Strona 1 z 1

Colorado Mountain (cykl) - Kristen Ashley (rewela)

PostNapisane: 1 listopada 2017, o 20:06
przez rewela
The Gamble K. Ashley i to kolejna książka autorki, która przypadła mi do gustu. Fajna historia, bohaterka mimo wszystko z jajem, zaborczy ale jakże słodki mężczyzna, to jest to co potrafi naprawdę przyciągnąć. Dodać do tego lekkie pióro autorki i co mamy? Niezłe czytanie :D i rewelkę, co każdą chwilę na czytanie poświęcała ( a rodzina znów nie miała ze mnie pożytku :P ) bo to nie jest tajemnicą, że zakochałam się w książkach Ashley, więc to, że zaczęłam poznawać następne cykle po ROCH CHICK i DREAM MAN, był tylko kwestią czasu..
The Gamble
Zacznę od nazwa miasteczka – Gnaw Bone, do którego Nina Sheridan wybrała się, w celu przemyślenia swojego związku z Nillsem …„Obgryziona Kość” ło matko! Ale się naśmiałam jak w końcu ogarnęłam nazwę po polsku :P
Nina.. specyficzna kobitka, bo z jednej strony mazgaj i płaczek z niezłym bagażem doświadczeń, bo wychowana bez ojca, straciła brata, zawsze w życiu raczej źle wybierała, nie ci faceci, oj nie ci.. a z drugiej strony niezła Smart Ass z niej, bystra z poczuciem humoru z lekka szalona i działająca wpierw zanim pomyśli i to w niej było mega :D Ci faceci..jeden zdradza, drugi bije, a na koniec niby bezpieczna przystań, ale jak się z boku spojrzy, to facet totalnie obojętny. I rozumiem, że Nina potrzebowała poczucia bezpieczeństwa, ale kurcze, Niles? Ten facet to był Doopiek przez wielkie D.
No ale w końcu poszła po rozum do głowy, przeleciała pół świata i wylądowała w górach Colorado. Plan jest taki, żeby przemyśleć sobie w spokoju sprawy z Nilesem w wynajętym domku, gdzieś w górach Colorado, ale pech chciał, że właściciel domu, który Nina chciała podnająć, też tam przebywał.
Holden Maxwell, Max dla wszystkich… o BEJBE! Rety mam słabość to ashleyowych facetów :D
No i się zaczyna, choć Max chciałby się pozbyć Niny, to w chwili, kiedy dopada ją choróbsko troskliwie się nią opiekuję. A kiedy ona chce go opuścić on się na to nie zgadza.. bo Nina to naprawdę fajna kobitka jak już się ją pozna :D
Ale nie może być łatwo… jest były narzeczony Niny, są najazdy jej rodziny, są małomiasteczkowe ploteczki i problemy przyjaciół, jest też przeszłość Maxa i jest także MORDERSTWO :)
Więc naprawdę się dzieję :D

Cholipcia, wiele wątków, które się pojawiły sprawiły że miękły mi kolana, kilka razy się wzruszyłam, a najbardziej przy sprawie Mindy, ale ostateczne rozwiązanie sprawy morderstwa mnie zaskoczyło!
Spoiler:

Ech..Max… i ta jego Duchess …o Losie.. słodycz.. fajne to było…
I teraz Sweet Dreams trzeba zacząć czytać.....

Sweet Dreams

PostNapisane: 1 listopada 2017, o 20:09
przez rewela
Sweet Dreams

Lauren Grahame nie miała dobrego życia. Oj! ona przez prawie 10 lat uważała, że wręcz przeciwnie, jest cudownie, tymczasem wszystko było bujdą! Mąż zdradzał ją z najlepszą przyjaciółką. Przyjaciele i znajomi wiedzieli nic nie powiedzieli..i tak przez 5 lat. A może był też ktoś wcześniej? Jakaś inna kobieta? No była! No ale nieważne.. W końcu Lauren decyduje się dać mężowi rozwód, sprzedają wszystko, dzielą majątek i kobieta wyrusza w podróż. Poszukując siebie, wędrując po Ameryce w końcu dociera do Carnal w Colorado. Tu stara się o pracę jako kelnerka w barze dla motocyklistów o nazwie Bubba's. Czuje, że to jest miejsce gdzie może zacząć nowe życie. Ta praca to nic, w końcu wcześniej zajmowała kierownicze stanowisko w liniach lotniczych, ale dla Lauren znaczy wiele. . Aż pewnego dnia poznaje Tatum Jackson’a. Szkoda tylko, że Tatum, dla znajomych Tate, na dzień dobry obraża Lauren. I choć facet jest nieziemsko przystojny. Lauren nie chce mieć z nim nic wspólnego. Problem w tym, że Tate jest także właścicielem i barmanem w barze, w którym zatrudniła się Lauren.
Tate…hmmm…rety, naprawdę mam słabość do bohaterów Ashley..i nie będę obiektywna w jego ocenie ..ale Tate… :D chciałabym ostro po kolesiu pojechać, bo na początku historii strasznie sobie nagrabił, ale kurcze..no nie mogę :D Tate i tyle NO!

