<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Emocjonalna prawda o homoseksualizmie</span>
Z sześciu piątkowych premier najwięcej emocji wzbudza "Obywatel Milk" Gusa van Santa. Nie tylko dlatego, że otrzymał aż 8 nominacji do Oscara, ale też dzięki podjętej w niej przez amerykańskiego reżysera tematyce.
"OBYWATEL MILK"
"Milk to przede wszystkim prawdziwe tour de force Seana Penna. Wybitna rola - wcale nie dlatego, że taka odważna lub kontrowersyjna. przeciwnie wydaje się, że van Sant, zdając sobie sprawę, że jego film będzie uważnie oglądany przez nieżyczliwych przypominaniu postaci Milka konserwatystów, włożył aż zbyt wiele wysiłku, żeby nikogo nie urazić, nie dotknąć, albo, broń Boże, nie zarazić pedalstwem. ma to zarówno dobre, jak i złe strony, ale w ocenie kreacji Penna wszyscy są zgodni. Aktorowi udało się dotknąć sedna emocjonalnej prawdy o homoseksualizmie".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"
"Film w swojej stylistyce nie jest typowo gus-van-santowski, nie ma w nim charakterystycznej poetyckiej mgiełki spowijającej niedawny Paranoid Park czy klasyczne już Moje własne Idaho. W swojej konwencjonalnej narracji przypomina bardziej jego mainstreamowe dokonania w rodzaju "Buntownika z wyboru". Jednak jedna cecha pozostaje tu niezmienna - obsesja umierania. Obywatel Milk skonstruowany został w ten sposób, że oglądamy opowieść o politycznej walce, która jest zarazem kroniką zbliżającej się śmierci".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"OPÓR
"Historia braci Bielskich jest bardzo interesująca, film zaś interesujący nie jest. Niekonwencjonalne wydarzenia zasługują na niekonwencjonalne potraktowanie, tymczasem Opór zrobiony został według najbardziej ogranych hollywoodzkich wzorców. Czy można walczyć ze stereotypem społecznym za pomocą stereotypu artystycznego? (...) Wszystko to opowiedziane jest w miarę sprawnie, ale schematycznie, ze zbyt dużą liczbą kwiecistych i podniosłych przemów, niekiedy humorystycznymi efektami (James Bond na białym koniu) - i w sumie mało emocjonujące. Szkoda, że tak fantastyczny temat trafił w ręce twórcy tak hollywoodzkiego - Zack utopił go w sztampie".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Film Zwicka pytań o to, kim Bielski był naprawdę, w ogóle nie stawia. W zachodniej historiografii Holocaustu prawda musi być czarno-biała. Tak samo jak w Hollywood nie ma w niej miejsca na szarości. Żydzi z czasów wojny pojawiający się w kulturze masowej po prostu muszą być kryształowo czystymi postaciami. I taki też jest grany przez urzędującego Bonda, Daniela Craiga, Tewje Bielski. (...) W ogólnym rozrachunku Opór to nic szczególnego, ot solidny hollywoodzki produkcyjniak o dość niezwykłym jak na filmy o Holocauście temacie przygnieciony nadmiarem dobrych chęci. Bo o złe intencje, czyli antypolski spisek i wybielenie sprawców mordu w Nalibokach nawet nie ma sensu Zwicka podejrzewać.".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"GRY WOJENNE"
"Zastanawiające, że w Polsce, w której mit wallenrodyczny ma tak długą tradycję, spór wokół postaci pułkownika Kuklińskiego sprowadza się wciąż do prostego pytania: zdrajca czy bohater? Zadaje je również reżyser Dariusz Jabłoński, co więcej - chce na nie znaleźć odpowiedź. (...) W filmie Jabłońskiego zabrakło i selekcji materiału, i wyczucia dokumentalnego smaku: gdyby "Gry " przemontować i solidnie skrócić, zyskałby sam dokument, ale i temperatura potrzebnej wciąż dyskusji. O Kuklińskim, znaczeniu słowa patriotyzm, PRL-u i wolnej Polsce, ale też tragicznym losie ludzi, którzy na własną rękę, mniej lub bardziej skutecznie, próbowali siłować się z wielką polityką i historią".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Wzorem Michaela Moore 'a polski producent i reżyser w centrum swojego dokumentu stawia siebie. To on i jego droga śladami Kuklińskiego są głównymi bohaterami filmu. Samego pułkownika nie zobaczymy - gdy po latach starań o możliwość zarejestrowania wywiadu z nim jabłoński uzyskał zgodę - Kukliński nagle zmarł. (...) Gier wojennych nie sposób traktować inaczej jak zaledwie punktu wyjścia do kolejnej dyskusji. jako film jest to dzieło nietrafione".
