Pisane szkarłatem - Anne Bishop (•Sol•)
Napisane: 20 kwietnia 2018, o 20:03
Z Bishop miałam problem. Czytałam jej Córkę Krwawych i to był ból. Autentycznie bolało mnie jak czytałam. Dlatego też po pierwszy tom serii Innych sięgałam z pewną dozą niepewności, chociaż polecana mi była bardzo gorąco. No bo bohater, oraz inni Inni są zwierzoludźmi, z naciskiem na zwierzęcość, na co miałam chęć po Idź i czekaj mrozów Marty Krajewskiej.
I fakt tego odmówić nie można. To są zwierzęta które czasem przywdziewają ludzkie powłoki. Niektóre sceny pokazujące jak bardzo postacie są zezwierzęcone mnie wręcz bawiły
Ale Inni to nie tylko zwierzęta. Inni to też Żywioły, na które pomysł zasługuje na owację na stojąco. Są też… Wampiry. I kocham te wampiry. Do niedawna ten gatunek parastworów wychodził mi już uszami, oczami, nosem i każdym możliwym innym otworem, bo ileż można. A te wampiry… Nie, nie da się nie kochać Vlada czy dziadka Erebusa. To wreszcie mroczne istoty, krwiopijcze, z charakterem, zabójcze. To jak mogą pozbawić człowieka życia drenując go do sucha… Miałam ciarki.
W ogóle też zostałam ostrzeżona że pierwsze 100 stron to tak średnio i niekoniecznie i trzeba przebrnąć. Nie do końca mogę się zgodzić.
Początek jest taki jak u Hitchcocka. Zaczyna się z wielkim hukiem. Potem niestety akcja zwalnia, zostajemy zarzuceni informacjami i mnogością postaci i zanim się człowiek z tym oswoi mija chwila. Nie pomaga też wielotorowa narracja. Jak jeszcze rozumiem Meg, Simona i Vlada, tak jakiś tam policjant, laska z nieczystymi intencjami czy jeszcze dziwne poboczne postaci są totalnie zbędne. Niby ma to sens, bo mamy ogląd na sytuację ze wszechstron, ale z drugiej robi się niezły burdel.
Warto też wspomnieć o głównej bohaterce. Meg Corbyn. To wieszczka krwi, zbieg i poszukiwana listem gończym. Oraz łącznik z ludźmi fajna mieszanka.
Na dodatek dziewczyna wchodzi powoli pod skórę wielu mieszkańcom Dziedzińca. Na początku sceptyczni, nawet agresywni wobec dziewczyny, potem powoli zaczynają ją akceptować a następnie uważać za przyjaciółkę. Nie bez powodu, dziewczyna ma do nich podejście.
Wynika to zapewnie z tego, że jako Cassandra sangue, świat zna tylko z filmów i zdjęć instruktażowych i zwyczajnie nie boi się tych którzy w ludziach wychowanych w styczności ze zmiennokształtnymi budzą paraliżujący lęk.
A już to co zrobiła dla małego Sama… Mnie to ruszyło do głębi.
Warto też wspomnieć, że jeśli ktoś liczy na więcej wyjaśnień jak wyglądają wizje wieszczek krwi – powinien być zadowolony. Samych wizji nie jest może jakoś dużo, ale Meg często to wspomina, jak się czuła w trakcie przepowiadania i co się z nią dzieje po.
Simon. W zasadzie przez niego sięgnęłam po tę książkę więc nie mogę o nim nie wspomnieć jak DaWern z Idź i czekaj mrozów jest pół człowiekiem pół wilkiem, wilkarem, tak Simon to wilk. Alfa na dodatek. Jak wszelkie terra indigenta to zwierzę, które dla własnej wygody czasem przyjmuje ludzką postać. Ale nawet wtedy myśli jak wilk (wrony w ludzkiej skórze to też nadal wrony, tak samo jak reszta gatunków ).
Jest mega tajemniczą postacią i nie wiem co o nim myśleć. Na pewno jest sprawiedliwy i uczciwy. Troszczy się o swoich, nie da im zrobić krzywdy za żadne skarby. Zaciekawił mnie, ale nie wiem czy go lubię. Jest ku temu potencjał i pewnie w kolejnych częściach owszem, obdarzę go sympatią, póki co naprawdę za mało się o nim dowiadujemy.
Jedynie co porusza mnie w związku z nim to jego stosunek do Meg i Sama.
Czarnych charakterów też nie brak w tej książce. Od durnej lali, która uważa się za tajnego agenta w akcji po naprawdę groźnych ludzi mogących wiele.
No i kwestia która wychodzi na koniec… To mocno zachęca do dalszej lektury.
Książka swoją drogą kończy się w sensownym momencie. Jest całością, nie miałam wrażenia urwanej akcji. Tworzy spójną całość, ale widać też że jest elementem czegoś większego. I owszem, mam zamiar kontynuować cykl.
Autorka wykreowała świat w którym bohaterowie żyją swoim życiem. Ona tylko to spisuje. Takie właśnie odniosłam wrażenie podczas czytania
Taki świat miałby prawo istnieć, jest pełen. To nie tak że dostajemy urywek a resztę musimy sobie dopowiedzieć i domyślać się. Nie, autorka dostarczyła nam wszelakie informacje jakie tylko była w stanie.
I o dziwo w tym okrutnym świecie, brutalnej rzeczywistości jest miejsce na humor. Niekiedy do granic czarny, ale uśmiechnęłam się, tak uczciwie, kilkukrotnie.
