Strona 1 z 2

Kochając pana Danielsa - Brittainy C. Cherry (Papaveryna)

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 08:16
przez Papaveryna
Obrazek


To historia wielkiej miłości. Takiej, która zdarza się wtedy, gdy na swojej drodze spotkasz prawdziwą bratnią duszę. Mężczyznę, którego śmieszy to, co bawi ciebie. Mężczyznę, który mówi to, co sama chcesz powiedzieć, który myśli jak ty.
Ja spotkałam pana Danielsa. Chociaż wiem, że nasza miłość nie miała prawa się wydarzyć, nie żałuję ani jednej chwili.
Nasza historia to nie tylko opowieść o miłości. Opowiada także o rodzinie. O stracie. O byciu żywym. Jest pełna bólu, ale także pełna śmiechu. To nasza historia.
Z tych wszystkich powodów nigdy nie przeproszę za to, że kochałam pana Danielsa.



O rety! Co to właściwie było? Ja chcę do mamy!
Moja głupota i mój błąd, że nie dopytałam o czym dokładnie jest ta książka. Zwłaszcza, że opis z tyłu okładki nie zdradza nam zbyt wiele. Wiedziałam tylko, że ma wystąpić motyw romansu nauczyciela z uczennicą. Pomyślałam sobie - dobra, spoko, zakazana miłość, te sprawy. Nic tam nie powinno być dołującego. Prawda?
Mój drugi błąd polegał na tym, że zabrałam się za tę książkę przed Świętami. Zdenerwowana, w złym humorze, z nadzieją na jego polepszenie. Walał mi się ten cały Daniels po domu już ponad rok, więc położyłam go w pobliżu, żeby w końcu przekonać się, co to za diabeł.

Mam wrażenie, że pani Cherry lubi pisać o umieraniu. W końcu to taka frajda przecież.
Nie będę się już czepiać, że głównej bohaterce Ashlyn zmarła siostra bliźniaczka, a Danielowi rodzice. Miało to miejsce przed właściwą akcją, a przebieg tego procesu nie był szczególnie opisywany. Ale to za mało. Trzeba jeszcze odstrzelić z jednego w trakcie, coby dodać akcji więcej dramatyzmu.
I w zasadzie autorka ubiła jedynego bohatera, którego jako tako udało mi się polubić. Nie no, brawo. Medal z kartofla za podjęte starania.

Nie umiałam polubić Ashlyn. Pierwsze sto stron tej książki w ogóle było dla mnie drogą przez mękę i nudę. Miałam to walnąć w cholerę, ale postanowiłam nie błaznować i czytać dalej. Przez jakiś czas nawet było nieźle, a potem znowu umieranie, szlochanie, ból istnienia, emo-gadka.
Rozmowy Ashlyn i pana Danielsa to jakaś drama. Ciekawa jestem czy normalne ludzie gdzieś tak miedzy sobą konwersują. Cytowanie Szekspira w czasie seksów? Nie no, co kto lubi. Trzeba tolerować cudze dziwactwa. Ale już nawet nie o cytowanie chodzi, ale o ich zwykłe dialogi. Pełne egzaltacji, przesady, niczym wiersze gimnazjalistki, która zaznała bólu miłości. Może jestem gruboskórna, ale jakby ktoś zapodał do mnie taki tekst, to chyba posikałabym się ze śmiechu. Nadymali się i nadymali, aż cud, że nie pękli. Powinni założyć spodnie z krokiem w kolanach, łańcuchy na szyje i zrobić z tego jakiś pojedynek na rymy...
Zastanawiam się po co tam właściwie występowała postać Hailey. Oprócz latania za chłopakiem pseudo-hippisem, który zdradzał ją z przyjaciółką, chciał seksu i częstował narkotykami, nic więcej nam do tej pięknej opowieści nie wniosła. Swoją drogą - to było taaakie głupie i przesadzone, że to ona go przepraszała i nadal za nim latała.
Poza tym wkurzała mnie ta cała otoczka z Panem Danielsem. Miałam początkowo wrażenie, że to będzie miłość miedzy uczennicą, a jakimś naprawdę starym grzybem. A ten gość był od niej tylko trzy lata starszy! I okej, okazał się być jej nauczycielem, ale to była ostatnia klasa. Myślę, że spokojnie dałoby radę potrzymać trochę ten związek w ukryciu i nikt by od tego nie umarł (choć kto tam wie, w książkach Cherry wszystko jest możliwe...). No ale skąd. Musieli latać, rozpaczać, ściskać się po kątach, żeby ktoś w końcu zobaczył, a potem biadolić i znowu płakać, bo ktoś rzeczywiście zobaczył.
Jakby tego było mało - pomijając wszelkie możliwe traumy oraz wyznania miłosne jak po dopalaczach - cała ich relacja była jednocześnie mega przesłodzona i w sumie nieciekawa. Już chyba wolę męską świnię, która chwyci za włosy, zawlecze do jaskini i sponiewiera. Nie no, od tej historii naprawdę wszystko wolę. Prócz czytania o zdradach i seksie grupowym. I wzywaniu imienia Szekspira podczas tego seksu.

