Nie wiem czemu, ale ja bardzo lubię takie mózgotrzepy (czytaj: totalnie denne telenowele meksykańskie, w których akcja nie trzyma się kupy). Po prostu tak mam. Nic na to nie poradzę. Raz na jakiś czas włącza mi się opcja oglądania tego badziewia i się wciągam. A potem idzie z rozpędu.
Widziałam dziś kolejne odcinki "Nie igraj z aniołem" i mam ochotę za bohaterką pewnej bajki powiedzieć: "Zabiję się suchą bułką"
Co tam się wyprawia, końcówki opadają.
Po pierwsze: trwa operacja, a tu nagle rodzice operowanej stwierdzają, że im się to nie podoba i chcę ją przerwać. Fajnie, córcia z rozgrzebanymi oczami, a im się odwidziało.
Po drugie. Porwano Rafaela. Ten to jest zdolny. Owszem, niewidomy, nie widział zagrożenia, ale jak go dwaj faceci zaczęli szarpać to się bezwolnie dał wpchać do auta zamiast walczyć. Takie cielę! Nawet go nie zwiazali, a ten robi histerię w samochodzie zamiast próbować się bronić. Mógłby przynajmniej na ślepo walnąć napastnika, ale on woli dramatycznie wdychać nad sowją niedolą... A na dodatek jego ojciec, który jest policjanetm, zamiast działać chce dać porywaczom okup. Co za profesjonalista
Poza tym. Główna bohaterka. Poddała się operacji. Czekała z niecierpliwością na zdjęcie opatrunku, aż tu nagle zmieniła zdanie i teraz rodzina ją przekonuje, żeby łaskawie zgodziła się zdjąć bandaże.