Warrior - Archer Zoe (Agaton)
Napisane: 3 kwietnia 2011, o 11:40
"Warrior" - Archer Zoe
Tak właściwie, to nie wiem gdzie by ten tytuł wcisnąć, mając do wyboru nasze kategorie Niby to historyk, okres panowania królowej Wiktorii, jakby nie było, ale elementy paranormalne ma, a jakże. Przy czym nie znajdziemy tu wampirów, zmiennokształtnych, wilkołaków czy nawet mlekołaków. Bardziej to podpada pod fantasy, bo mamy do czynienia z magią. Magią nie byle jaką, bo istniejącą na całym świecie, przy czym tylko nieliczni wiedzą o jej istnieniu (Tak po prawdzie, to jest nasz normalny wymiar, nie alternatywa ). Ci źli, którzy chcą podbić świat, i ci dobrzy, którzy ten świat chronią. Magię uprawiać może każdy, kto wie o jej istnieniu, o ile zna odpowiednie formułki i ma do tego narzędzia. Takim narzędziami są tzw. źródła. Przedmioty o potężnej mocy, które w rękach tych złych mogą służyć niecnym celom. Dla przykładu, zdobycie władzy na światem. Se, se, se.
Mój kontakt z tym tytułem był dziełem przypadku. Lubię oglądać oceny różnych osób na goodreads i potem sprawdzać co to za książka, o ile ma ciekawą okładkę, tytuł lub, już później, komentarz. Dwa razy trafiłam na pozytywną opinię osób, których wrażenia pokrywały się z moimi (Nie żeby tylko dwie dobre oceny miała ta książka, po prostu przez konto dwóch osób na nią natrafiłam.) i postanowiłam przetestować. Na innym portalu oznaczenia były takie: romans, historyk, akcja/przygoda, paranormal/magia/fantasy, miejsce akcji - Mongolia. Ciekawość to jedno z moich imion, musiałam sprawdzić.
Jedna panna napisała tak, tu cytuję: "Polecam każdemu, kto lubi romanse z gorącym wojownikiem/żołnierzem, jako bohaterem, akcję, przygodę, magię i ekscytujące sceny miłosne."
Sprawdźmy zatem --->
Gorący bohater? Owszem, jak najbardziej.
Akcja? Sporo, a nawet i więcej.
Przygoda? Patrz wyżej i jeszcze trochę.
Magia? Bez dwóch zdań.
Sceny? No raczej...!
Dla mnie to taka baja, która cieszy. Kawałek dobrej rozrywki, nawet jeśli coś się wyciera na brzegach. Pojawiły się 'ale', bo:
* pojęcia nie mam ile z tej książkowej Mongolii to totalny wymysł, a ile prawda. Podejrzewam, że autorka mogła coś sobie pozmyślać.
* czasem odnosiłam wrażenie, iż bohaterowie tylko noszą kostiumy, a tak naprawdę dużo bliżej im do współczesności. W sumie, nie przeszkadzało mi to specjalnie, ale ktoś może mieć taki zarzut. Cóż, i ja na to zwróciłam uwagę, choć mało mnie to obeszło.
* zabrakło mi trochę emocji. Na mój gust, relacje między parą mogłyby być bardziej rozbudowane i głębsze, ale widać taki urok gatunku. W końcu nie można porównywać klasycznego romansu z tym, bo tutaj jeszcze trzeba było upchnąć magię i akcję, zaś objętościowo jest porównywalnie. Gdzieś coś uciec musiało.
Na koniec napiszę tak. Interesująca opowieść, która ma i wady, i zalety. Nie mogłaby co prawda stanowić podstawy w mojej diecie romansocholicznej, ale jako deser, proszę bardzo.
Aaa. Kung-fu się pojawiło, też.
Podsumowując, nie radzę szukać głębokiego sensu. Jest dobrze tak, jak jest. Zabawa przede wszystkim Przy czym głupio też nie jest. Oj, nie.
Tak właściwie, to nie wiem gdzie by ten tytuł wcisnąć, mając do wyboru nasze kategorie Niby to historyk, okres panowania królowej Wiktorii, jakby nie było, ale elementy paranormalne ma, a jakże. Przy czym nie znajdziemy tu wampirów, zmiennokształtnych, wilkołaków czy nawet mlekołaków. Bardziej to podpada pod fantasy, bo mamy do czynienia z magią. Magią nie byle jaką, bo istniejącą na całym świecie, przy czym tylko nieliczni wiedzą o jej istnieniu (Tak po prawdzie, to jest nasz normalny wymiar, nie alternatywa ). Ci źli, którzy chcą podbić świat, i ci dobrzy, którzy ten świat chronią. Magię uprawiać może każdy, kto wie o jej istnieniu, o ile zna odpowiednie formułki i ma do tego narzędzia. Takim narzędziami są tzw. źródła. Przedmioty o potężnej mocy, które w rękach tych złych mogą służyć niecnym celom. Dla przykładu, zdobycie władzy na światem. Se, se, se.
Mój kontakt z tym tytułem był dziełem przypadku. Lubię oglądać oceny różnych osób na goodreads i potem sprawdzać co to za książka, o ile ma ciekawą okładkę, tytuł lub, już później, komentarz. Dwa razy trafiłam na pozytywną opinię osób, których wrażenia pokrywały się z moimi (Nie żeby tylko dwie dobre oceny miała ta książka, po prostu przez konto dwóch osób na nią natrafiłam.) i postanowiłam przetestować. Na innym portalu oznaczenia były takie: romans, historyk, akcja/przygoda, paranormal/magia/fantasy, miejsce akcji - Mongolia. Ciekawość to jedno z moich imion, musiałam sprawdzić.
Jedna panna napisała tak, tu cytuję: "Polecam każdemu, kto lubi romanse z gorącym wojownikiem/żołnierzem, jako bohaterem, akcję, przygodę, magię i ekscytujące sceny miłosne."
Sprawdźmy zatem --->
Gorący bohater? Owszem, jak najbardziej.
Akcja? Sporo, a nawet i więcej.
Przygoda? Patrz wyżej i jeszcze trochę.
Magia? Bez dwóch zdań.
Sceny? No raczej...!
Dla mnie to taka baja, która cieszy. Kawałek dobrej rozrywki, nawet jeśli coś się wyciera na brzegach. Pojawiły się 'ale', bo:
* pojęcia nie mam ile z tej książkowej Mongolii to totalny wymysł, a ile prawda. Podejrzewam, że autorka mogła coś sobie pozmyślać.
* czasem odnosiłam wrażenie, iż bohaterowie tylko noszą kostiumy, a tak naprawdę dużo bliżej im do współczesności. W sumie, nie przeszkadzało mi to specjalnie, ale ktoś może mieć taki zarzut. Cóż, i ja na to zwróciłam uwagę, choć mało mnie to obeszło.
* zabrakło mi trochę emocji. Na mój gust, relacje między parą mogłyby być bardziej rozbudowane i głębsze, ale widać taki urok gatunku. W końcu nie można porównywać klasycznego romansu z tym, bo tutaj jeszcze trzeba było upchnąć magię i akcję, zaś objętościowo jest porównywalnie. Gdzieś coś uciec musiało.
Na koniec napiszę tak. Interesująca opowieść, która ma i wady, i zalety. Nie mogłaby co prawda stanowić podstawy w mojej diecie romansocholicznej, ale jako deser, proszę bardzo.
Aaa. Kung-fu się pojawiło, też.
Podsumowując, nie radzę szukać głębokiego sensu. Jest dobrze tak, jak jest. Zabawa przede wszystkim Przy czym głupio też nie jest. Oj, nie.