Magdalena Michalska, "Dziennik"
"OPOWIEŚCI NA DOBRANOC"
"Opowieści... mogą rozbawić najmłodszych (6-10 lat) widzów, choć realnożyciowa część filmu może być dla nich zbyt zawiła, a fantazyjne wstawki są bardzo króciutkie. Dla ich dorosłych opiekunów te 98 minut nie będzie jednak szczególnie wesołe. Choć pomysł jest całkiem niezły, to magiczność filmu pozostaje w sferze marzeń jego realizatorów, poziom humoru jest taki jak w normalnych filmach z Sandlerem, a on sam - mający w zamierzeniu być sympatycznym marzycielem ze słabym kontaktem z rzeczywistością - robi wrażenie łagodnie uśmiechniętego idioty. (...) Disney się może w grobie nie przewraca, ale że kilka razy poruszył się niespokojnie, to pewne".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Kino familijne na dobrym poziomie: bez idiotycznych podtekstów, ale za to z odrobiną magii. (...) To prawda - Opowieści na dobranoc to nieskomplikowana historia z dość przewidywalnym morałem. Ale za to poruszająca czułą strunę i wnosząca w życie trochę magii rozproszona jak kolorowa posypka na pączku serialowego Homera Simpsona. Nic, tylko zlizywać. Dzieci, w którym miłym towarzystwie przyszło mi oglądać ten film, długo biły po seansie brawo. I chyba o to chodzi".
Ewelina Kustra, "Dziennik"
"SEZON NA MISIA 2"
"Jakoś to wszystko wtórne (nie tylko wobec Shreka, w którego zapatrzenie odbija się twórcom Sezonu... czkawką), pozbawione polotu i wdzięku, niebezpiecznie też nużące. W polskiej wersji językowej film ma jednak dwa ważne atuty: świetnego jak zawsze Jarosława Boberka w roli Bogusia i Dariusza Toczka, który dubbinguje w animacjach rzadziej (niestety), ale jako głos sympatycznie neurotycznego Elliota sprawdza się znakomicie".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Poczciwa i autentycznie zabawna kreskówka. zbyt jednak wysilona, by można było się nią cieszyć bez uczucia, że się tu dzieciaki traktuje jako target o gustach inżyniera Mamonia poważającego wyłącznie filmy, które już widział. (...) [W dodatku] wszystko to jest aż za bardzo poprawne, bez żadnych szaleństw i bez żadnego polotu. (...) Szkoda, że reżyserzy tak bali się ruszyć własnymi głowami. odwagi panowie! To zawsze bardziej popłaca niż wtórne naśladownictwo".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"UNDERWORLD: BUNT LYKANÓW"
"Kolejna odsłona wojny między wilkołakami, dzikimi i kierującymi się wyłącznie instynktem bestiami oraz "ludzkimi" wampirami, rasą arystokratycznych władców, którymi dowodzi podłego serca Victor (Bill Nighy). (...) Przynajmniej w teorii - można się rozpisywać o ideałach i dylematach bohaterów, mitycznych znaczeniach i zakamuflowanych metaforach, a i tak Underworld... sprowadza się do efektów specjalnych (np. szturmujące zamek bestie) i powracających co chwilę, krwawych jatek. Ani to jednak straszny horror, ani pomysłowe science-fiction, ani ubrany w stylowe kostiumy romans: raczej wymęczona, przypominająca bezduszne, komputerowe obrazki hybryda, w której bardziej od mordujących się nawzajem bohaterów żal bezsensownie wydanych na film pieniędzy".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Bunt Lykanów - jako czysta, bezpretensjonalna rozrywka, niewymagająca zbyt wiele intelektualnego wysiłku - broni się nie najgorzej. Pod warunkiem, że będziecie państwo skłonni zaakceptować ostentacyjnie komiksowy ton opowieści (współscenarzysta serii i odtwórca jednej z drugoplanowych ról Kevin Grevioux współpracuje z kilkoma amerykańskimi wydawnictwami komiksowymi) i groteskowo przerysowane postaci. Można z jednej strony ponarzekać na chwilami archaiczne efekty specjalne, ale też należy docenić urodę nocnych kadrów i dynamicznie skręcone sceny walk".
Jakub Demiańczuk, "Dziennik"