Czterej Jeźdźcy (cykl; tom 1-4) - Laura Thalassa (Fringilla)
Napisane: 1 grudnia 2021, o 03:08
Laura Thalassa, cykl Czterej Jeźdźcy / The Four Horsemen, 2018 - 2021
gatunek: romans paranormalny / fantastyka
1. Zaraza / Pestilence - 2. Wojna / War - 3. Głód / Famine - 4. Śmierć / Death
czytane w oryginale
Obiecałam recenzję po zakończeniu lektury całego cyklu i słowa dotrzymuję. Mam nadzieję, że wyląduje to na plus w ogólnym rozliczeniu
Dzięki za inspirację do sięgnięcia (z ostrożności nie będę wymieniać z nicka).
Uwaga: lekkie spoilery
Zastrzeżenie moje na początek:
To prawdopodobnie nie jest lektura, która znalazła się na mojej liście w odpowiednim momencie mego życia Nie odstawiłam tekstów apokaliptycznych w powieściach totalnie w przeciągu ostatnich dwóch lat, ale przyznam, że z dużą ostrożnością podchodzę obecnie do motywu. I dlatego z automatu mam cały pakiet zastrzeżeń do fabuły, które mogą mocno powiązane z indywidualną potrzebą czytelniczą na ten moment. Nie będę udawać, że próbuję tutaj zdobyć się na obiektywną (nie wierzę w koncept) recenzję (to raczej próba uporządkowania części wrażeń).
Czyli ciąg luźnych obserwacji, bo zarazem jest mnóstwo całkiem ciekawych recenzji lepiej rozkminiających poszczególne tomy.
W skrócie serię opisałabym tak:
Nadszedł Koniec Czasów i oto zjawiają się Czterej Jeźdźcy Apokalipsy wedle tradycji chrześcijańskiej (nawet jeśli autorka próbuje przepchnąć koncept, że są metareligijni, ech) - w mocno zamerykanizowanym wydaniu różnych lokalnych protestanckich nurtów... - i po kolei zgodnie z Pismem trzebią poszczególne regiony świata (Zarazę poznajemy w Ameryce Północnej, Wojnę na pograniczu Afryki Północnej i Zachodniej Azji zwanym Bliskim Wschodem, Głód maltretuje Amerykę Południową a Śmierć spotkamy ponownie w Stanach). Narracja jest prowadzona w 80% z punktu widzenia Bohaterek (Sara, Miriam, Ana, Lazarus - tak, mamy próbę ulokalnienia opowieści), które Jeźdźcy spotykają na swojej drodze, więc szczególnie na początku wiemy tyle, ile im udało się wyłapać z przekazu w rozpadającym się świecie.
Najbardziej tajemniczo sytuacja przedstawia się tomie pierwszym - na początku galopady zacnej Czwórki. Wiadomo, że technologie mocno szwankują i świat powoli wraca do stanu preindustrialnego. Kolejne regiony dosięga nieuleczalna choroba zabierająca ze sobą miliony (to książka sprzed 2019 roku!). Naturę Jeźdźców - a konkretnie Zarazy - odkrywamy z początku razem z Sarą. Czy można Jeźdźca zabić? Hm… I czy rozwiąże to problem? Hmmmmm… A w ogóle: jak się problem przedstawia? Ile misja Jeźdźców ma trwać? I jaki ma przewidywany koniec? Jaki los czeka Sarę, Miriam, Anę i Lazarus?
Każda część ma dokładnie ten sam schemat - co nie jest zarzutem! - czyli: Bohaterka w kryzysie apokaliptycznym i personalnym (sama staje w sumie twarzą w twarz z Wrogiem) spotyka Jeźdźca (przypadkiem, zamierzenie, w ogólnym zamieszaniu) i staje się (raczej) niechętną towarzyszką w jego misji. Mamy opowieść drogi, symboliczną podróż ku poznaniu (świata - w obcej formie dla Bohaterek tak jak i Czytelniczek) i samopoznaniu (własna natura / charakter, zależnie od tego, o kim mowa). Na drodze Jeźdźcy poznają znaczenie ludzkiego życia oraz wartości (każda część ma inny motyw i ma za zadanie doprowadzić niejako do Objawienia u Jeźdźca… np. na pierwszy ogień idzie Zaraza, który musi zinterpretować “miłosierdzie”). Natomiast Bohaterki… No właśnie. Cóż, przynajmniej w jednym wypadku na pewno dowiadują się, że seks może być satysfakcjonujący na poziomie czysto fizycznym
Koncept zgrabny: misja, podróż, tajemnica, obcy w obcym kraju symbolicznie, dosłownie, emocjonalnie.
