Strona 1 z 1

Szczęśliwe dziedzictwo - Penny Jordan (Kawka)

PostNapisane: 27 czerwca 2021, o 11:34
przez Kawka
Penny Jordan "Szczęśliwe dziedzictwo"

Tania od zawsze miała pod górkę w życiu. Wcześnie została sierotą, a potem w wieku osiemnastu lat urodziła nieślubne dziecko. Ledwo wiązała koniec z końcem, aż los się do niej uśmiechnął, zsyłając spadek po bardzo dalekiej krewnej. Tania wyjeżdża więc z córką na prowincję i w odziedziczonej kamienicy otwiera sklep z butami dla dzieci. Wszystko zdaje się układać aż do momentu, gdy znajomy wciąga ją w pewną intrygę. To powoduje, że Tanią zaczyna się interesować lokalny biznesmen – James Warren, który nie wierzy w szczere intencje nowej mieszkanki miasta i wysnuwa pod jej adresem poważne oskarżenia. Tania musi stawi czoło mężczyźnie, który ją drażni ale równocześnie fascynuje.

Kolejna, krótka historyjka na jeden wieczór autorstwa Jordan. Historia sama w sobie nie jest odkrywcza ale całkiem dobrze się ją czyta. Wiadomo, że mając do dyspozycji tę objętość, trudno o zbudowanie klimatu i zagłębienie się psychologię postaci oraz obszerne opisy, więc nie oczekuję od takich książek więcej niż mogą dać. Chcę w miarę składnej historii, przy której nie będę zgrzytać zębami z irytacji. Dokładnie to dostałam - całkiem niezłą, prostą fabularnie historyjkę.

Bohaterowie są na tyle wyraziści, że da się ich polubić lub znielubić (tych złych). Na pewno nie są mamejowaci. Zwłaszcza Tania budzi od razu sympatię. To taka dziewczyna z sąsiedztwa, miła i zwyczajna, choć pod koniec nie rozumiałam jej pokrętnej logiki. James trochę irytuje, zwłaszcza tym, że jak większość bohaterów romansów, w ogóle nie słucha co się do niego mówi i przekonany jest o własnej nieomylności. Na szczęście w porę zdaje sobie sprawę z własnej pomyłki.

Fabuła nie wlecze się, ani nie jest udziwniona, choć muszę przyznać, że bardziej podobał mi się początek i nieustanne darcie kotów pomiędzy bohaterami. Mam wrażenie, że gdy już się pogodzili zrobiło się troszkę niemrawo ale jednak całość daje radę.

Jedyny większy mankament to, według mnie, sposób opisania historii wyłącznie z perspektywy bohaterki, przez co traci się całe spektrum emocji, jakie przeżywa bohater i to powoduje pewien dystans do niego ale zdaję sobie sprawę, że w okresie, gdy książka została wydana, autorki romansów tak po prostu pisały i jest to konwencja dość często spotykana w książkach wydanych na przełomie lat 80-tych i 90-tych.

Podsumowując: to dobra historyjka dla odprężenia ale nic poza tym. Całość po prostu sympatyczna. Moja ocena to 7/10.