Przeczytawszy "Onyx storm"!
Raczej nie będę się rozwlekać (choć zawsze tak mówię, a potem te moje posty ciągną się kilometrami).
Co my tu mamy? Otóż jak już ogarnie się to uniwersum, już wiadomo jak to działa, nie trzeba nic tłumaczyć... to można się tylko świetnie bawić. Bohaterowie ogarnęli swoją relację i nie jojczą, po prostu się kochają, wspierają i walczą ramię w ramię. Xaden robi za profesora (haha) i jednocześnie księcia (woot!).
Troszkę tu mało Rhiannon, lubię tę dziewczynę, ale rozumiem, że banda nie zawsze się będzie trzymała w pełnym składzie. Imogen przez to też na długo zniknęła, a ona jest ciekawa i czekam, w którą stronę się rozwinie.
Za to jest dużo Ridoca, a ja tego gościa uwielbiam. Jak już jest napięcie nie do wytrzymania, to wręcz czekam, aż coś palnie. On jest takim comic reliefem, a jednocześnie bardzo zdolnym i odważnym wojownikiem i obserwowanie go w książce to przyjemność.
Ale teraz to was zaskoczę. Z krzeseł pospadacie, serio. Wiem, wiem, będzie szok i niedowierzanie! Trzymajcie się...
Lubię Daina.
No mówiłam - trzymać się krzesełek! Co teraz koleżanki zdziwione, że tyłki poobijały?

Ale poważnie. W pierwszym tomie chciałam go palnąć w łeb najbliżej stojącą lampą. W drugim zaczął mu z tyłka wychodzić kij, w trzecim tomie... o raju, jeszcze jego ojciec przejął pieczę nad Basgiathem, więc chłopak nie ma lekko, ale to co się z nim dzieje, to jest jeden z najciekawszych rozwojów postaci w tej serii. I serio trzymam za niego kciuki, teraz czekam na sceny z nim, bo miło patrzeć, w jaką stronę on idzie. No serio...!
Jestem też bardzo ciekawa dalszej historii Aarica. Jego brat to istny wrzód na d., jak ten Aaric się wyrodził, to ja nie wiem, ale patrząc na to, co wiemy ta historia jest wg mnie bardzo interesująca. To jest fajny niesztampowy bohater, z którym można sporo rzeczy zdziałać, a jednocześnie myślę, że jego wybory narzucą dużo ograniczeń, które nas mogą zaboleć. Ale to pewnie gdzieś dalej.
Wiecie co? To chyba mój ulubiony tom so far. Wiem, niektórych bohaterek mi tu zabrakło (ale za to częściej pojawia się Mira), niemniej nie nudziłam się, nie miałam tu męczybułskich dialogów nieogarniętych głównych bohaterów, tylko leciałam z tym koksem i cieszyłam się lekturą. I jeszcze autorka zaserwowała mi wylot z Basgiathu, można było zobaczyć co jest poza kontynentem. I jak wtedy działa magia. Kurczę, tam się naprawdę robi gęsto!
Lubię tę serię. No nic nie poradzę, ona ma swoje wady, ale kurczę... LUBIĘ.