Tyle siedzę w fanfikach różnych, że również element bohatera-nie-ukrywajmy-mordercy jest mi mocno nieobcy (“jak daleko można przesunąć granicę definicji antybohatera”).
Jednak szczegóły, oj, szczegóły i wykonanie… Rany, w sumie zdążyłam prawie zapomnieć, jaka jest konkluzja serii. Ekhm, wiecie, Apokalipsa, te rzeczy, a na koniec… chyba… ludzie ozdrowieli? Prąd znów zaczął płynąć? Czy zmarli powstali z martwych? Czy mamy w sumie do czynienia z cichym Końcem Dziejów mimo wszystko? Arka dopłynęła i o to znów świat się zaludnia potomstwem Wiadomo Kogo?
Co wiemy na koniec serii? Przyznam, że ja jestem równie zagubiona co na początku co do natury świata przedstawionego. Że życie w heteroseksualnym płodnym monogamicznym związku to ukoronowanie fabuły? Jasne, bez zaskoczeń. Coś więcej?
Ciężkich pytań, jaki jest Bóg, nawet nie stawiam, za stara jestem (aczkolwiek używany zaimek daje do myślenia, co autorka chciała osiągnąć
Bohaterów drugoplanowych praktycznie nie ma, parę postaci służy co najwyżej jako deus ex machina na drodze Przemiany Bohatera, zwykle dając po prostu okazję Bohaterce na udowodnienie, że ona akurat jest Dobrym acz Ludzkim w swej Naturze Człowiekiem
I tu mam problem
Nie wiem po prostu, co zrobić z wizją przedstawionego świata, bo im więcej wiemy o nim, tym bardziej wszystko się nie składa jakoś. I ja nie wiem: może to faktycznie symulacja do nauki etyki przez Jeźdźców. Rany, inaczej ten ogrom cierpienia bezpośrednio i pośrednio doświadczanego przez wszystkich wokół, nie tylko samych Bohaterów, to… Ciarki.
Gdzieś w tle przewija się motyw ludzkości zbyt oddalającej się od Boga za pomocą technologii (bardzo starotestamentowo). Tu wspomnę, że za każdym razem parskałam, gdy Bohaterka spogląda z zadumą na wieżowce jako symbol dorównania Bogu w mocy i sprawczości - rodem z telewizyjnych kazań prosto z jakiegoś megakościoła
Jednak zarazem im dalej w przysłowiowy las, tym bardziej widać, że chodzi też o okrucieństwo ludzi. Jeźdźcy, siejąc chaos i zniszczenie wokół, równolegle narzekają, jakże to ludzie są nieczuli i okrutni (przede wszystkim ich misja staje się… personalna, gdy sami się stają ofiarami kolejnych zamachów… próba rozkminy moralnej z użyciem choćby słowa “walka z terroryzmem” by się przydała).
W przypadku Zarazy jeszcze byłam w stanie zrozumieć - sprawiał wrażenie najbardziej odklejonego (o tym za chwilę). Ale reszta?
I to ten moment, gdy jednak zawiesiłam się lekko, bo w mojej kulturze koncept cierpienia, winy i kary trochę inaczej jest ustawiony [tu pojawia się miejsce na esej o eschatologicznym wymiarze twórczości Thalassy
Czego się spodziewałam? Nie pamiętam.
Co dostałam? Jako nonteistka wyszłam z lektury lekko sponiewierana z ogólnym “Dawno nie czytałam tak przerażającej wizji Boga tak mocno zakorzenionego w chrześcijańskiej tradycji amerykańskiej zafascynowanej starotestamentowym przekazem” plus “Dawno nie czytałam romansu, gdzie totalnie nie załapałam w sumie, na jakiej podstawie Bohaterki budują swoje relacje z Bohaterami poza olbrzymią, nomen omen apokaliptyczną wręcz, traumą i dogłębnym poczuciem zagrożenia na poziomie duchowym i fizycznym.
Motyw poświęcenia kobiety, aby ocalić świat przed agresją mężczyzny za pomocą głównie seksu/intymności - co zabawne, wręcz przedstarotestamentowy motyw tym razem: co i rusz miałam wizję Kapłanki Szamkat i Enkidu z Eposu o Gilgameszu, jak to się “cywilizuje za pomocą seksu” - był tu… męczący na dłuższą metę. A przecież to jeden z bardziej popularnych zagrań w romansie, taki evergreen
Hm, kim jest autorka z wykształcenia… antropolożką…?
Czy się wzruszyłam? Ani przez moment.
Nie kupuję seksowności Jeźdźców - no nie mój typ (nie tylko wizualnie LOL) - ani nie do końca czuję personalnie Bohaterki i powody ich pociągu do prawie-nieludzkich-w-swej-doskonałości-ciał-tych-psychopatów (no przepraszam, nie są ludźmi, więc ich emocjonalność i psychiczna konstrukcja… no…). Znaczy: rozumiem powiązanie eros plus thanatos / miłość i śmierć, ale... no nie tu.
Jednak tu mogłam się dać wciągnąć chyba tylko w przypadku Zarazy (może ze względu na to, jak się zaczęła ich znajomość i to, że Zaraza był najbardziej nie-ludzki z całej Czwórki).
Zakończenie serii przypomniało mi, jaki znam romans z podobnym motywem końcowym, którego zakończenie mega utkwiło mi w pamięci - i jak to zrobić tak mocno, aby zostało zapamiętane, gdy nawet tytuł i autorka się zatrą w pamięci. Dlatego znów: no lekkie meh.
Czy jestem zadowolona, że przeczytałam? Oczywiście! Każda nowa odmiana antybohaterów przez kolejne pokolenie autorek jest ciekawe samo w sobie.
Jest też parę całkiem fajnych scenek z pomysłem (np. rozmowa o seksie oralnym między z Głodem).
Ale to lektur z taką chłodną fascynacją, szczególnie od 2. tomu
Na moje szczęście wpadła mi zaraz trylogia Him Bowen & Kenney, więc trauma nie trwała długo i się leczyłam cieplutkim romansem dwóch emocjonalnie sensownych bohaterów całkiem skutecznie
(Nic nie przebije zniechęcenia do romansu po lekturze Blanki Lipińskiej dosłodzonej ekranizacją - rany, jak ja się cieszę, że mogłam sobie zapodać dla odnowy serial Eastsiders - znów romans gejowski ratuje u mnie wiarę w heteroromans
Ogólnie: cieszę się, że serię dzielnie pokonałam - dawno nie miałam tak wielu WTF w trakcie romansu (a wciąż czytam Palmer, więc....) co niesie ze sobą swoistą wartość, acz pewnie wkurzę tym fanki Cóż, trudno, zaznaczę jednakże, że Przeczytałam. Gnioty według własnej oceny porzucam.
PS Pominęłam parę spraw, które dodatkowo mnie… zastanowiły przy lekturze, poruszone choćby w recenzji zalinkowanej niżej (motyw wykorzystania tzw. Bliskiego Wschodu i to w części o Wojnie… przy czym powinna być w recenzji errata - tak, Thalassa zauważyła obecność chrześcijan w regionie, akurat tego odmówić jej nie można):
https://smartbitchestrashybooks.com/reviews/war-by-laura-thalassa/
Hm, ta seria nadaje się do serio wielopłaszczyznowego omówienia na poziomie pozaromansowym, ale może nie dziś.
Podsumowując: dla mnie, czyli moja prywatna skala Jak Dobrze się Bawiłam:
Cykl: 4/10
bo koncept przerósł jak dla mnie autorkę zbytnio, ale Nie Odradzam Lektury, bo to niezła ciekawostka. I jak się ma nastrój na ten motyw, to specyficzna dawka seksualnego napięcia obecna. Sceny seksu ogólnie są ok.
Tom 1. 5/10 (bo Sara, Koń Zarazy i ogólna Tajemnica, a i sam Zaraza miał momenty w relacji z Sarą)
Tom 2. 3/10 (i tak za wysoko...)
Tom 3. 5/10 (bo Ana miała ciekawy zawód w kontekście tego wszystkiego, Głód miał potencjał i w sumie chyba faktycznie najlepsze sceny seksu)
Tom 4. 4/10 (ze zmęczenia chyba i radości, że to już koniec oprócz samego Końca)
Uf, zadanie wykonane
gatunek: romans paranormalny / fantastyka
1. Zaraza / Pestilence - 2. Wojna / War - 3. Głód / Famine - 4. Śmierć / Death
czytane w oryginale
Obiecałam recenzję po zakończeniu lektury całego cyklu i słowa dotrzymuję. Mam nadzieję, że wyląduje to na plus w ogólnym rozliczeniu
Dzięki za inspirację do sięgnięcia (z ostrożności nie będę wymieniać z nicka).
Uwaga: lekkie spoilery
Zastrzeżenie moje na początek:
To prawdopodobnie nie jest lektura, która znalazła się na mojej liście w odpowiednim momencie mego życia Nie odstawiłam tekstów apokaliptycznych w powieściach totalnie w przeciągu ostatnich dwóch lat, ale przyznam, że z dużą ostrożnością podchodzę obecnie do motywu. I dlatego z automatu mam cały pakiet zastrzeżeń do fabuły, które mogą mocno powiązane z indywidualną potrzebą czytelniczą na ten moment. Nie będę udawać, że próbuję tutaj zdobyć się na obiektywną (nie wierzę w koncept) recenzję (to raczej próba uporządkowania części wrażeń).
Czyli ciąg luźnych obserwacji, bo zarazem jest mnóstwo całkiem ciekawych recenzji lepiej rozkminiających poszczególne tomy.
W skrócie serię opisałabym tak:
Nadszedł Koniec Czasów i oto zjawiają się Czterej Jeźdźcy Apokalipsy wedle tradycji chrześcijańskiej (nawet jeśli autorka próbuje przepchnąć koncept, że są metareligijni, ech) - w mocno zamerykanizowanym wydaniu różnych lokalnych protestanckich nurtów... - i po kolei zgodnie z Pismem trzebią poszczególne regiony świata (Zarazę poznajemy w Ameryce Północnej, Wojnę na pograniczu Afryki Północnej i Zachodniej Azji zwanym Bliskim Wschodem, Głód maltretuje Amerykę Południową a Śmierć spotkamy ponownie w Stanach). Narracja jest prowadzona w 80% z punktu widzenia Bohaterek (Sara, Miriam, Ana, Lazarus - tak, mamy próbę ulokalnienia opowieści), które Jeźdźcy spotykają na swojej drodze, więc szczególnie na początku wiemy tyle, ile im udało się wyłapać z przekazu w rozpadającym się świecie.
Najbardziej tajemniczo sytuacja przedstawia się tomie pierwszym - na początku galopady zacnej Czwórki. Wiadomo, że technologie mocno szwankują i świat powoli wraca do stanu preindustrialnego. Kolejne regiony dosięga nieuleczalna choroba zabierająca ze sobą miliony (to książka sprzed 2019 roku!). Naturę Jeźdźców - a konkretnie Zarazy - odkrywamy z początku razem z Sarą. Czy można Jeźdźca zabić? Hm… I czy rozwiąże to problem? Hmmmmm… A w ogóle: jak się problem przedstawia? Ile misja Jeźdźców ma trwać? I jaki ma przewidywany koniec? Jaki los czeka Sarę, Miriam, Anę i Lazarus?
Każda część ma dokładnie ten sam schemat - co nie jest zarzutem! - czyli: Bohaterka w kryzysie apokaliptycznym i personalnym (sama staje w sumie twarzą w twarz z Wrogiem) spotyka Jeźdźca (przypadkiem, zamierzenie, w ogólnym zamieszaniu) i staje się (raczej) niechętną towarzyszką w jego misji. Mamy opowieść drogi, symboliczną podróż ku poznaniu (świata - w obcej formie dla Bohaterek tak jak i Czytelniczek) i samopoznaniu (własna natura / charakter, zależnie od tego, o kim mowa). Na drodze Jeźdźcy poznają znaczenie ludzkiego życia oraz wartości (każda część ma inny motyw i ma za zadanie doprowadzić niejako do Objawienia u Jeźdźca… np. na pierwszy ogień idzie Zaraza, który musi zinterpretować “miłosierdzie”). Natomiast Bohaterki… No właśnie. Cóż, przynajmniej w jednym wypadku na pewno dowiadują się, że seks może być satysfakcjonujący na poziomie czysto fizycznym
Koncept zgrabny: misja, podróż, tajemnica, obcy w obcym kraju symbolicznie, dosłownie, emocjonalnie.