Tate.. to taki typ luzaka, taki typ co to niezłą przeszłość miał.. był futbolistą, był policjantem, teraz jest łowcą nagród. Jego była, albo inaczej wciąż obecna w jego życiu kobieta to, prawdziwa Hera, taki pies ogrodnika, nie chcę, ale chce! ( Losie nie wiem jak on mógł z nią wytrzymać) Kiedy jednak poznał Lauren, cóż, wiadomo jak się sprawa miała potoczyć, no kobieta go urzekła! I Tate zrobi wszystko, by ją zdobyć. Cóż, ale to nie będzie takie proste, bo początek naprawdę mieli słaby! A jeszcze w dodatku na horyzoncie pojawia się seryjny morderca, który zbiera swoje żniwo w Carnal… Resztę trzeba sobie doczytać :P

Początek był dla mnie trudny. Ciężko było mi, po Wild Man, zaakceptować wiek bohaterów, bo ja jednak wolę jak o młodszych się pisze. (choć spokojnie pewnie można powiedzieć, że 40stolatki to przecież młodzi, no…ale…wolę młodszych) Po za tym opinia Tate’a o Lauren przy ich pierwszym spotkaniu…cóż..pozostawiała wiele do życzenia. I później to tłumaczenie, że był wkurzony na kogoś i przez to mówi wtedy co mu ślina na język przyniesie! NIE! Nie akceptuję tego :)

Ale jak już się pewne sprawy wyjaśniły to już cud, miód i malina :) i miłość rewelki do Tate’a :D wszystko by dla Laurie zrobił :D

Lauren mnie wkurzała, jak się ‘przetransformowała’ w „biker babe” (cokolwiek to znaczy :P ) Jakoś to sformułowanie mnie drażniło i nie pytajcie dlaczego, bo absolutnie nie wiem :D nie podobało mi się i tyle! Fuj! Biker babe mnie nie kręci, w Motorcykle Man też tego nie kupowałam.. tego całego Old Man i Old Lady… no nie podoba mi się i tyle ;)

I jeszcze jej historia z Woodem. W ogólnym rozrachunku bardzo niewinna, ale w moim odczuciu kompletnie niepotrzebna!
Postaci Neety nie ogarniałam. Jak można było być tak tępym? Facet idealny chce z nią zakładać rodzinę, a ona wybiera jakiegoś ćwoka? Ale jak ma ochotę na figo fago to wiedziała, gdzie on jest, ale jak on coś od niej chciał, coś ważnego, cóż nie chciała mu tego dać. Głupia i tyle.
Ale za to bardzo polubiłam hipisów z La -La Land :) i Shambles i Sunny.. i wciąż miałam ochotę na jego wypieki i kawę :P
Sweet Dreams czyta się szybko i jest to naprawdę przyjemna lektura. Bardzo mi się podobała. Żałuję tylko, że Niny i Maxa z The Gamble mało, kurcze bardzo mało było, bo lubię czytać o poprzednich bohaterach ;) ale fajnie, że choć na chwilę o nich ;)

Lady Luck

PostNapisane: 1 listopada 2017, o 20:13
przez rewela
Lady Luck, powiem szczerze wyszła na prowadzenie w serii Colorado Mountain! W sumie nie wiem dlaczego, ale tak jest. Ciekawe tam było wszystko, bohaterowie, ich pochodzenie, ich historie, ich przeżycia. Byłam oczarowana!

Alexa Barry dla przyjaciół Lexie była cudowna, zabawna i sympatyczna. Wielka romantyczka. Życie jej nie rozpieściło: rodzice ćpuni ją opuścili, Surowego dziadka też dobrze nie wspominała. Później zajął się nią system. Aż do czasu, gdy wzięła ją pod swoje skrzydła Ella, matka jej późniejszego chłopaka. I nie miało znaczenia, że on był kolorowy a ona biała, ważne było to, że Lexie kochała Ronniego. Nieważne też, że jego rodzina była kolorowa, ona kochała jego matkę i kochała jego siostry. Byli jej prawdziwą rodziną mimo braku więzów krwi! I wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że Ronnie miał przyjaciela, brata można by rzec, Shifta - dilera narkotykowego, byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że zaprzepaścił swoją karierę koszykarza i stał się nie kim innym jak alfonsem. Ale Lexie przy nim trwała, bo naprawdę kochała potrzebowała miłości! Aż pewnego dnia Ronnie zostaje zamordowany, a Shift, niestety, ciągle przewija się przez jej życie.
I właśnie prośba Shifta zaprowadziła ją przed więzienie w LA, gdzie miała odebrać Ty Walkera, który po 5ciu latach właśnie został zwolniony za dobre sprawowanie, Ty Walkera, który został wcześniej skazany za zabójstwo. Ty Walera, który jest kolorowy. Ty Walkera, który jest tak diabelnie przystojny, tak że Lexie nie może oderwać od niego wzroku.
I rewelka się Lexie nie dziwi, bo Kristen Ashley się postarała, by Ty był miodzie :D Przystojniak, dobrze zbudowany, wytatuowany, z tym czymś w spojrzeniu :D czasem bywał niezłym szorstkim gnojkiem i palantem, wkurzającym :) Jednak im bardziej poznaje się Ty’a to w sumie nie można mu się dziwić, że jest taki jaki jest. Został skazany na więzienie, za zbrodnie, której nie popełnił, tylko dlatego, że kiedyś kogoś ograł w pokera i co najważniejsze był kolorowy, co niektórym się nie podobało…

