Penny Jordan „Silver(Smak zemsty)”
Główną bohaterką tej powieści jest tytułowa Silver – piękna, młoda i bogata kobieta, owładnięta żądzą zemsty. Jako nastolatka była niepozorna, gruba i nieśmiała. Darzyła szczerą miłością swojego kuzyna, którego intrygi i knowania doprowadziły do śmierci jej ojca. Dowiedziawszy się prawdy dziewczyna upozorowała własną śmierć i poprzysięgła zemstę na kuzynie.
Książka składa się z czterech części. Każda z nich obejmuje część życia głównych bohaterów oraz wyjaśnia motywy ich postępowania i kształtowanie się ich charakterów.
W pierwszej części czytelnik poznaje Silver, Jake’a i Annę. Wszyscy pokaleczeni przez los, zmagający się z własną bolesną przeszłością. Anna – właścicielka luksusowej kliniki, chirurg plastyk, stara się pomóc Silver i Jake’owi. Silver – a dawniej Geraldine Frances, z pomocą Anny zmienia swą brzydką powierzchowność i przybiera nową tożsamość, by zerwać z dotychczasowym życiem. Jake - były agent służb specjalnych, stracił wzrok w wybuchu bomby, która zabiła jego przyjaciela – męża Anny. Autorka umiejętnie dozuje emocje i stopniowo uchyla rąbka tajemnicy. Celowo zaczyna swą opowieść od momentu, gdy Silver jest w przededniu swej zemsty. Ten zabieg bardzo korzystnie oddziałuje na czytelnika i wzmaga zainteresowanie losami bohaterów.
W drugiej części opisana jest przeszłość Silver i jej relacje z kuzynem oraz ojcem. Jest to zdecydowanie najlepsza część powieści, którą czyta się z zapartym tchem. Losy Geraldine Frances, jej przeżycia i emocje są oddane po mistrzowsku.
Trzecia część to opowieść o przeszłości Jake’a i tu niestety jest zupełnie na odwrót, bo jest to najsłabsza część tej historii. O ile dzieciństwo i wczesna młodość bohatera nie budzą zastrzeżeń, to jego nagła miłość do dopiero co poznanej dziewczyny nie jest przekonująca. Czytając tę część czułam się jakbym czytała kiepskiej jakości harlequina, emocje między Jake’em i Beth były płaskie i przesłodzone, a wszystko to było absurdalne.
Czwarta – ostatnia część – znów przenosi czytelnika w teraźniejszość, do momentu, w którym skończyła się część pierwsza i opowiada o dalszych działaniach wszystkich bohaterów na raz.
O ile rozumiem zamysł autorki na taką konstrukcję fabuły i nawet to popieram, jako całkiem dobry sposób na zainteresowanie czytelnika historią, to już rozdrabnianie się i szczegółowe opisy wszystkiego, co się wydarzyło w przeszłości, bardzo spowolniło akcję. Pierwsza i druga część są ciekawe i wciągają w historię, niestety dwie kolejne wytracają tempo i akcja zaczyna się wlec.
Sama historia byłaby ciekawsza, gdyby skondensować ją w mniejszej ilości stron. Autorka zaserwowała prawie 500 stron opowieści, którą można by z powodzeniem rozpisać na 300, bez straty dla fabuły. Za dużo jest, według mnie, opisów i powtórzeń, za dużo szczegółów z przeszłości, zwłaszcza bohaterów pobocznych, których dzieje nie są szczególnie ważne.
Co do postaci - zazwyczaj nie lubię bohaterek i trudno mi znaleźć taką, którą mogłabym polubić, ale o dziwo, Silver zyskała moją sympatię praktycznie od samego początku. Uważam, że kreacja głównej bohaterki jest największą zaletą tej książki. W ogóle postacie są, moim zdaniem, dopracowane i prawdziwe. Ich postępowanie ma sens i jest dobrze umotywowane. Uwierzyłam autorce we wszystko. To zdecydowany plus.