Tyle siedzę w fanfikach różnych, że również element bohatera-nie-ukrywajmy-mordercy jest mi mocno nieobcy (“jak daleko można przesunąć granicę definicji antybohatera”).
Jednak szczegóły, oj, szczegóły i wykonanie… Rany, w sumie zdążyłam prawie zapomnieć, jaka jest konkluzja serii. Ekhm, wiecie, Apokalipsa, te rzeczy, a na koniec… chyba… ludzie ozdrowieli? Prąd znów zaczął płynąć? Czy zmarli powstali z martwych? Czy mamy w sumie do czynienia z cichym Końcem Dziejów mimo wszystko? Arka dopłynęła i o to znów świat się zaludnia potomstwem Wiadomo Kogo?
Co wiemy na koniec serii? Przyznam, że ja jestem równie zagubiona co na początku co do natury świata przedstawionego. Że życie w heteroseksualnym płodnym monogamicznym związku to ukoronowanie fabuły? Jasne, bez zaskoczeń. Coś więcej?
Ciężkich pytań, jaki jest Bóg, nawet nie stawiam, za stara jestem (aczkolwiek używany zaimek daje do myślenia, co autorka chciała osiągnąć
Bohaterów drugoplanowych praktycznie nie ma, parę postaci służy co najwyżej jako deus ex machina na drodze Przemiany Bohatera, zwykle dając po prostu okazję Bohaterce na udowodnienie, że ona akurat jest Dobrym acz Ludzkim w swej Naturze Człowiekiem
I tu mam problem
Nie wiem po prostu, co zrobić z wizją przedstawionego świata, bo im więcej wiemy o nim, tym bardziej wszystko się nie składa jakoś. I ja nie wiem: może to faktycznie symulacja do nauki etyki przez Jeźdźców. Rany, inaczej ten ogrom cierpienia bezpośrednio i pośrednio doświadczanego przez wszystkich wokół, nie tylko samych Bohaterów, to… Ciarki.
Gdzieś w tle przewija się motyw ludzkości zbyt oddalającej się od Boga za pomocą technologii (bardzo starotestamentowo). Tu wspomnę, że za każdym razem parskałam, gdy Bohaterka spogląda z zadumą na wieżowce jako symbol dorównania Bogu w mocy i sprawczości - rodem z telewizyjnych kazań prosto z jakiegoś megakościoła
Jednak zarazem im dalej w przysłowiowy las, tym bardziej widać, że chodzi też o okrucieństwo ludzi. Jeźdźcy, siejąc chaos i zniszczenie wokół, równolegle narzekają, jakże to ludzie są nieczuli i okrutni (przede wszystkim ich misja staje się… personalna, gdy sami się stają ofiarami kolejnych zamachów… próba rozkminy moralnej z użyciem choćby słowa “walka z terroryzmem” by się przydała).
W przypadku Zarazy jeszcze byłam w stanie zrozumieć - sprawiał wrażenie najbardziej odklejonego (o tym za chwilę). Ale reszta?
I to ten moment, gdy jednak zawiesiłam się lekko, bo w mojej kulturze koncept cierpienia, winy i kary trochę inaczej jest ustawiony [tu pojawia się miejsce na esej o eschatologicznym wymiarze twórczości Thalassy
Czego się spodziewałam? Nie pamiętam.
Co dostałam? Jako nonteistka wyszłam z lektury lekko sponiewierana z ogólnym “Dawno nie czytałam tak przerażającej wizji Boga tak mocno zakorzenionego w chrześcijańskiej tradycji amerykańskiej zafascynowanej starotestamentowym przekazem” plus “Dawno nie czytałam romansu, gdzie totalnie nie załapałam w sumie, na jakiej podstawie Bohaterki budują swoje relacje z Bohaterami poza olbrzymią, nomen omen apokaliptyczną wręcz, traumą i dogłębnym poczuciem zagrożenia na poziomie duchowym i fizycznym.
