tego się nie spodziewałam.

Jay Kristoff nie zawodzi. Ta część ponownie porwała mnie od pierwszej linijki (wyobraźcie sobie Zacni Przyjaciele, że to przypis, a nie nawias: czy mogłoby być inaczej, po takim finale drugiego tomu? No właśnie), i naprawdę nie puściła do ostatniej. Nie obyło się bez łez, nie obyło się bez kwików radości. Wiecie, że mam radar w tyłku i niektóre rzeczy wiem, ale nie sposób było przewidzieć wszystkiego, co wydarzyło się na kartach Bezświtu.
Nawet nie próbujcie, nie uda się Wam ta sztuka.

Będę tęsknić za Mią, Panem Życzliwym, Eklipsą, Trickiem, Sokołami Remusa i nawet troszkę za Ashlynn. Za nowopoznanymi przyjaciółmi jak Obłok Corleone też. Nie da się nie ulec jego uśmiechowi ojca czwórki bękartów, mówię Wam. Nie powiem Wam, za kim zatęsknię z powodu zakończenia książki, a za kim z innych, smutniejszych przyczyn.

Czuję, że nadchodzi kac morderca, kusi powtórka całych Kronik Nibynocy już, dziś, a przecież minęła chwila, odkąd zamknęłam finałowy tom.

I nawet fakt, że Kristoff troszkę zbyt epicko podszedł do finałowej walki (ej! Przecież wiadomo, że takowa musi być!), nie spowodował, że kocham tę historię mniej. Żyłam nią (drugim i trzecim tomem) dobry tydzień, to musi zostawić ślad.

Tak więc Magja, która w nim tkwi, zagadki, mrok, okrucieństwo i zgraja naprawdę barwnych postaci, to coś, co uzależnia i mocno do siebie przywiązuje. Przecież, gdy wszystko jest krwią, krew to wszystko.

Niestety, nadszedł czas, by powiedzieć im: Dobranoc Drodzy Przyjaciele.

PostNapisane: 2 września 2020, o 13:57
przez kahahaha
Po rekomendacji na Fanstyka na luzie mam zamówiony pierwszy tom w bibliotece :hyhy:

PostNapisane: 2 września 2020, o 14:29
przez •Sol•
Super!
Głównie to moja agitacja tam była :D i na insta i na grupie, wcale się nie dziwię, że się skusiłaś :evillaugh:

PostNapisane: 10 września 2020, o 11:20
przez Szczypta_Kasi
Ja autora czytałam "Tancerzy burzy" i tam wątek romantyczny został tak maksymalnie skopany, że aż mi się odechciało czytać dalej serię. A szkoda bo pomysły i wykonanie całkiem niezłe jak na fantastykę.

PostNapisane: 10 września 2020, o 11:24
przez •Sol•
nooo akurat wątki romantyczne nie są najmocniejszą stroną Kristoffa.
W Nibynocy w pierwszym tomie wątek jest taki, że ja mu kibicowałam, ale potem poszedł w bardzo dziwną stronę.
Ale na szczęście to nie jest seria, którą czyta się dla wątku, on naprawdę spada na dalszy plan ;)