Początek był dziwny, ale gdy Simon odkrył kim jest jego nowy łącznik… Zadziała się magia, zostałam wciągnięta i na kilka dni zatopiłam się w życiu Dziedzińca. Dni ku mojej wielkiej rozpaczy, bo gdyby czas pozwolił zarwałabym dla tej książki noc.
Jest tego warta, gwarantuję.
I fakt tego odmówić nie można. To są zwierzęta które czasem przywdziewają ludzkie powłoki. Niektóre sceny pokazujące jak bardzo postacie są zezwierzęcone mnie wręcz bawiły
Ale Inni to nie tylko zwierzęta. Inni to też Żywioły, na które pomysł zasługuje na owację na stojąco. Są też… Wampiry. I kocham te wampiry. Do niedawna ten gatunek parastworów wychodził mi już uszami, oczami, nosem i każdym możliwym innym otworem, bo ileż można. A te wampiry… Nie, nie da się nie kochać Vlada czy dziadka Erebusa. To wreszcie mroczne istoty, krwiopijcze, z charakterem, zabójcze. To jak mogą pozbawić człowieka życia drenując go do sucha… Miałam ciarki.
W ogóle też zostałam ostrzeżona że pierwsze 100 stron to tak średnio i niekoniecznie i trzeba przebrnąć. Nie do końca mogę się zgodzić.
Początek jest taki jak u Hitchcocka. Zaczyna się z wielkim hukiem. Potem niestety akcja zwalnia, zostajemy zarzuceni informacjami i mnogością postaci i zanim się człowiek z tym oswoi mija chwila. Nie pomaga też wielotorowa narracja. Jak jeszcze rozumiem Meg, Simona i Vlada, tak jakiś tam policjant, laska z nieczystymi intencjami czy jeszcze dziwne poboczne postaci są totalnie zbędne. Niby ma to sens, bo mamy ogląd na sytuację ze wszechstron, ale z drugiej robi się niezły burdel.
Warto też wspomnieć o głównej bohaterce. Meg Corbyn. To wieszczka krwi, zbieg i poszukiwana listem gończym. Oraz łącznik z ludźmi fajna mieszanka.
Na dodatek dziewczyna wchodzi powoli pod skórę wielu mieszkańcom Dziedzińca. Na początku sceptyczni, nawet agresywni wobec dziewczyny, potem powoli zaczynają ją akceptować a następnie uważać za przyjaciółkę. Nie bez powodu, dziewczyna ma do nich podejście.
Wynika to zapewnie z tego, że jako Cassandra sangue, świat zna tylko z filmów i zdjęć instruktażowych i zwyczajnie nie boi się tych którzy w ludziach wychowanych w styczności ze zmiennokształtnymi budzą paraliżujący lęk.
A już to co zrobiła dla małego Sama… Mnie to ruszyło do głębi.
Warto też wspomnieć, że jeśli ktoś liczy na więcej wyjaśnień jak wyglądają wizje wieszczek krwi – powinien być zadowolony. Samych wizji nie jest może jakoś dużo, ale Meg często to wspomina, jak się czuła w trakcie przepowiadania i co się z nią dzieje po.
Simon. W zasadzie przez niego sięgnęłam po tę książkę więc nie mogę o nim nie wspomnieć jak DaWern z Idź i czekaj mrozów jest pół człowiekiem pół wilkiem, wilkarem, tak Simon to wilk. Alfa na dodatek. Jak wszelkie terra indigenta to zwierzę, które dla własnej wygody czasem przyjmuje ludzką postać. Ale nawet wtedy myśli jak wilk (wrony w ludzkiej skórze to też nadal wrony, tak samo jak reszta gatunków ).
Jest mega tajemniczą postacią i nie wiem co o nim myśleć. Na pewno jest sprawiedliwy i uczciwy. Troszczy się o swoich, nie da im zrobić krzywdy za żadne skarby. Zaciekawił mnie, ale nie wiem czy go lubię. Jest ku temu potencjał i pewnie w kolejnych częściach owszem, obdarzę go sympatią, póki co naprawdę za mało się o nim dowiadujemy.
Jedynie co porusza mnie w związku z nim to jego stosunek do Meg i Sama.
Czarnych charakterów też nie brak w tej książce. Od durnej lali, która uważa się za tajnego agenta w akcji po naprawdę groźnych ludzi mogących wiele.
No i kwestia która wychodzi na koniec… To mocno zachęca do dalszej lektury.
Książka swoją drogą kończy się w sensownym momencie. Jest całością, nie miałam wrażenia urwanej akcji. Tworzy spójną całość, ale widać też że jest elementem czegoś większego. I owszem, mam zamiar kontynuować cykl.
Autorka wykreowała świat w którym bohaterowie żyją swoim życiem. Ona tylko to spisuje. Takie właśnie odniosłam wrażenie podczas czytania
Taki świat miałby prawo istnieć, jest pełen. To nie tak że dostajemy urywek a resztę musimy sobie dopowiedzieć i domyślać się. Nie, autorka dostarczyła nam wszelakie informacje jakie tylko była w stanie.
I o dziwo w tym okrutnym świecie, brutalnej rzeczywistości jest miejsce na humor. Niekiedy do granic czarny, ale uśmiechnęłam się, tak uczciwie, kilkukrotnie.
Początek był dziwny, ale gdy Simon odkrył kim jest jego nowy łącznik… Zadziała się magia, zostałam wciągnięta i na kilka dni zatopiłam się w życiu Dziedzińca. Dni ku mojej wielkiej rozpaczy, bo gdyby czas pozwolił zarwałabym dla tej książki noc.
Jest tego warta, gwarantuję.