Motyw poświęcenia kobiety, aby ocalić świat przed agresją mężczyzny za pomocą głównie seksu/intymności - co zabawne, wręcz przedstarotestamentowy motyw tym razem: co i rusz miałam wizję Kapłanki Szamkat i Enkidu z Eposu o Gilgameszu, jak to się “cywilizuje za pomocą seksu” - był tu… męczący na dłuższą metę. A przecież to jeden z bardziej popularnych zagrań w romansie, taki evergreen
Hm, kim jest autorka z wykształcenia… antropolożką…?
Czy się wzruszyłam? Ani przez moment.
Nie kupuję seksowności Jeźdźców - no nie mój typ (nie tylko wizualnie LOL) - ani nie do końca czuję personalnie Bohaterki i powody ich pociągu do prawie-nieludzkich-w-swej-doskonałości-ciał-tych-psychopatów (no przepraszam, nie są ludźmi, więc ich emocjonalność i psychiczna konstrukcja… no…). Znaczy: rozumiem powiązanie eros plus thanatos / miłość i śmierć, ale... no nie tu.
Jednak tu mogłam się dać wciągnąć chyba tylko w przypadku Zarazy (może ze względu na to, jak się zaczęła ich znajomość i to, że Zaraza był najbardziej nie-ludzki z całej Czwórki).
Zakończenie serii przypomniało mi, jaki znam romans z podobnym motywem końcowym, którego zakończenie mega utkwiło mi w pamięci - i jak to zrobić tak mocno, aby zostało zapamiętane, gdy nawet tytuł i autorka się zatrą w pamięci. Dlatego znów: no lekkie meh.
Czy jestem zadowolona, że przeczytałam? Oczywiście! Każda nowa odmiana antybohaterów przez kolejne pokolenie autorek jest ciekawe samo w sobie.
Jest też parę całkiem fajnych scenek z pomysłem (np. rozmowa o seksie oralnym między z Głodem).
Ale to lektur z taką chłodną fascynacją, szczególnie od 2. tomu
Na moje szczęście wpadła mi zaraz trylogia Him Bowen & Kenney, więc trauma nie trwała długo i się leczyłam cieplutkim romansem dwóch emocjonalnie sensownych bohaterów całkiem skutecznie
(Nic nie przebije zniechęcenia do romansu po lekturze Blanki Lipińskiej dosłodzonej ekranizacją - rany, jak ja się cieszę, że mogłam sobie zapodać dla odnowy serial Eastsiders - znów romans gejowski ratuje u mnie wiarę w heteroromans
Ogólnie: cieszę się, że serię dzielnie pokonałam - dawno nie miałam tak wielu WTF w trakcie romansu (a wciąż czytam Palmer, więc....) co niesie ze sobą swoistą wartość, acz pewnie wkurzę tym fanki Cóż, trudno, zaznaczę jednakże, że Przeczytałam. Gnioty według własnej oceny porzucam.
PS Pominęłam parę spraw, które dodatkowo mnie… zastanowiły przy lekturze, poruszone choćby w recenzji zalinkowanej niżej (motyw wykorzystania tzw. Bliskiego Wschodu i to w części o Wojnie… przy czym powinna być w recenzji errata - tak, Thalassa zauważyła obecność chrześcijan w regionie, akurat tego odmówić jej nie można):
https://smartbitchestrashybooks.com/reviews/war-by-laura-thalassa/
Hm, ta seria nadaje się do serio wielopłaszczyznowego omówienia na poziomie pozaromansowym, ale może nie dziś.
Podsumowując: dla mnie, czyli moja prywatna skala Jak Dobrze się Bawiłam:
Cykl: 4/10
bo koncept przerósł jak dla mnie autorkę zbytnio, ale Nie Odradzam Lektury, bo to niezła ciekawostka. I jak się ma nastrój na ten motyw, to specyficzna dawka seksualnego napięcia obecna. Sceny seksu ogólnie są ok.
Tom 1. 5/10 (bo Sara, Koń Zarazy i ogólna Tajemnica, a i sam Zaraza miał momenty w relacji z Sarą)
Tom 2. 3/10 (i tak za wysoko...)
Tom 3. 5/10 (bo Ana miała ciekawy zawód w kontekście tego wszystkiego, Głód miał potencjał i w sumie chyba faktycznie najlepsze sceny seksu)
Tom 4. 4/10 (ze zmęczenia chyba i radości, że to już koniec oprócz samego Końca)
Uf, zadanie wykonane