Kiedy Ty opuszcza więzienie ma plan – chce się zemścić za lata spędzone za kratkami. Żeby móc to zrobić, potrzebuje żony, żony, która oficjalnie będzie mogła poświadczyć, że w razie gdyby coś się wydarzyło, ona ciągle przy nim była, żony, która będzie doskonałym alibi. I tu zaczyna się rola Lexie. Shift jest dłużny Ty’owi wielką kasę więc wykorzystał dziewczynę, by spłacić ten dług. Wystawił ją, a ona by zapewnić sobie możliwość nowego startu, zgodziła się na ten dziwny układ i została żoną Ty’a. No i jak wiadomo, teraz wszystko się dopiero zaczęło, kiedy Lexie i Ty z Vegas wrócili do Carnal, rodzinnego miasta Ty’a, miasta w którym przytrafiło mu się wszystko co najgorsze… gdzie został zdradzony przez kobietę, skąd aresztowano go za niewinność. Tymczasem, niespodziewanie między bohaterami zaczęło się rodzić uczucie :) Ale nie, nie będzie łatwo.. choć czytając wydaje się, że oni są tak silni, że nic im nie może zaszkodzić.. Jednak jeden mały uczynek Lexie, i Ty nie będzie umiał sobie z tym poradzić…
I pojawiają się złamane serca,… a przecież zemsta ma się rozegrać… ech.. powiem tylko, że pomimo przykrych chwil w życiu bohaterów i tak można boki zrywać co się wydarzy później ( o tak Julius i jego pomysły :P ) i tak jedna z lepszych scen w książce, to ta na plaży na Florydzie, kiedy Ty przyjeżdża, by móc porozmawiać z Lexie. Kurcz, spłakałam się na niej ;) Ty wie, że popełnił straszny błąd. I chce wszystko naprawić… Bardzo się cieszę, że cała historia skończyła się tak jak się skończyła, złapałam oddech i nawet później się z tego śmiałam :P

Pięknie było znów w Carnal kiedy można było wrócić do starych bohaterów i dowiedzieć się jak u nich jest fajnie. Naprawdę bardzo to lubię.. i Lauren i Tate. I Wood i Maggie i Krystal i Bubba… tylko Shambles był..
Trzeba przyznać, że książka jest dość długa, ale czyta się ją naprawdę szybko. Główni bohaterzy wspaniale się rozwijają. Przede wszystkim widać to na przykładzie Ty’a. Po jego przeżyciach był dość zamknięty w sobie, jednak Lexie miała na niego bardzo dobry wpływ. Lexie była tak otwarta, że skradła serce wszystkich przyjaciół Ty’a. Losie było tak, że co niektórzy trzymali jej stronę kiedy doszło do starcia między bohaterami :D

Ty nazywa Lexie „Mama” i kurcze mam z lekka mieszane uczucia, co do tego sformułowania.. Ale z drugiej strony, stworzyła mu dom jakiego nigdy nie miał, no była swoistą „mamuśką” :D a on był jej „mężulkiem” :D

Ashley też super poradziła sobie z wątkiem - ona biała on kolorowy. Przyznam, że gdyby od czasu do czasu on nie wspomniał o swoim kolorze, to nawet by, na to nie zwróciła uwagi. Dla Lexie kolor nie miał absolutnie znaczenia, liczyło się tylko jaki jest Ty! I to było piękne!! Ale choć bohaterka w pełni akceptuje Ty’a są ludzie w Carnal, którzy mają problem z rasizmem, a co gorsze ci ludzie zasilają kręgi miejskiej policji.

Dobrze, że przyjaciele stoją za Ty’em murem! Kiedy policja znów zagięła na niego parol, oni wciąż byli blisko! Dobrzy ludzie, dbali o swojego brata! Wspaniałe to było :).. to przyjęcie niespodzianka, gdy Ty wrócił z więzienia, czy w czasie rutynowej inspekcji jego domu..,
W czasie czytanie bardzo zaskoczyła mnie postać Angel’a Pena. Spodziewałam się może namieszać, a on okazał się prawdziwym aniołem :) Lexie naprawdę musiała mu zawrócić w głowie, skoro myślał tylko, żeby była szczęśliwa, a on sam się nie liczył…

Podsumowując Lady Luck, genialna była to historia, wszystko zgrabnie podane, bez przesady. Mam słabość do dialogów według Ashley, dowcipne i choć czasem wiele w nich wulgaryzmów mnie się to podoba :P No i epilog..słodycz :D no kurcze słodycz :D lubię bardzo!

