Kobieta Danclera - Mary Lynn Baxter (Kawka)
Napisane: 5 listopada 2024, o 19:31
Mary Lynn Baxter "Kobieta Danclera"
Uwaga, poniżej mogą być spojlery!
Marlee od lat kocha się w Danclerze – starszym przyszywanym bracie, on jednak traktuje ją jak rozwydrzonego dzieciaka, niezdolnego do podejmowania dojrzałych decyzji. Przed laty rozstali się w gniewie. Gdy Marlee łapie potworną infekcję i musi odpocząć kilka tygodni od wyczerpującej pracy modelki, wraca do rodzinnego domu. Jest tam też jej ukochany z nastoletnich lat. Dziewczyna postanawia w końcu stawić mu czoło i jakoś się z nim dogadać, tym bardziej, że od Danclera zależy czy otrzyma pieniądze ze spadku po ojcu, których Marlee bardzo potrzebuje.
To krótka historia autorstwa Baxter. Blurb zdradza zdecydowanie za dużo. Bardzo czuć, że to hq z przełomu lat 80-tych i 90-tych. Jest ten specyficzny klimat tamtych lat, jest zupełnie inne podejście do społecznych ról kobiety i mężczyzny. Teraz, we współczesnych książkach takie rzeczy by nie przeszły. Uznano by tę historię za seksistowską i niedzisiejszą. Dziwnie się to czytało, mimo iż wiedziałam od początku że to stary hq i spodziewałam się podobnego motywu.
Marlee, mimo że stara się wybić na samodzielność, to jednak jest całkowicie zależna od swojego opiekuna prawnego. Dancler czuje się niemal bogiem, który chce decydować o życiu dziewczyny. Nie podoba mi się końcówka, w której Marlee decyduje się zrezygnować ze swojej niezależności w imię miłości. Wprawdzie Dancler też przewartościowuje swoje życie i zmienia nieugiętą postawę samca alfa dyktującego warunki ale uważam, że autorka za bardzo poszła na łatwiznę i rozwiązała problemy pary poprzez najbardziej wyświechtany sposób – ciążę. Nie lubię gdy utwierdza się szkodliwy mit, jakoby niespodziewana ciąża była rozwiązaniem na problemy w związku.
Bohaterowie nie są szczególnie interesujący, podobnie jak fabuła ale też trudno się do czegoś przyczepić, bo nie ma w tej książce jakichś wielkich głupot. To taka typowa krótka historia, w sam raz na wieczór lub dwa. Szybko się czyta i równie szybko zapomina. Nie ma w niej wielkich emocji i ekscytacji, ot krótka opowiastka jakich wiele. Na pewno nic wybitnego ale też całość jest sensowna pod względem warsztatu i poprawnie napisana, dlatego moja ocena to 7/10.
Uwaga, poniżej mogą być spojlery!
Marlee od lat kocha się w Danclerze – starszym przyszywanym bracie, on jednak traktuje ją jak rozwydrzonego dzieciaka, niezdolnego do podejmowania dojrzałych decyzji. Przed laty rozstali się w gniewie. Gdy Marlee łapie potworną infekcję i musi odpocząć kilka tygodni od wyczerpującej pracy modelki, wraca do rodzinnego domu. Jest tam też jej ukochany z nastoletnich lat. Dziewczyna postanawia w końcu stawić mu czoło i jakoś się z nim dogadać, tym bardziej, że od Danclera zależy czy otrzyma pieniądze ze spadku po ojcu, których Marlee bardzo potrzebuje.
To krótka historia autorstwa Baxter. Blurb zdradza zdecydowanie za dużo. Bardzo czuć, że to hq z przełomu lat 80-tych i 90-tych. Jest ten specyficzny klimat tamtych lat, jest zupełnie inne podejście do społecznych ról kobiety i mężczyzny. Teraz, we współczesnych książkach takie rzeczy by nie przeszły. Uznano by tę historię za seksistowską i niedzisiejszą. Dziwnie się to czytało, mimo iż wiedziałam od początku że to stary hq i spodziewałam się podobnego motywu.
Marlee, mimo że stara się wybić na samodzielność, to jednak jest całkowicie zależna od swojego opiekuna prawnego. Dancler czuje się niemal bogiem, który chce decydować o życiu dziewczyny. Nie podoba mi się końcówka, w której Marlee decyduje się zrezygnować ze swojej niezależności w imię miłości. Wprawdzie Dancler też przewartościowuje swoje życie i zmienia nieugiętą postawę samca alfa dyktującego warunki ale uważam, że autorka za bardzo poszła na łatwiznę i rozwiązała problemy pary poprzez najbardziej wyświechtany sposób – ciążę. Nie lubię gdy utwierdza się szkodliwy mit, jakoby niespodziewana ciąża była rozwiązaniem na problemy w związku.
Bohaterowie nie są szczególnie interesujący, podobnie jak fabuła ale też trudno się do czegoś przyczepić, bo nie ma w tej książce jakichś wielkich głupot. To taka typowa krótka historia, w sam raz na wieczór lub dwa. Szybko się czyta i równie szybko zapomina. Nie ma w niej wielkich emocji i ekscytacji, ot krótka opowiastka jakich wiele. Na pewno nic wybitnego ale też całość jest sensowna pod względem warsztatu i poprawnie napisana, dlatego moja ocena to 7/10.