<span style="font-size: 18px; line-height: normal">Zawartość cukru w cukrze, czyli polskie seriale</span>
Właśnie zakończyła się emisja dwóch polskich seriali: "Niani", oraz "Teraz albo nigdy!". Do końca powoli dobiega również polska "BrzydUla".
Najwyraźniej i ona szykuje się już do zejścia z anteny, gdyż niedawno postanowiła wypięknieć. Wszystkie te produkcje łączy jedno: przelukrowanie. Dlaczego?
Frania Maj, bohaterka "Niani", zanim zeszła z anteny poślubiła swojego pracodawcę (a starała się o to przez kilka lat) i powiła mu dzieci. Było słodko do bólu, ale trudno mieć o to pretensje do twórców polskiej wersji serialu - amerykańska "The Nanny" skończyła się bardzo podobnie.
Autorska produkcja TVN, "Teraz albo nigdy!" przez cały czas trwania była kolorowa i optymistyczna nie do wytrzymania. A co mogło zachęcić widzów do oglądania ostatniego odcinka produkcji? Oczywiście zapowiedź ślubów głównych bohaterów w ilości hurtowej.
Emisja "BrzydUli" zakończy się w grudniu br., jednak główna bohaterka, Ula Cieplak, już teraz szykuje się na pożegnanie z widzami. Z bardzo niekorzystnie wyglądającej dziewczyny, stała się pięknością. Jakoś trudno uwierzyć w tę metamorfozę. Niemożliwe przecież jest, by dziewczyna, która kręci grzywkę na wałek i nosi koszmarne ubrania nagle radziła sobie z fryzurą, którą trzeba układać, chodzeniem na obcasach, makijażem i doborem dodatków do stroju. Poza tym co to za "BrzydUla", skoro jest ładna?
Skąd w polskich serialach tyle słodyczy? Wszystko zaczęło się przed laty od "Magdy M.". Nierealny, niewiarygodny, ale za to bardzo kolorowy obraz życia młodych prawników okazał się strzałem w dziesiątkę. Polacy chcieli oglądać młodych, pięknych ludzi, którzy pracują przez dwie godziny dziennie, a resztę czasu spędzają na przyjemnościach i rozmowach o sprawach sercowych.
Oczywiście i zakończenie "Magdy M." musiało wszystkich uszczęśliwić. Po tym, jak Joanna Brodzik i Paweł Małuszyński przez kilka sezonów nie mogli się porozumieć w kwestii ustalenia tego, co do siebie czują, w finale, ku radości ich przyjaciół, wreszcie padli sobie w ramiona - wzruszenie, łzy szczęścia i mdłości gwarantowane.
Na fali popularności "Magdy M." powstała kolejna produkcja z gatunku "słodkich" - "Teraz albo nigdy!". Tu mieliśmy to samo - pięknych trzydziestoletnich, których czas upływa na piciu kawy, jedzeniu lunchów, romansach. A kiedy już któreś z nich zabierało się do jakiejkolwiek pracy, w błyskawicznym tempie odnosiło oszałamiający sukces.
Słodki finał "Teraz albo nigdy!" zbiegł się w czasie z metamorfozą "BrzydUli" i szczęśliwym zakończeniem "Niani". Czy rzeczywiście potrzebujemy aż tak wiele szczęścia na ekranach? Nie ma się co oszukiwać, polskie seriale są wzorowane na amerykańskich, nawet jeśli nie są formatami. A w nich już od dobrych kilku lat przestały królować szczęśliwe, lukrowane zakończenia wszelkich wątków.
I tak na przykład amerykańska prawniczka "Ally McBeal" musiała zmierzyć się ze śmiercią ukochanego Billy 'ego, opuścić wszystkich przyjaciół i pomimo ostatecznego zakończenia serialu pozostawić mnóstwo pytań i niedopowiedzeń. Podobne przykłady można mnożyć, a są one znacznie ciekawsze niż lukrowana "kawa na ławę", która wciąż króluje w polskich serialach.
Może polscy widzowie jednak nie potrzebują tak prostego optymizmu? W końcu takie produkcje jak "Gotowe na wszystko", czy "Dr House", w których próżno szukać nieskomplikowanego "żyli długo i szczęśliwie" i u nas świetnie się sprzedają...
Już wkrótce zobaczymy zupełnie nowe polskie produkcje: "Jabłko Adama", "Klub szalonych dziewic", "Po prostu Majka", "Hotel 52". Każda z nich ma spory potencjał i byłoby naprawdę świetnie, gdyby lukier nie wylewał się z nich litrami...
http://wiadomosci.mediarun.pl/news/5708,,group4