Breathe

PostNapisane: 1 listopada 2017, o 20:17
przez rewela
Nie oszukujmy się, nie potrzebuję ogromnej zachęty do czytania książek pani Ashley. Ja jestem tych co połknęli bakcyla, akceptuję to co pisze i jak pisze. Czytam jej książki z ogromną przyjemnością. Podobnie było i teraz z Breathe, czwartą częścią cyklu Colorado Mountain. I co tym razem? Cholercia! Nudna jestem z tym moimi zachwytami, ale Breathe jest kolejną pozycją, która mnie zachwyciła!
Zakochałam się w tej książce. Urzekli bohaterowie, jak długą drogę przeszedł Chase, by osiągnąć spokój, urzekła mnie historia ich uczucia. Uwielbiam to jak się wraca do znanych z poprzednich książek bohaterów, a to miało miejsce i tym razem. Wręcz miałam ochotę po raz kolejny całować panią Ashley za POV Faye i Chase’a :) Zupełnie inny odbiór książki jak się wie co czują ona i on :) Tak, że kolejny strzał w dziesiątkę! :D

Po dwóch poprzednich częściach znów wracamy do Carnal w górach Colorado. Pomimo tego, że historia Feye i Chace’a w całości opowiedziana jest w tej książce, warto jednak poznać wcześniejszą Lady Luck, gdyż niejako jest wprowadzeniem do tego, co będzie się działo.

Faye Goodnight jest bibliotekarką w Carnal. Cóż o niej powiedzieć? Chodząca nieśmiałość, pewnie ostatnia dziewica blisko trzydziestki :P, z głową w chmurach, choć lepiej napisać w książkach. Z książką można ją spotkać wszędzie :) Na kartach powieści odnajduje miłość bo sama jej nigdy nie przeżyła. Co prawda przez ostatnie 13 lat kochała się w Chace’ie Keaton, boskim policjancie. Niestety, on nigdy wcześniej nie zwrócił na nią uwagi. A teraz choć jest wdowcem wciąż jest dla Faye nieosiągalny. Aż pewnego dnia, spotykają się nocą w lesie..
Faye razem z internetowymi znajomymi zajmuję się sprawą zamordowania Misty Keaton.
Chase Keaton nie uważa się za dobrego człowieka. Dobija go, że popełnił w życiu wiele błędów. Jego słabość doprowadziła go do przyjmowania łapówek w pracy, wymierzania niesprawiedliwości innym, a także do ślubu z Misty. Słabość wynikająca z miłości do własnej matki. Chase bowiem, zrobiłby wszystko, by jego matka nie cierpiała, a tak by się stało, gdyby dowiedziała się o świństwach Trane’a Keaton, ojca Chase’a. Powiem tylko, że były to naprawdę świństwa.

W prawdzie Chase stara się naprawić zło, do którego się przysłużył, (patrz Lady Luck) ale i tak nie osiąga spokoju. Tym bardziej, że została zamordowana jego żona i choć on nigdy nie darzył jej uczuciem trudno mu zaakceptować, to jak zmarła i że jej nie ochronił. Bo Chase to taki typ, z silnie rozwiniętym instynktem opiekuna. Więc, gdy spotyka Faye w ciemnym lesie, późną nocą, na miejscu, gdzie zamordowano Misty..cóż szlag go trafił ;) Bo prawda jest taka, że nieśmiała bibliotekarka, dawno, dawno temu zalazła mu za skórę, i choć, Chase mówi sobie, że nie może jej mieć cóż.. zdenerwował się :P I na pewno nie był dla niej miły. Ale pierwsza rozmowa była, potem kilka dni później następna z przeprosinami, a na koniec połączyła ich wspólna sprawa pewnego maltretowanego, bezdomnego chłopca, który to pojawia się w bibliotece i ‘kradnie’ książki. Ostatecznie nie mogło być inaczej… romans wisi w powietrzu.

Breathe okazała się wspaniałą książką, choć do połowy miałam wrażenie, że wszystko jakoś leniwie się tam toczy. Przez prawie połowę to była taka sielanka..no spiknęli się Faye i Chace ... Ale czytałam, a z tyłu głowy biło, że zaraz coś się wydarzy, że jest za słodko.... no i się zaczęło dziać… Moim zdaniem tej książce dobrze zrobi jak się mało za spojleruje, by nie psuć sobie odbioru :) tak więc tym razem siedzę cichutko ;)
Ale koniec jest mocny, trzeba przyznać ;)
Pomimo powagi sytuacji, a naprawdę bywa tu poważnie, nie brakuje tu humoru :) choćby Faye i jej seriale :) (Nawet Angel wampir z duszą się tu pojawił :P )
Zastanawiam się jeszcze, czy gdybym nie wiedziała tego, że kimś zaskakującym ma się okazać Serenity to czy wpadłabym na to sama, że ona to..ona ;) no ale to jedno słowo.. Righteous :P