"Kochając pana Danielsa", patrząc po ocenach na Lubimy Czytać, ma wielu fanów. Pewnie znowu komuś się narażę swoją opinią. Ale ja lubię życie na krawędzi :lol: A tak serio - wymęczyła mnie ta książka. Nie płakałam, ani nie wzruszałam się podczas lektury, ponieważ nie polubiłam bohaterów, ich relacja wydawała mi się nierealna i nie brałam tego wszystkiego na poważnie. Mimo to, wraz z postępem akcji czułam się coraz gorzej i gorzej. Zastanawiałam się w pewnym momencie czy chociaż Ashlyn i Daniel dadzą radę dożyć końca tej przygody. Ja na ich miejscu już w połowie zamieniłabym się w kupkę żarcia dla kota. Drobno zmielonego. Albo nawet w pasztet.
Przybijam sobie mentalną piątkę za doczytanie tego dzieła do końca. A teraz idę szukać opatrunku na mój zwalony humorek.

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 08:54
przez Dorotka
Popieram cię, Papaveryno stuprocentowo. Masz rację. Zgadzam się z każdym twoim zdaniem na temat tej książki i uważam, że powinnaś wkleić tę recenzję na "Lubimy czytać", żeby przestrzec inne czytelniczki i przerwać tę długą listę hymnów pochwalnych na cześć tego "dzieła". Ja też jestem na "nie"!!!

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 10:12
przez •Sol•
Very, tęskniłam za Twoimi opiniami :lovju:

odpuszczam sobie Pana Danielsa, bo przechodziło mi nie raz przez myśl żeby go czytać. Nawet mam to w koszyczku na nieprzeczytane :ohlala:
w ogóle chyba Katia to niegdyś chwaliła...

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 10:17
przez Papaveryna
Radziłabym Ci wyjąć Pana Sranielsa z koszyczka, Sol :P
Dzięki :)

Dorotko, wrzuciłam na LC, ale przy fali zbiorowego spuszczania się nad tą książką raczej na niewiele się to zda :lol:

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 10:20
przez •Sol•
już wyjęłam, po co ma mi tam bruździć :P

widzisz to tak jest jak się nie docenia walorów powieści :D

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 10:32
przez Papaveryna
Widzisz, ja - prosty człowiek z gminu - nie potrafiłam w ogóle odnaleźć się pośród tych wielkich słów :evillaugh:

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 11:04
przez •Sol•
mówisz że to taka elytarna książka? :P
po opisie Twoim to kijem nie tknę. Widać też mam słomiane buty :mrgreen:

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 11:07
przez Papaveryna
Najpierw musim zdjąć gumioki, żeby było widać słomę :lol:

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 11:35
przez •Sol•
gumofilce chyba :mrgreen:

bo wiesz ja tą Cherry którą czytałam to też nie byłam jakoś orgazmicznie zachwycona :P
mam zamiar dać autorce jeszcze jedną szansę ale ostatnią :P

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 12:20
przez Dorotka
A ja wciąż nie rozumiem skąd ta nagła moda na traumy i nieszczęścia i czy już naprawdę żadna powieść z kategorii Young Adult iNew Adult nie może się bez nich obejść? Bo jak się je czyta, to trudno oprzeć się wrażeniu, że teraz każda nastolatka ma za sobą jakąś traumę typu: molestowanie, śmierć kogoś z najbliższej rodzinę, wypadek ze skutkiem śmiertelnym, ciężkąchorobę lub inne nieszczęście. Naprawdę? Nie ma już normalnych nastolatek?

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 12:30
przez •Sol•
Dorotko, dla mnie to też kompletnie niezrozumiałe. I trochę chore.
Znaczy ja wiem, pokazuje dziewczynom które przeżyły gwałt że sobie można poradzić. Pokazuje nastolatkom że po śmierci bliskich mozna być szczęśliwym. Trele morele. Jak to męczy!
W życiu jest taka masa nieszczęść że dołowanie się nimi w książkach to przesada.

