Miłość zimową porą - Carrie Elks (Ancymonek)
Napisane: 27 listopada 2018, o 19:39
***
Zmęczyła mnie ta książka. Dłużyła mi się i zmęczyła. Jeśli ktoś liczy na fajne darcie kotów, od nienawiść do miłości blablabla, to się przeliczy. Owszem, bohater jest niemiły dla bohaterki, ale szybko ją przeprasza i spijają sobie z dziubków już w połowie książki. Jest tak słodko-pierdząco, że się można porzygać.
Kitty pragnie dostać się na wymarzony staż u jednego z ważnych szych w świecie Holyłudu - Everetta Kleina. Ma tylko jeden problem, bo bardzo ale to bardzo brak jej pewności siebie na rozmowach kwalifikacyjnych. Oczywiście stażu nie dostaje, ale otrzymuje propozycję zostania nianią syna Everetta w okresie świątecznym. Ponieważ jest w podbramkowej sytuacji (poza tym liczy na to, że jak się spisze, to może jednak uda się załatwić ten staż) zgadza się na podjęcie tego rodzaju pracy. Ląduje w wielkim domu Kleinów, gdzie oprócz swojego podopiecznego mieszkają na czas Świąt wiecznie nieobecni jego rodzice, dziadkowie oraz gospodyni. Jest jeszcze bohater, mieszkający w chacie oddalonej od luksusowego domu o kawałek drogi przez las. Adam, bo o nim mowa jest bratem Everetta i sławnym twórcą filmów dokumentalnych. Bracia są w konflikcie i nic nie zapowiada tego, żeby mieli się pogodzić (swoją drogą z pupy ten konflikt moim zdaniem, jego powód był totalnie niedopracowany -chociaż temat którego tyczył był bardzo ważny). Kitty spotyka Adama po raz pierwszy kiedy na drodze potrąca jelenia.
Spoiler:
Facet jest nieprzyjemny w stosunku do Kitty i to w sumie jeden z dwóch razy w których między nimi wystąpiła kłótnia. Potem bohater był dla niej jeszcze jeden raz chamski i może z dwa razy obojętny. Tyle. Później jest wielka miłość pod pluszową pierzyną. Oczywiście przy końcu historii też jest akcja w stylu “oszukałaś mnie i już Cię nie lubię”, ale jest happy end, epilog i ogólnie słodycz do zemdlenia. Ale może się czepiam, bo zwykle takie epilogi lubię. Może już miałam przesyt tego cukru pod koniec.
Ta historia nie była zła, była po prostu nijaka. Nudnawa. Tam się nic na dobrą sprawę nie dzieje. Czytałam gorsze książki, ale czytałam również zdecydowanie lepsze i po prostu nie wiem, czy warto dla tej akurat książki poświęcić czas i pieniądze. Sami bohaterowie dali się lubić, chociaż Kitty trochę czasem mogłabym zarzucić zbyt częste “nie odzywanie się, bo ona nie chce nikomu (i sobie) zaszkodzić”. Swoją drogą miałam wrażenie, że tam ciągle przepraszają osoby, które nie powinny. Bo np. dupek-Everett chyba nie przeprosił ani razu. Adam był w porządku, ale moim sercem ani trochę nie poruszył.
Ah no i jeszcze jest nastrój świąteczny! To chyba główna zaleta tej książki, bo można faktycznie go poczuć.
Maks 6/10 mogę dać, chociaż po namyśle sądzę, że to ciut za dużo.
PS: swoją drogą to jest druga część cyklu o siostrach. Pierwsza opowiada o Ceście (czy jak tam się odmienia jej imię) i Samie. Jak przeczytałam, że oni się tak nienawidzili na początku to zastanawiałam się, czy pokłócili się dwa, czy może trzy razy podczas swojej historii
Ciekawe czy wydadzą u nas resztę książek autorki (i tej serii). Ale nawet jeśli - ja chyba jednak podziękuję