Mister (cykl; 1-5) - J.A. Huss (Księżycowa Kawa)
Napisane: 28 października 2016, o 23:23
Wanting the perfect man doesn’t make me crazy. I just know what I like.
A powerful billionaire in a suit wasn’t even my first choice. McAllister Stonewall was never on my radar, I didn’t even know he existed.
But I do now.
His hands are all over me at work. The heat of his chest pressing against my bare back as he bends me over the desk is the only thing on my mind.
He is my most forbidden desires unleashed. He is my new secret obsession. He is my Mr. Perfect.
Until the moment I realize… There’s no such thing as perfect.
Miałam napisać kilka słów od nośnie tytułu „Mr. Perfect” J.A. Huss, lecz nieoczekiwanie wyszło mi trochę dłużej, a co za tym idzie, przerzucam to do oddzielnego tematu, szczególnie że w tej sytuacji nie muszę decydować, w którym wątku umieścić swoją opinię. Wprawdzie to niewątpliwie jest romans, jednak również dobrze pasuje do działu z erotyką, gdyż nie brakuje tam śmiałych scen, które zostały napisane na tyle dobrze, że na ogół nie omijałam ich wzrokiem.
Tak się składa, że ta pozycja była na moim radarze już od jakiegoś czasu, między innymi z powodu tytułu, mimo że raczej po niej się nie spodziewałam zbyt wiele. Ale jakoś nie potrafiłam sobie tego wybić z głowy, aż w końcu zajrzałam do środka. Tyle że otrzymałam więcej, niż oczekiwałam. Lubię takie niespodzianki. Tak po prawdzie, z powodu pewnych okoliczności miałam zerknąć tylko na chwilę, zanim zacznę coś innego, lecz wyszło inaczej, ponieważ szybko mnie wciągnęło, a potem trochę bardziej. No i moje plany uległy zmianie.
W książce „Mr. Perfect” najbardziej mnie ujęło to, jak została napisana, dzięki czemu poszczególne elementy ładnie ze sobą się komponują, zachowując ciągłość i tworząc spójną całość, czyli coś, co do mnie trafia. Na dodatek bez zbędnej przesady oraz pewnych irytujących rzeczy, a także bez niepotrzebnego komplikowania spraw. No i bohaterzy są jak najbardziej w porządku. Wręcz samo się czytało, nawet końcowe uwagi autorki były interesujące. Tak swoją drogą, najbardziej mnie w tym zachwyca, że właśnie pewnych rzeczy nie było. Zresztą przy czytaniu udało mi się ująć myśli jakoś bardziej klarowniej, lecz nie zapisałam ich od razu i teraz wychodzi dość chaotycznie. Niestety.
Historia zaczyna się w chwili, gdy Eloise Hatcher o mało nie zabija pewnej gwiazdy rocka (i jak później się okazuje, wcale to nie byłoby takie złe rozwiązanie), niemniej jednak owo zdarzenie nie jest takie istotne, jakby się wydawało, ponieważ wkrótce się zjawia McAllister Stonewall, nieznany syn szefa, o którym nikt nic właściwie nie, oprócz tego, że ma zająć się sprzedażą przedsiębiorstwa. Na dodatek okazał się dla Ellie problematyczny, gdyż przyczynił się do jej kompromitacji podczas spotkania zarządu, a potem były kolejne zdarzenia. Wiele tego miało wspólnego z pewnymi smsami. To wszystko tylko umocniło Ellie w postanowieniu, aby rzucić dotychczasową robotę i realnie zająć się własną karierą, zamiast tylko opiekować się rozmaitymi gwiazdami. Tyle że Stonewall, bynajmniej nie chciał, aby odeszła. Dodatkowo przy tym Mac był coraz bardziej zafascynowany Ellie, co właściwie zaczęło się od jej smsów, których zdecydowanie nie powinien czytać. Ogólnie rzecz ujmując, oboje nie powinni przebywać razem w jednym pomieszczeniu, gdyż sprawy szybko wymykały się im spod kontroli i nie mogli utrzymać rąk z dala od siebie.
Moim zdaniem Mac sprawdził się jako bohater romansowy; w każdym razie mnie on pasował. Oprócz tego odpowiadał mi sposób, w jaki został przedstawiony. Choćby wtedy gdy przekonywał siebie, że już będzie postępował profesjonalnie wobec Ellie albo jak nie mógł przeboleć tego psa pasterskiego. Jeśli chodzi o Ellie, uważam, że była w porządku, aczkolwiek nie zaszkodziłoby, gdyby nieco szybciej się ogarnęła. Jednak to drobiazg.
Końcówka bez wątpienia należy do typowo romansowych, lecz jednocześnie nie ma tam przesadnego cukru, powiedziałabym nawet, że jest naprawdę nieźle została wyważona. Osobiście nie miałabym nic przeciwko dodatkowym informacjom dotyczących prozaicznych rzeczy, lecz zdaje się, że dla większości czytelników to już byłoby nudne. Tak czy owak, ciekawie w to wszystko została wpleciona przeszłość Maca, a także wynikające stąd konsekwencje.
Najlepsze (albo najgorsze – zależy od punktu widzenia) w tym wszystkim jest to, że gdy zostają ujawnione pewne informacje związane z przeszłością bohatera, pojawiają się również aluzje do kilku postaci, przez które ma się ochotę bliżej im przyjrzeć. Naprawdę mnie kusi, aby zajrzeć dalej i bez wątpienia to już bym zrobiła, gdyby nie pewne okoliczności. Niemniej jednak nie zamierzam odpuszczać. Wcześniej lub później…
Sądzę, że „Mr. Perfect” J.A. Huss jest dobrym wyborem, gdy szuka się czegoś niezobowiązującego, lekkiego i zabawnego w celach rozrywkowych.