Kiedyś była moda na brak HEA w romansie. Teraz to wraca.
Bo przecież tak cudownie jest kochać i po wspólnym roku wyciągnąć kopyta. Przedwcześnie.
Miód. No delikatesik.

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 12:53
przez Ancymonek
Very, cudna recenzja :padam:

Chodziła za mną ta książka już od dłuższego czasu, ale po Twojej opinii nie tykam tego nawet kijem przez szmatę.

Też nie wiem, co te autorki mają z tymi dramatami i traumami. Niektóre książki mają tyle tego w sobie, że człowiek ma ochotę rozłupać sobie oczy jak to czyta.

Dzięki wielkie. Jedna książka mniej z listy do przeczytania :hyhy:

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 16:17
przez Dorotka
Mnie chyba najbardziej dobił "Promyczek" Kim Holden - książka jest napisana rewelacyjnie, ale co z tego skoro główna bohaterka w drugiej połowie książki umiera. No żeś ku***! A potem przez resztę książki wszyscy po niej rozpaczają. :mur: :mur: :mur:

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 16:21
przez •Sol•
główna bohaterka? :mur:

wiecie co, czekam na książkę pisaną w pierwszej osobie przez bohaterkę która umiera w połowie, a drugą połowę opisuje z perspektywy ducha.

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 17:40
przez Papaveryna
Tych wszystkich Promyczków nie czytałam, bo wiedziałam po opiniach, co tam będzie. A w sumie o Danielsie opinii nie czytałam, ale też nikt z głównych nie umiera, więc mogłam nawet i nie natrafić na żadne info odnośnie trupów w tle.
Spoiler:


Ale pomijając to - bardzo mnie irytowała główna bohaterka. Autorka chyba zakładała, że każdy ją polubi, bo jej umarła siostra, matka ją odesłała do ojca, który się nimi praktycznie nie interesował, a potem jeszcze zakochała się w nauczycielu i taka z niej bidusia. A ja mam to w nosie. Dziewucha była infantylną dziumdzią o mentalności dość wczesnej gimbazy. A ten cały Sraniels był dwudziestodwuletnim chłopakiem, miał zespół muzyczny, grywali w klubie, a na co dzień nauczał literatury, czy tam czegoś w liceum. Taki romans nauczyciel -uczennica, myślę że mógłby być o wiele ciekawszy. A tu praktycznie równolatek i tyle pisku o to :roll: Jakby bohaterka chwilę potrzymała portki na dupie i tak się nie wczuła w cytowanie SEXpira nikt by się pewnie o tym przedwcześnie nie dowiedział.
Podsumowując to taka durnota o tym, że dziewczynie umarła siostra, a potem zakochała się w chłopaku, który przy okazji okazał się nauczycielem. Plus cała masa grafomanii i egzaltowanych pierdów. Jeśli ludzie w taki sposób rozmawiają, to być może jacyś poeci w swoim elitarnym gronie, a nie taka siksa i młody chłystek pozujący na wielkiego profesora.

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 18:10
przez Dorotka
Czekaj, czekaj, było już coś takiego o młodym nauczycielu i niewiele młodszej od niego uczennicy. :mysli: Ona przeprowadziła się wraz z matką do domu po dziadkach [chyba], a on mieszkał po przeciwnej stronie ulicy i pomógł im się rozpakować. Spotkali się kilka razy, pocałowali [chyba], a kiedy poszła do nowej szkoły, to okazało się, że on jest jej nauczycielem. Ona nadal chciała się z nim spotykać, ale on się bał, że straci pracę, a był jedynym opiekunem młodszego brata i zaczął jej unikać. A wtedy wyszło na jaw, że jej matka ma raka i niedługo potem matka umarła.

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 18:16
przez Papaveryna
Mam szczęście tego nie znać :lol:
Jeszcze było coś o studentce (chyba aktorstwa), która chciała bardzo stracić dziewictwo, ale w ostatniej chwili uciekła, a facet okazał się później jej nowym profesorem. Nie doczytałam tego, bo nudne było :P

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 18:18
przez •Sol•
zanim doczytałam ostatnie zdanie opisu Dorotki zdążyłam pomyśleć że mogłabym to przeczytać bo brzmi ciekawie. Ostatnie zdanie mnie uleczyło z tej chęci :]

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 21:14
przez joakar4
To jest seria Hoover, nawet jest u nas w ostatnich zapowiedziach.
Jak czytałam Danielsa, to głośno mówiłam w autorskim, że mi się kojarzy z Hoover, ale dziewczyny twierdziły, że wymyślam. :P

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 21:17
przez Ancymonek
To jeszcze ja wtrące trzy grosze!

