Strona 1 z 1

Zapominalska panna młoda - Debbie Macomber (kasiek)

PostNapisane: 1 stycznia 1970, o 02:00
przez kasiek
Autor: Debbi Macomber
Tytuł: Zapominalska panna młoda
Wydawnictwo: Harlequin,
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1992



Wychodząc z założenie, że najlepsze są te książki, które już czytałam, wróciłam do pierwszych harlequinów z serii Romance (biała okładka). Jedną z takich książek była „Zapominalska panna młoda" Debbi Macomber. Ta autorka, obecnie kojarzona z nieco ambitniejszymi pozycjami, zaczynała od harlequinów. I szczerze mówiąc wolę ją w tym wydaniu. „Zapominalska panna młoda" to typowy nietypowy harlequin. Niby wszystko jest zgodne ze schematem, bez większych trudności możemy przewidzieć jak potoczą się losy bohaterów, a jednak czyta się go z prawdziwą przyjemnością. Jest to zasługą przede wszystkim autorki, która zamiast zdecydować się na ckliwą opowiastkę o nieszczęśliwej cud-dziewczynie dręczonej przez cały świat, postawiła na humor.

Tytułowa zapominalska panna młoda to Caitlin, osoba z bardzo zdecydowanymi poglądami na ślub i małżeństwo:

a) Nie ma mowy o całowaniu przed ślubem, o seksie nie wspominając.
b) Pan młody powinien przynajmniej wyglądać na szczęśliwego.
c) Przed ślubem należy wybrać imiona dla dzieci. (w tym przypadku Barbie, Paula, Jane i Ken)
d) Należy wychodzić za mąż tylko za zdrowych i bogatych.

Na jej obronę można powiedzieć tylko tyle, że wszystkie te wymagania przyszły jej do głowy, gdy miała 8 lat. Również w tym wieku po raz pierwszy wyszła za mąż za kolegę brata, który chciał zobaczyć, jak to jest całować się z dziewczyną. Właściwa akcja ma miejsce dwadzieścia lat po opisanych wydarzeniach. Cait pracuje w firmie maklerskiej, kocha się bez wzajemności w swoim szefie, dzieli się swymi uczuciami z przyjaciółką Lindy. Szef nie zwraca na nią uwagi, Lindy pociesza, a na scenę wkracza przystojny, inaczej być nie może, Joe - właściciel firmy budowlanej i pierwszy mąż Cait. I może tyle o samej treści.

Teraz plusy i minusy. Książkę czyta się szybko i bez zbędnego wysiłku intelektualnego. Język, tak jak w większość harlequinów, jasny i prosty. Co prawda pojawia się jedno „trudne" słowo merkantylizm (67 strona). Nie jestem tego w stanie wytłumaczyć, ale rozbawiło mnie ono niesamowicie. Zresztą cała książeczka bawi. Ciężko się nie śmiać z Joe, kiedy ten wszem i wobec rozgłasza wszystkim, że jest mężem bohaterki, oraz gdy wypytuje ją o ich wspólne dzieci ku uciesze gawiedzi i złości, z samej beznadziejnie zakochanej w szefie Caitlin, z samego szefa, unikającego zalotów podwładnej, z męczennicy Lindy. Niewątpliwą zaletą „Zapominalskiej panny młodej" jest również przesłanie jakie niesie: Nie pij! To niesie za sobą poważne konsekwencje. O czym na własnej skórze przekonuje się główna bohaterka.

A teraz minusy. Zero scen erotycznych, parę razy buzi buzi i to wszystko. Niby te pocałunki to cudo, ale nie zaszkodziłoby, gdyby autorka nie ograniczyła się tylko do nich. Człowiek jest ciekawy, przynajmniej ja, jak nasi bohaterowi zachowywaliby się w łóżku, tudzież w innym miejscu, gdzie można oddawać się rozkoszom ciała. Kolejny minus to postacie drugoplanowe. Ciut naciągane, autorka przesadziła tworząc postać Lindy–męczennicy, anioła nie kobiety.

„Zapominalską panna młodą" warto przeczytać. Nie] jest to być może arcydzieło, ale jak na harlequina to całkiem niezły kawałek.

W skali od 1 do 10 jak na harlequina dałabym jej 8 punktów. Jak na romans w ogóle jakieś 4.

Wspominałam o braku scen erotycznych, dlatego też chcąc nie chcąc powinnam dać 0 punktów , ale ja dam 1 za opis pocałunku, który pozwolę sobie zacytować:

Minęło sporo czasu , zanim poczuła dotyk jego warg. A właściwie można to było nazwać pacnięciem . O Boże pomyślała, tyle hałasu o nic.

