Przypadek czy przeznaczenie? Ten list mógł przecież znaleźć każdy…
Declan Murphy to „typ spod ciemnej gwiazdy”. W szkole boją się go nawet nauczyciele. Zbuntowany siedemnastolatek odbywa na cmentarzu obowiązkową pracę na cele społeczne. Pewnego dnia na jednym z grobów znajduje list. Zaintrygowany czyta go i postanawia odpowiedzieć. Gdy Juliet Young odkrywa, że ktoś naruszył jej prywatność i przeczytał list do zmarłej przed niecałym rokiem matki, jest zdruzgotana. Matka Juliet pracowała jako fotoreporterka w różnych miejscach na świecie, dlatego często porozumiewała się z córką poprzez listy. Pokonując złość, odpisuje na wiadomość nieznajomego. Z czasem między Juliet i Declanem rodzi się nić porozumienia.
**********
Bałam się tej książki. Autentycznie się jej bałam. Miałam wrażenie, że będę ryczeć a ilość dramatów i traum znowu będzie mi ciążyć na plecach jeszcze długo po tym jak przeczytam ostatnią kartkę tej historii. Strach ma wielkie oczy i tak było i w tym wypadku, bo książka jest naprawdę godna uwagi.
Declan i Juliet to dwoje 17latków, których z pozoru mało łączy i nie ma prawa łączyć. Bohater to chłopak z rodzaju tych, przed którym rodzice chowają swoje córki a bohaterka to dusza artystyczna, dobrze się uczy, nie sprawia większych problemów, a jej zmarła przed paroma miesiącami mama była znaną korespondentką, której zdjęcia z terenów objętych działaniami wojennymi obiegają cały świat. Każde ich spotkanie w szkole kończy się wymianą złośliwości. Jednak Juliet pisze listy do swojej zmarłej mamy (wydealizowanego wzoru wszelkich cnót, do którego talentu oraz zdolności bohaterka uważa, że nigdy się nawet nie zbliży), a jeden z tych listów znajduje na grobie Declan, który w ramach prac społecznych (trochę chłopak narozrabiał) pracuje na cmentarzu.
Chłopak ma w sobie dużo żalu, agresji, ale przy tym to pełen cierpienia i wrażliwości młody facet, który zbyt dużo dźwiga na swoich barkach. Bohater odpisuje Juliet i tak zaczyna się ich korespondencja.
Jeśli liczycie na romans to nie spodziewajcie się zbyt wiele. Owszem. Jest tutaj dużo napięcia, jest uczucie, porozumienie, ale głównie na płaszczyźnie psychicznej i emocjonalnej.
To jest książka o miłości, ale w równym stopniu o przyjaźni, relacjach międzyludzkich i tym, że czasem ktoś nie jest tak kryształowy i idealny jak nam się wydaje, a ktoś inny, mniej interesujący na pierwszy rzut oka okazuje się być prawdziwym diamentem.
Styl autorki trochę przypomina mi książki K. West, jest jednak w jej historii większa głębia i dużo bardziej się tę opowieść przeżywa, ale! Obywa się bez nadmiernego epatowania dramatyzmem, żałobą, stratą i traumami.
Bardzo mocno wciągnęła mnie ta książka i jeśli Was zniechęca wiek bohaterów to nie zrażajcie się, bo naprawdę zarówno Declan, jak i Juliet są dojrzałymi, fajnymi młodymi ludźmi, którzy dużo już w swoim krótkim życiu przeżyli.
Postacie drugoplanowe są tutaj bardzo charakterni, co jest też dużym plusem tej książki (pomijając, że co poniektórych miałam ochotę udusić, ale to znaczy, że wywołały we mnie sporo emocji).
Minus książki (ale to już naprawdę się czepiam) to to, że bohaterowie przerzucili się na maile, a jak dla mnie pisanie przez nich tradycyjnych listów miało swój niebywały urok, ale rozumiem, mamy w końcu XXI wiek
Jeszcze tyci minusik za to, że za mało mi było bezpośrednich spotkań między bohaterami, ale to już się naprawdę bardzo mocno czepiam.
Czy polecam? Tak, bardzo polecam. Ta książka jest do przeczytania, do przeżycia, do zapamiętania.
Jak dla mnie mocne 8+/10.