Jagged

PostNapisane: 1 listopada 2017, o 20:21
przez rewela
Po króciutkiej przerwie wróciłam do Colorado Mountaine :) przyszedł w końcu czas na Jagged historię Grahama Reece’a, którego poznałam w For you książce rozpoczynającej inny cykl pani Ashley ( tak wiem zagmatwane, ale jak się wcześniej dowiedziałam, lepiej poznać pewne fakty dla lepszego odbioru Jagged i co okazało się absolutną racją, bo jest tu naprawdę bardzo dużo o do pewnej zbrodni i pewnych osobach, które pojawiły się w For you ;) )
Ale do rzeczy… o czym jest przedstawiona historia w Jagged?
Zara Cinders zawsze wiedziała, że Graham Reece jest dla niej stworzony. Nie miało znaczenia, że jest on od niej starszy, bardziej doświadczony.. było im razem dobrze. Problem był tylko taki, że Graham, Ham jak nazywała go Zara (fuj) raczej nie miał ochoty się ustatkować, gdyż zawsze był w podróży, nigdy nie osiedlał się w jednym mieście, z jedną kobietą, przez dłuższy czas niż było to absolutnie konieczne. Dlatego pewnego dnia po kilku latach znajomości, tak zwanej przyjaźnij z korzyściami, znajomości na telefon, Zara postanowiła się ustatkować, a że poznała pewnego mężczyznę… cóż.. skończyło się. Ham odszedł, ona wyszła za mąż. I tak drogi naszych bohaterów się rozeszły...

Tymczasem mijają 3 lata, Zara już wie, że jej małżeństwo było błędem, i jest w trakcie finalizacji jego końca. Ale jest coś ważniejsze, co sprawia, że świat jej się wali. Zara właśnie straciła dom i swój biznes. I jeszcze docierają do niej pewne wiadomości o Reece’ie. I znów jeden telefon, i tym o to sposobem ich drogi znów się zeszły (choć pewnie i tak by się zeszły, bo Graham sam zdecydował wrócić tam, gdzie poznał Zarę, do Gnaw Bone. ;) ) Pewne wydarzenie (patrz For you) sprawiły, że Ham zaczął inaczej postrzegać pewne sprawy. Zaczął myśleć o sobie i o życiu i o tym czego pragnie. A on już wiedział czego i kogo pragnie ;) Musiał tylko nad tym kimś popracować i udowodnić że się zmienił. A z Zarą wcale nie jest tak łatwo jak było wcześniej…

No... powiem tak, wszystko było poprawne, wszystko było ‘ashleyowe’, czytało się dobrze, dialogi, zwłaszcza kłótnie między bohaterami były bezbłędne, ale mnie nie chwyciło. Nie zostanę fanką tej pozycji. Jagged przeczytane, ale nie wiem jak długą będę pamiętać. To dążenie bohaterów do wspólnego bycia mnie nie przekonało. Sprawa z siostrą Zary i jej siostrzeńcem też do mnie nie przemówiła. Jej pokręcona rodzina? Też mówię nie i tyle! Jeny, i jakoś to co było wcześniej między Grahamem i Feb sprawiło, że absolutnie nie mogłam mu uwierzyć. Gdyby tego nie było, gdyby tylko wyjechał w poszukiwaniu siebie..nie wiem..może byłoby lepiej! A tak mówię NIE!

Jedyne co w książce naprawdę mi się podobało to, powrót do Gnaw Bone: do Niny i Maxa, do Mandy i Jeff’a, Arlene i do tego fotografa, którego imienia za żadne skarby nie mogę sobie przypomnieć :P TAK, to było fajne :)

Tak więc reasumując..Jagged troszkę rozczarowało.. tak w skali 1 do 10 daję 4..a to słabo jak na Ashley, która skradła moje serducho poprzednimi pozycjami. To już For you podobało mi się bardziej, bo tam choć wątek kryminalny był niezły…

PostNapisane: 1 listopada 2017, o 21:24
przez Liberty
Aleś się rozpisała, chylę czoła :padam: :padam: :padam:
Moje ulubione części z tej serii to Sweet Dreams z fantastyczną historią kobiety po przejściach, która już młódką nie jest ale zakochać się potrafi na maxa (KA jest mistrzynią takich bohaterek) oraz Lady Luck to czysta wspaniałość. The Gamble prawie nie pamiętam, choć the duchess trochę rozbudza pamięć, Breath pamiętam jeszcze mniej a Jagged nie mogę przeboleć. Początek jest genialny, ale później czegoś mi zabrakło i tym samym materiał na jedną z najlepszych książek jak dla mnie się zmarnował.