Bohaterka "Tysiąca pocałunków" T. Cole ma
Spoiler:


Joakar :padam: chciałam się za tę serię Hoover kiedyś wziąć. Właśnie mi przeszła ochota kompletnie.

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 21:19
przez joakar4
Proszę bardzo, ale to nie było takie złe. Na pewno lepiej się czytało niż Daniels.

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 21:25
przez Ancymonek
Wierzę. Nie interesowała mnie jakoś fabuła, ale że to Hoover którą bardzo lubię, chciałam kiedyś czytnąć. Ale mam dosyć póki co motywów chorób czy to u głównych bohaterów, czy też pobocznych ;)

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 22:36
przez Janka
Dorotka napisał(a):A ja wciąż nie rozumiem skąd ta nagła moda na traumy i nieszczęścia i czy już naprawdę żadna powieść z kategorii Young Adult iNew Adult nie może się bez nich obejść? Bo jak się je czyta, to trudno oprzeć się wrażeniu, że teraz każda nastolatka ma za sobą jakąś traumę typu: molestowanie, śmierć kogoś z najbliższej rodzinę, wypadek ze skutkiem śmiertelnym, ciężkąchorobę lub inne nieszczęście. Naprawdę? Nie ma już normalnych nastolatek?

Może chodzi o to, że współczesne nastolatki chcą czytać takie książki i to właśnie dla niech są one pisane?
A jak ktoś nie jest współczesną nastolatką, to może ma problem, żeby się odnaleźć w tematyce nie skierowanej do swojej grupy wiekowej?

PostNapisane: 19 grudnia 2017, o 23:37
przez Księżycowa Kawa
Dorotka napisał(a):A ja wciąż nie rozumiem skąd ta nagła moda na traumy i nieszczęścia i czy już naprawdę żadna powieść z kategorii Young Adult iNew Adult nie może się bez nich obejść? Bo jak się je czyta, to trudno oprzeć się wrażeniu, że teraz każda nastolatka ma za sobą jakąś traumę typu: molestowanie, śmierć kogoś z najbliższej rodzinę, wypadek ze skutkiem śmiertelnym, ciężkąchorobę lub inne nieszczęście. Naprawdę? Nie ma już normalnych nastolatek?

Nie wszystkie, bywają również normalnie nastolatki i bez większych dramatów.


Dorotka napisał(a):Czekaj, czekaj, było już coś takiego o młodym nauczycielu i niewiele młodszej od niego uczennicy. :mysli: Ona przeprowadziła się wraz z matką do domu po dziadkach [chyba], a on mieszkał po przeciwnej stronie ulicy i pomógł im się rozpakować. Spotkali się kilka razy, pocałowali [chyba], a kiedy poszła do nowej szkoły, to okazało się, że on jest jej nauczycielem. Ona nadal chciała się z nim spotykać, ale on się bał, że straci pracę, a był jedynym opiekunem młodszego brata i zaczął jej unikać. A wtedy wyszło na jaw, że jej matka ma raka i niedługo potem matka umarła.

Tak, to Hoover, choć tego ostatniego nie pamiętam.


Jak dla mnie „Kochając pana Danielsa” czytało się nieźle, ale faktycznie jest tam sporo niedociągnięć :lol:

PostNapisane: 20 grudnia 2017, o 00:51
przez Jutrzenka
Papaveryna,
Super recenzja :lol: Ja dobrnęłam do momentu, w którym umiera wspomniany przez Ciebie bohater - też go polubiłam, nie wiem, po co taką historię wymyśliła mu autorka :mysli: Po tym wątku odechciało mi się dalej czytać. Zastanawiałam się tylko, w jaki sposób wyjdzie na jaw romans Ashlyn i pana Danielsa :facepalm: Jak mi się kiedyś zechce, to może dokończę tę książkę - tak, dla zasady :D

•Sol• napisał(a):wiecie co, czekam na książkę pisaną w pierwszej osobie przez bohaterkę która umiera w połowie, a drugą połowę opisuje z perspektywy ducha.

Do drugiej części Twojego życzenia minimalnie pasuje książka "Pocałunek anioła - Elizabeth Chandler ;) Główny bohater umiera i staje się aniołem, który towarzyszy ukochanej ;)

A jeśli chodzi o motyw z traumami - autorzy chyba chcą, aby coś się działo w ich książkach, coś bardzo emocjonującego i najwyraźniej uważają, że tylko dzięki dramatom mogą osiągnąć taki efekt :mysli:

Jutrzenka :zawstydzony: :roll: