Dom ziemi i krwi (część I i II) - Sarah J. Maas (•Sol•)
Napisane: 29 kwietnia 2020, o 20:38
Premiera 20 maja 2020
Część I
Czekanie na nową Maas, jest jak czekanie na Boże Narodzenie. Terminarz też się mniej więcej zgadza, bo Autorka raczy nas nowościami raz w roku. Dlatego, gdy było mi dane sięgnąć po Księżycowe Miasto przedpremierowo… No co tu dużo mówić, Gwiazdka w kwietniu
Po samym tym wstępie, pewnie się domyślacie, że czekać było warto.
Oj było.
Nowy świat. Nowy gatunek. Nowi bohaterowie, nowe przygody i jakby trochę nowa Maas. Nie wiem, czy dojrzalsza, czy bardziej dorosła, może, choć to nie tylko o to chodzi.
Mówi się, że to pierwsza książka Autorki dla dorosłych.
Czy to na bank tak? W dużym stopniu owszem, ale delikatnością dwie poprzednie serie też nie grzeszyły. Jedynie co, to język dosadniejszy jest. Tak, nastawcie się, że tu i ówdzie mięsko poleci soczyste.
Gdy poznajemy Bryce i Danikę, poznajemy dwie szalone imprezowiczki. Dzikie kocice, którym w głowie głównie to, by pobalować, przygód na jedną noc poszukać, a od używek i alkoholu też nie stronić. Myślicie sobie - jak takie bohaterki mogą wzbudzić sympatię?
Ano właśnie, początkowo to z tą moją sympatią do nich było różnie.
Aż tu nagle… Bum.
Bum następuje w rozdziale numer 5, a rozdziały Maas krótkie są, więc szybko i już jest tak dobrze, że właściwie można się zamknąć w odosobnieniu i tylko czytać. Nie spać, nie jeść, CZYTAĆ. Bo dzieje się.
To jest Urban Fantasy pełną gębą. Jest, ale mam wrażenie, że nie tylko. Jest nowy świat, nie nasz zniekształcony magią, lecz komputery, samochody, technologia są na porządku dziennym, zaraz obok Fae, wilków, aniołów i … demonów.
Maas zbudowała wielkie imperium - Midgard, od podstaw. Zostawia nam jeszcze sporo do odkrycia w kolejnych tomach, jednocześnie dając jakże kusząco-obiecujący zarys.
Mnie chyba najbardziej urzekło to, że ludzie to jest jednak mniejszość, władzę trzymają wszelkie istoty paranormalne. Wiadomo, takie klasyki jak wilkołaki, wampiry, anioły to standard ale na ulicach (i w wodach) Księżycowego Miasta spotykamy też zupełnie nowe lub dawno zapomniane stwory.
Pierwsza część jest jednak wciąż wprowadzeniem do akcji. Owszem, nie sposób się nudzić, nie można narzekać na dłużyzny, ale cała śmietanka dopiero przed nami. Tu dzieje się, ale niewiele odpowiedzi można znaleźć, za to pytań przybywa z każdą odwróconą stroną.
Część pierwszą oczywiście wciągnęłam dość szybko i natychmiast sięgnęłam po drugą… Ale o niej opowiem Wam za moment
Część I
Czekanie na nową Maas, jest jak czekanie na Boże Narodzenie. Terminarz też się mniej więcej zgadza, bo Autorka raczy nas nowościami raz w roku. Dlatego, gdy było mi dane sięgnąć po Księżycowe Miasto przedpremierowo… No co tu dużo mówić, Gwiazdka w kwietniu
Po samym tym wstępie, pewnie się domyślacie, że czekać było warto.
Oj było.
Nowy świat. Nowy gatunek. Nowi bohaterowie, nowe przygody i jakby trochę nowa Maas. Nie wiem, czy dojrzalsza, czy bardziej dorosła, może, choć to nie tylko o to chodzi.
Mówi się, że to pierwsza książka Autorki dla dorosłych.
Czy to na bank tak? W dużym stopniu owszem, ale delikatnością dwie poprzednie serie też nie grzeszyły. Jedynie co, to język dosadniejszy jest. Tak, nastawcie się, że tu i ówdzie mięsko poleci soczyste.
Gdy poznajemy Bryce i Danikę, poznajemy dwie szalone imprezowiczki. Dzikie kocice, którym w głowie głównie to, by pobalować, przygód na jedną noc poszukać, a od używek i alkoholu też nie stronić. Myślicie sobie - jak takie bohaterki mogą wzbudzić sympatię?
Ano właśnie, początkowo to z tą moją sympatią do nich było różnie.
Aż tu nagle… Bum.
Bum następuje w rozdziale numer 5, a rozdziały Maas krótkie są, więc szybko i już jest tak dobrze, że właściwie można się zamknąć w odosobnieniu i tylko czytać. Nie spać, nie jeść, CZYTAĆ. Bo dzieje się.
To jest Urban Fantasy pełną gębą. Jest, ale mam wrażenie, że nie tylko. Jest nowy świat, nie nasz zniekształcony magią, lecz komputery, samochody, technologia są na porządku dziennym, zaraz obok Fae, wilków, aniołów i … demonów.
Maas zbudowała wielkie imperium - Midgard, od podstaw. Zostawia nam jeszcze sporo do odkrycia w kolejnych tomach, jednocześnie dając jakże kusząco-obiecujący zarys.
Mnie chyba najbardziej urzekło to, że ludzie to jest jednak mniejszość, władzę trzymają wszelkie istoty paranormalne. Wiadomo, takie klasyki jak wilkołaki, wampiry, anioły to standard ale na ulicach (i w wodach) Księżycowego Miasta spotykamy też zupełnie nowe lub dawno zapomniane stwory.
Pierwsza część jest jednak wciąż wprowadzeniem do akcji. Owszem, nie sposób się nudzić, nie można narzekać na dłużyzny, ale cała śmietanka dopiero przed nami. Tu dzieje się, ale niewiele odpowiedzi można znaleźć, za to pytań przybywa z każdą odwróconą stroną.
Część pierwszą oczywiście wciągnęłam dość szybko i natychmiast sięgnęłam po drugą… Ale o niej opowiem Wam za moment