PostNapisane: 1 listopada 2017, o 22:35
przez rewela
piszę się jeszcze kilka słów o Kaleidoscope, bo to też już skończyłam ;) ale wciąż ktoś mi przeszkadza :P ooo... i tu już było fajnie.. ta książka mi się podobała ;)
a Jagged skreśliłam, bo wkurzyła mnie na dzień dobry bohaterka.. ten jej ślub z Gregiem..kurcze, po co, no? a i bohater tym swoim kiedy potrzebuję daję znać wkurzył na maksa... i jeszcze te przezwiska 'szynka' i 'ciastko'..choć tę szynkę jeszcze rozumiem, ale to nie zmienia faktu, że jakoś mi nie pasowało..;)

PostNapisane: 2 listopada 2017, o 19:40
przez Liberty
A mnie się podobał pomysł, żeby bohaterka zrezygnowała z bohatera na rzecz posiadania rodziny. Problem w tym, że to się kompletnie rozmyło wraz z rozwodem. Jakby temat nie istniał. Szkoda, bo to miało swój potencjał. Kaleidoscope też coś mało pamiętam, musiałabym zerknąć na opis :mysli:

Kaleidoscope

PostNapisane: 2 listopada 2017, o 20:09
przez rewela
Kaleidoscope po poprzedniej części Colorado Mountain - Jagged znów zaprowadził mnie tam gdzie trzeba! O tak! To było to! O czym świadczą 3 dni czytania! (na oryginały potrzebuję jednak te 6-7 dni) I znów zakochałam się w bohaterze! Kolejny samiec alfa :P pani Ashley! Jest pani bombowa w ich tworzeniu :D

O czym książka?
Emmanuelle Holmes zawsze miała słabość do Jacoba „Decka” Deckera, ale on był w związku z jej najlepszą przyjaciółką. Długim związku! Co jednak nie zmieniało faktu, że zarówno Emme jak i Jacob świetnie się rozumieli. Jednak w dniu kiedy Deck i jego kobieta się rozstali, jego drogi z Emme też się rozeszły. Jeszcze na pożegnanie Emme dała mu specjalny prezent, kalejdoskop, rzecz, która okazała się nad wyraz cenną pamiątką dla bohatera.
I tak minęło 9 lat (uwielbiam motyw SPL ;) ) Pewnego dnia miało miejsce przypadkowe spotkanie Emme i Decka.. Deck jest teraz kimś w rodzaju prywatnego detektywa. A wiecie co? Z niej fajna kobitka się zrobiła, tak fajna, że… Hmmm, on nawet jej nie rozpoznał, tylko głos mówił mu, że skądś zna napotkaną kobietę ;) A tymczasem to była jego przyjaciółka Emme, ta Emme, która była mu bliska, ta Emme którą odrzucił, bo nie myślał o niej w kategoriach romantycznych, ta Emme za którą mimo wszystko tęsknił.. I tak o to, ona i on umawiają się na kolację, a chwilę później Deck dostaje zlecenie od policji Gnaw Bone, w które jakimś cudem zamieszana jest Emme, a dokładniej jej obecny partner.

Ok., wiemy jak to bywa. Przyjaźń zaczyna się od początku, potem nawiązuje się romans, bo ci dwoje zawsze byli dla siebie ważni. Niestety, demony przeszłości nie sprzyjają tej parze. Pewne zdarzenie sprzed 20stu lat wpływają na postępowanie Emmanuelle. No ale jest Deck.. a ten pan łatwo się nie poddaje :D ech… KOCHAM GO!!! :bigeyes:

Kochane, możemy powiedzieć, że to już było. Kobieta po traumatycznych przejściach, tych nieprzepracowanych, nieprzegadanych i Emmanuelle taka była. (choć przeżycia Emme aż tak hardcorowe nie były, jak np. w porównaniu z Joss z Wbrew zasadom Young) Ale, sama nie wiem dlaczego, urzekła mnie ona. Ten jej strach, to wycofanie, to wszystko robiło na mnie wrażenie. Było mi jej żal, choć nie ukrywam czasem mnie denerwowała. A determinacja Decka, że musi jej pomóc, bo tylko ona to TA ona?! No zakochałam się w Decku :D On mi wszystko rekompensował.

Kolejny raz wszystko było jak najbardziej ‘ashleyowe’ i to mi pasiło! Znów wróciłam do znanych mi wcześniej postaci, co jak dla rewelki jest genialne – bardzo to lubię! Mimo tego, że książka mi się podobała jednak nie przebiła Lady Luck i Breathe ;) te dwie pozycje w serii Colorado Mountain przodują :)

PostNapisane: 6 listopada 2017, o 23:27
przez Księżycowa Kawa
Ale się rozpędziłaś :)

PostNapisane: 8 listopada 2017, o 20:02
przez rewela
Kawo, no rozpędziłam się :D i powiem szczerze, że gdyby nie fakt, że oryginały wymagają ode mnie więcej skupienia i czasu, a jednego i drugiego ostatnio mi brakuje, to pewnie zabrałabym się za Bounty, bo już mi za Carnal tęskno :D
i cholipcia czekam na Mystery Man u nas wydane, bo na Hawka mam ochotę! no!

PostNapisane: 9 listopada 2017, o 00:41
przez aleqsia
Dziekuje, ze w jednym watku, ciągiem mozna przypomniec sobie bohaterow Colorado Mountains KA. Nie masz checi na jej kolejne serie? :P
Ulubiona to Sweet Dreams, wysoko tez jest The Gamble, ale w osobnej szufladce mam The Breathe. Chyba za postac Faye, niby taka delikatna, niesmiala i lekko wycofana, ale kiedy Chace postanawia zrobic sobie przerwe w ich zwiazkunie nie pytajac jej co ona na to, to pokazuje pazur i nie pozwala sie odstawic jak jakiejs znudzonej zabawki :bigeyes: do tej sceny wielokrotnie wracałam. A nawet dodam, ze przyjemnie sie czyta jak uciera nosa Chace'owi i sprowadza go na ziemię. Jak sa razem, to jako partnerzy a nie jako pan i poddana.
Motyw porwania bardzo malo wiarygodny, ale chyba nie pod tym katem czytam KA :smile: dopóki za mocno nie ponosi jej fantazja przyjmuje jej książki z calym dobrodziejstwem. Tak mnie kupila..

PostNapisane: 9 listopada 2017, o 01:14
przez Księżycowa Kawa
Jak dotąd każda część coś w sobie ma.

rewela napisał(a):i cholipcia czekam na Mystery Man u nas wydane, bo na Hawka mam ochotę! no!

Jakiś czas temu zniknęło z zapowiedzi i odtąd tego nie widziałam :smutny:

PostNapisane: 9 listopada 2017, o 12:29
przez Duzzz
Ja chyba najmniej z cyklu lubię Jagged. A reszta jest mi mniej lub bardziej bliska, ale ten cykl bardzo lubię.
No i ok jeszcze za Bounty tak średnio przepadam, za spokojnie tam było :P

Co do Mystery Man to dziś trafiłam na informację, że będzie 22.01.2018 :wink:

Rewelo, to potem co powrót do The Burg? :hyhy:

PostNapisane: 9 listopada 2017, o 21:25
przez rewela
aleqsia napisał(a): Nie masz checi na jej kolejne serie? :P .

mogą być kolejne serie, ale co gorsza mam ochotę wracać do tych, które już poznałam :P tak to jest ze mną i Ashley :P
I powiem Ci aleqsia, że Breathe mnie oczarowało, a Faye była genialna :D i cudowne było to, że umiała się odgryźć jak trzeba było :D a w Kaleidoscope to z kolei Chace mnie rozbawił, przyszły tatuś :D ale marzenia się spełniają a Feye była jego marzeniem ;) taka pyskata Faye :D Sweet Dreams było oki, ale jakoś Tate na początku sobie nagrabił i później pomimo że zmienił się w słodycz wciąż miałam w pamięci jakim był doopkiem ... ale i tak go kocham :heat: ups...więc w sumie Sweet Dreams też na tak :D

duzzza22 napisał(a):Rewelo, to potem co powrót do The Burg? :hyhy:

no ba! jeszcze w tym roku :evillaugh: ale wcześniej zakończyć Colorado Mountain.. ciekawa jestem tego 'spokoju' Duzzz, o którym wspomniałaś ;)

PostNapisane: 10 listopada 2017, o 13:12
przez Duzzz
Czytałam jakoś powtórkowo Bounty i lepiej było niż przy pierwszym razie, ale brakuje mi czegoś w tej książce :P Chyba tej akcji goniącej akcję :hihi:
Ciekawe czy będziesz mieć podobnie. ;)

Do Colorado Mountain ma być jeszcze dopisany jeden tom. Ashley planuje zakończyć go na 8 tomach. The Burg to już skończony cykl. :-D
I niedługo już za wiele nie będziesz miała do nadrobienia :hihi:
Chodź jeszcze jest sporo fantastycznych/paranormalnych ;)

PostNapisane: 7 grudnia 2017, o 22:48
przez Księżycowa Kawa
Od jakiegoś czasu słuchałam „Jagged” i dzisiaj nagle mi się skończył.

Spoiler:


Teraz za mną chodzi, aby się wziąć za coś fantastycznego albo paranormalnego.

PostNapisane: 8 grudnia 2017, o 22:10
przez Duzzz
Czasami się jej zdarza obyć bez :evillaugh: Zatrważająco często bym nawet powiedziała :evillaugh:

PostNapisane: 9 grudnia 2017, o 19:34
przez Księżycowa Kawa
Jak dla mnie to było zaskoczenie. Szykowałam się na dramatyczne wydarzania, a tu nagle koniec :missdoubt: To chyba po raz pierwszy u mnie :lol:

PostNapisane: 9 grudnia 2017, o 22:22
przez rewela
mnie Jagged z serii bardzo znudził... jakoś nie mnie nie przekonali zarówno Zara jak i Ham... nie podobało mi się i tyle.. a za Bounty się jeszcze nie wzięłam..ostatnio nie miałam melodii na czytanie w ogóle, a co dopiero oryginałów...ech...

PostNapisane: 9 grudnia 2017, o 22:29
przez Księżycowa Kawa
A mnie jakoś nie i mimo wszystko było całkiem nieźle.

Bounty

PostNapisane: 27 grudnia 2017, o 23:53
przez rewela
Bounty przeczytane. Cóż.. Bez większych achó i echów..Było to przyjemne czytadło, choć czegoś tam brakowało o czym świadczy fakt, że czytałam książkę przeszło 2 tygodnie.

Ale do rzeczy..
Pewnej nocy Justice Lonesome i Deke Hightower spotykają się w barze dla motocyklistów. On jej wpadł w oko od razu, ona jemu również. Ba, można powiedzieć, że Justice zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Umówili się następnego dnia, Deke jednak się nie pojawił mimo, że Justice czekała i czekała…
Siedem lat później zaczyna się prawdziwa historia. Justice ma rock and rolla we krwi. Jej dziadek, ojciec, ciotka, wujek, wszyscy oni byli sławni. I ona również zaczęła śpiewać. Jednak po śmierci ojca, będąc w świetle reflektorów dziewczyna potrzebowała zniknąć i znaleźć swoje miejsce na ziemi. Kupiła więc nieruchomość w Carnal. Kiedy weszła do Bubby do baru, by spełnić toast zadowolonej kobiety spotkała tam Deke’a. On jej jednak nie pamiętał..
Jej nowy dom. Cóż, żeby ten dom można było nazwać domem trzeba było go wykończyć. I zgadnijcie kto się pojawił z samego rana, wysłany przez Holdena Maxwella vel Maxa? Tak, tak zgadłyście - Deke :D i tu już można się domyśleć jak się sprawy mają. Ona go chce, on się opiera, ona musi go do siebie przekonać, on jest trudny w tych sprawach… Ale jedno wydarzenie i Deke całkowicie traci kontrolę nad swoimi „NIE” i wiadomo :) jest romans.. :) A co dalej? Trzeba poczytać :)

Mnie w czasie czytania największa frajdę sprawił powrót do Carnal, miasteczka w górach Kolorado i do znajomych z poprzednich części bohaterów :) ba, nawet była zmianka o Stelli i Mace’ie z Rock Chick Reckoning ;)

Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o głównych bohaterach tej książki. Byli mi oni totalnie obojętni. Nie powiem, kibicowałam im, by w końcu znaleźli swoje HEA, na końcu nawet uroniłam kilka łez, ale miałam wrażenie, że to wszystko było zbyt… patetyczne! A ilość powtórzeń zwrotu „stworzony/a dla mnie” doprowadzała mnie do szału! Poetycka dusza Justice.. kurcze to nie to. Deke ( hihih jak się pojawił jeszcze Deck czyli Jackob Decker to nie ogarniała o kim czytam :P DECK DEKE bla bla bla, hihihi ) jakoś jak poznałam go wcześniej bardziej mnie kręcił, taki tajemniczy, samotny… a jak odsłonił swoje karty..cóż… przyznaje, nie podobało mi się, że nie zapuszczał facet korzeni, a jedynie czuł się wolny w drodze. Troszkę się to kłóci z moim pojęciem stabilizacji w związkach, więc ostatecznie miałam problem, by im uwierzyć, że mogą być razem na takich warunkach jak sobie określili… Choć nie zmienia faktu, że Deke jako typowy ashleyowy samiec alfa potrafił rozgrzać, hihihi

Dodatkowo proces wykańczania domu też mnie nie kręcił, a bardzo dużo tego było. Kurcze wiało nudą i pewnie przez to tak męczyłam czytanie. Co prawda pojawił się motyw kiedy Justice była w niebezpieczeństwie, ale ogólnie było to tylko na chwilę. A już wyjaśnienie tej sprawy było jakieś takie… he od czapy. I ta końcówka .. troszkę Ashley pojechała.. no proszę Was.. to co się stało Dekeowi ok., przykre, no ale coś tam wnoszące, ale przez kogo i jaki się stało.. hmm nie kupuję tego…

Reasumując … na równi z Jagged. Książa przeczytana, ale pewnie szybko o niej zapomnę..
Ps. Deacon mnie zaintrygował, rzekłabym nawet bardzo mnie zaintrygował…

PostNapisane: 28 grudnia 2017, o 14:28
przez Duzzz
Przy drugim czytaniu jest lepiej, ale tej historii po prostu czegoś brakuje :P

Był tam Deacon? Matko, nie pamiętam tego. Ale jest jego część w cyklu Unfinished Hero :P I ten cykl jest bardziej erotyczny :P

To teraz co? Wracasz do cyklu The Burg?

PostNapisane: 28 grudnia 2017, o 21:47
przez rewela
na dzień dzisiejszy myślę sobie, że powtórki z Bounty nie będzie :D to jednak nie było to.. choć co ja tam wiem :P przymierzam się do Rescue, bo dostałam kolejne dwie Rock Chick w papierze :P a zarzekałam się, że do tego nie wrócę przez Jet :P

The Burg chcę kontynuować, ale musi to poczekać do Nowego Roku :)
a Deacon Gates był, na chwilę, odbierał dom Justice po wykończeniu... on jej się jawił jak facet, kurcze słów brakuje, taki..nie pęknięty, taki był Chace bez Faye, ale taki z martwym spojrzeniem, czy co w ten deseń.. ale zmieniał się jak odebrał telefon od kobiety... BYŁO TO intrygujące :)

PostNapisane: 17 stycznia 2018, o 18:43
przez Duzzz
A masz rację był, był :D
Ach, on tez miał dość 'skomplikowane' losy. I dość nietypowa historię :P