Kolejny aspekt - miłość. W trakcie powieści, a w zasadzie w pierwszej i ostatniej części, rodzi się uczucie pomiędzy Silver i Jake’em. Uważam, że ten wątek jest najgorzej opisany. Drugi duży mankament książki to watek miłości Jake’a i jego żony Beth. Zostało to opisane tak nieprawdopodobnie, że cała trzecia część stała się przez to najgorszą w książce.
W książce dominuje poważny i raczej ponury nastrój. Praktycznie nie ma w niej ani jednej sceny humorystycznej. Trudno zresztą oczekiwać czegoś innego od powieści o tematyce zemsty, więc nie jest to minus.
Sceny erotyczne są ale równie dobrze mogłoby ich nie być, bo nie wnoszą wiele do fabuły. Nie wywołały we mnie rumieńców ani nie zachwyciły. Nie dostrzegłam też w nich niczego rażącego.
Język i styl autorki są dobre, nie wyłapałam żadnych większych błędów, ani nie zachwyciła mnie żadna inteligentna przenośnia czy gra słów. Ot, dobry warsztat, ale bez znamion geniuszu.
Są takie książki, po lekturze których bardzo trudno mi cokolwiek napisać, bo są idealnie niewyróżniające się. „Silver” jest jedną z tych książek. Pisanie recenzji jest tym trudniejsze, że całkiem niedawno przeczytałam inną powieść Penny Jordan, która porusza dokładnie te same motywy i ma praktycznie taką samą konstrukcję fabuły. Chodzi o „Grę”. Bez trudu można dostrzec analogie pomiędzy tymi powieściami. W obu jest m.in. bardzo podobny sposób konstrukcji, bohaterowie, czy motyw zemsty po latach.
W „Silver” jest niby wszystko to, co powinno cechować dobrą książkę: intrygi, rozrzut czasowy, wyraziści bohaterowie, tajemnice, całkiem sprawna narracja… Szkoda, że zabrakło akcji. Z początku powieść zapowiadała się na pasjonującą historię o zemście. W trakcie okazało się, że to studium psychologiczne postaci. A pod koniec zaleciało romansem. Daleka jestem od kategoryzowania książek według gatunków literackich, ale w tym przypadku chyba nikt nie będzie zadowolony. Za mało romansu, jak na romans. Za słaby warsztat literacki jak na dobry dramat psychologiczny i przede wszystkim, za mało akcji. Wyszła hybryda gatunkowa, która nie wiadomo dla kogo w zasadzie jest. W tej książce praktycznie nic się nie dzieje. Nie chcę zdradzać za dużo szczegółów, ale jeśli się ktoś nastawi na pasjonującą historię i burzliwe dzieje bohaterów, to może się rozczarować. Ta książka nie jest zła. Wręcz przeciwnie – chwilami jest wręcz znakomita, ale ta niespójność powoduje, że patrząc całościowo, powieść jest tylko dobra, a uważam i szczerze wierzę w to, że z takiego pomysłu i tematu, można było wycisnąć znacznie więcej. Mnie osobiście przeszkadza ta niespójność, bo po świetnym początku, następuje mocno średni środek i banalna końcówka.
Podsumowując – ta powieść jest dziwną hybrydą obyczajówki z romansem. Książka chwilami mnie zachwyciła, ale były też momenty, kiedy czytając ją nudziłam się. Na pewno nie jest to powieść, do której będę wracać z wielkim sentymentem i zapamiętam na lata, ale nie jest to też książka, o której chciałoby się szybko zapomnieć. Moim zdaniem historia i sam pomysł były bardzo dobre, warsztat Penny Jordan również jest bez zarzutu, uważam ją za dobrą rzemieślniczkę i autorkę kilku bardzo dobrych powieści. Po prostu poza zaletami są też dostrzegalne wady, które obniżają moją ocenę książki. Z racji tego, że momentami lektura nie była przyjemna (gdyby była przyjemna w całości, wtedy mogłabym przymknąć oko na niektóre niedociągnięcia), nie mogę ocenić tej książki na więcej niż 7/10. Uważam, że autorka trochę zmarnowała potencjał tej historii i zaserwowała czasem dłużyzny w fabule, które nie dodały książce uroku. Niemniej, jest to nadal solidna proza, która może się podobać.