Zapominalska panna młoda - Debbie Macomber (kasiek)

PostNapisane: 26 stycznia 2010, o 00:13
przez Fringilla
Recenzja autorstwa kasiek:



Autor: Debbi Macomber

Tytuł: Zapominalska panna młoda

Tytuł oryginalny: The forgetful bride

Seria: Harlequin Romance (tom 58 )

Wydawnictwo: Harlequin

Miejsce i rok polskiego wydania: Warszawa 1992

Rok oryginalnego wydania: 1991

PostNapisane: 22 kwietnia 2012, o 12:15
przez Levanda
Uwielbiam stare HQ ze białą okładką. Przyznaję, że właśnie te pierwsze powieści HQ wbiły mi do głowy, jak ma wyglądać małżeńtwo, miłość i w ogóle związek. Byłam pewna, że poznam faceta, oszaleje z miłość i w ciągu 3 miesięcy staniemy na ślubnym kobiercu Co więcej, ja byłam pewna że to tak zawsze wygląda :wstyd: :embarrassed:

PostNapisane: 22 kwietnia 2012, o 12:45
przez aralk
Szczęście, z tego się wyrasta :)

PostNapisane: 22 kwietnia 2012, o 14:31
przez Levanda
Tak :) ale to dzięki takim powieściom jak tam doznałam pomieszania zmysłów :hyhy: ale dziś uważam że są urocze, bo rzadko pokazują seks i dzięki temu skupiamy się na romansie, a nie namiętności dzikiej

PostNapisane: 22 kwietnia 2012, o 14:32
przez aralk
to dobrze czy źle, bo nie wiem do końca :mysli:
od seksu była inna seria, a co czytać kwestią wyboru ;)

PostNapisane: 22 kwietnia 2012, o 15:53
przez Agrest
To ile miałaś lat, jak je czytałaś i jak długo byłaś przekonana o wyłączności tego modelu? :mysli:

Pytam, bo ja zaczęłam czytać romanse w podeszłym wieku 25 lat i wpływ harlekinów na umysł młodzieńczy jest mi obcy :lol: Mogę sobie najwyżej dywagować, co mi wdrukowali Ania i Gilbert albo Cesia i Hajduk ;)

PostNapisane: 22 kwietnia 2012, o 16:07
przez Levanda
Miałam jakieś 14 lat. A jestem z pokolenia co to się nie malowało i nie grało w słoneczko :shock: Nie mam złudzeń i szybko pojęłam że mnie taki dziki romans nie jest pisany :hyhy: Wszakże poślubiłam męża mego po 7 latach związku :wink:

PostNapisane: 22 kwietnia 2012, o 16:15
przez Agrest
E, to myślałam, że jakaś głębsza trauma :P

PostNapisane: 22 kwietnia 2012, o 16:16
przez Levanda
wybacz że Cie rozczarowałam :hyhy:

PostNapisane: 22 kwietnia 2012, o 16:23
przez Agrest
Spoko, to raczej powód do radości :lol:

PostNapisane: 2 czerwca 2012, o 23:15
przez Bombelek
Ta książa jest megaśna! ^_^
I zgadzam się z Levandą- stare białe hq wymiatają! :haha:

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 12:18
przez Wiedźma Ple Ple
Kilka było właśnie takich- jakichś takich budzących przyjazne uczucia :]

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 14:01
przez aralk
kilka, ale nie wszystkie, niestety

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 14:05
przez Wiedźma Ple Ple
Minęło sporo czasu , zanim poczuła dotyk jego warg. A właściwie można to było nazwać pacnięciem . O Boże pomyślała, tyle hałasu o nic.

wybacz kasieku ale za taki tekst w romansie to ja daję 10/10 :hyhy:

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 14:24
przez kasiek
ja nadal 1 bo pacnąć to można muchę :hahaha: , a jak on całuje z sensie ON to ma w ziemię wmurować :mrgreen:

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 14:24
przez Wiedźma Ple Ple
ale przewrotne to wielce i nieromansowe zauważ :] mało kto się tak poważa :]

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 14:27
przez kasiek
nie ona jedna, jakiś czas temu coś czytałam jakiegoś hr (za Chiny sobie tytułu nie przypomnę), ale tam też tak było o seksie, że żadne halo....

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 14:30
przez Wiedźma Ple Ple
nie ona jedna ale jednak malusio takich

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 15:25
przez Janka
Przerzućcie się na chicklity. Tam jest tego pełno. Chicklitowe pisarki jednym zdaniem potrafią zasugerować coś super gorącego. Uwielbiam seks chicklitowy. Nie potrzebna jest mi informacja, kto mu co do czego włożył, jak głęboko i ile razy poruszył.
OK, w romansach i harlequinach scen seksu nie przelatuję na szybko, tylko czytam normalnie, bo i całość czytam normalnie. Ale potrzebne mi one jak dziura w moście.

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 17:55
przez Wiedźma Ple Ple
Ale myśmy czytały chicklity :]

dlatego zachwyca mnie ten zabieg w romansie zwykłym :hyhy:

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 18:01
przez Janka
Znowu się krzywisz.
Racja, w harlequinach nietypowe. Albo pełny opis, albo zaczekali do nocy poślubnej i w epilogu już się nie zmieściło.

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 18:05
przez Wiedźma Ple Ple
Ależ nie krzywię się, to taka fajna paszcza jest :]

PostNapisane: 3 czerwca 2012, o 18:16
przez Janka
No, fajna paszcza.

kasiek napisał(a):„Zapominalską panna młodą" warto przeczytać. Nie jest to być może arcydzieło, ale jak na harlequina to całkiem niezły kawałek.
W skali od 1 do 10 jak na harlequina dałabym jej 8 punktów. Jak na romans w ogóle jakieś 4.

Dokładnie tak samo uważam.
Ode mnie dostała na mojej skali dla harlequinów 2 na 3 punkty. W przeliczeniu byłoby właśnie jakieś 7-8 z dziesięciu.
Jak na romans w ogóle, trudno mi oceniać, bo mam małe porównanie. Tylko Crusie, Gibson i SEP. Miałam szczęście do dobrych romansów, przy nich harlequiny wypadają blado.