Strona 1 z 3

The Hating Game - Sally Thorne (Alias)

PostNapisane: 19 października 2016, o 15:54
przez Alias
Obrazek

Bohaterowie to pracownicy dwóch firm wydwniczych, którzy w wyniku fuzji obu wydawnictw lądują w jednym biurze. Od pierwszego dnia się nie znoszą. Czego nie jest w stanie zrozumieć nasza bohaterka. Bowiem Lucy jest energiczną, sympatyczną, przyjazną osobą, którą wszyscy uwielbiają. Z wyjątkiem jego: Joshuy Tempelmana (och, nawet jego nazwisko mi się podoba). Lucy i Josh to dwa przeciwieństa. Ona niziutka, kolorowa, uśmiechnięta dziewczyna ze swoją słabością do szminek, on to ten zasadniczy, trochę wyniosły, zimny i powściągliwy (Lucy nie widziała go jeszcze uśmiechniętego)... i oczywiście (dla dodatkowego kontrastu) bardzo wysoki oraz (jak póżniej odkrywamy wraz z Lucy ;)) pięknie zbudowany. Chociaż zasadniczo się różnią, posiadają cechy wspólne, obydwoje są inteligentni, zdeterminowni, uparci i pracowici.
Pomimo tego, że dzielą biuro, niewiele o sobie wiedzą. Siedząc naprzeciwko siebie codziennie prowadzą serię gierek między sobą: Mirror Game, Starring Game, HR Game... Wzajemnie obdarzają się złośliwościami, docinkami i uwagami, odpowiadają ciętymi ripostami...ciągle prowokują. Zabawne, dowcipne dialogi, nieustanne przekomarzanki tej pary plus dopełnienie w postaci wewnętrznych przemyśleń Lucy (całość napisana jest z punktu widzenia bohaterki) potrafią niejednokrotnie rozbawić czytelnika. Ja bawiłam się przednio :)
Momentem zwrotnym w książce (kubeł zimej wody na bohatera) jest prawdziwa-nieprawdziwa randka Lucy z odchodzącym kolegą z pracy.

Ta historia ma w sobie mnóstwo uroczych, niepozornych elementów, które czynią z niej świetną lekturę.
Wspominałam już o dialogach, dochodzą do tego reakcje bohaterów, drobne gesty, spojrzenia...
Właśnie...
te ich przeszywające spojrzenia
i Lucy przy każdej okazji upajająca się zapachem Josha, jego uśmiechem (jak już go w końcu odkryje), dotykiem...
i Josh, niby chłodny, ale opiekuńczy... niby obojętny, ale mega zazdrosny

My czytelnicy, wiemy niemal od początku, że Josh
Spoiler:

ale przechodzimy wraz z bohaterką te urocze tortury do momentu w którym i ona sama zacznie coś podejrzewać...


The Hating Game
to kolejna odsłona motywu (biurowego) love/hate. To zabawna, urokliwa, romantyczna książka, ze świetną dynamiką (i tym napięciem!) między bohaterami. Jest tu mnóstwo czynników, które tworzą z niej naprawdę udaną, współczesną komedię romantyczną.
Zdecydowanie jedna z najfajniejszych historii czytanych przeze mnie w tym roku :)

Sceny, które zapadają w pamięć:
-winda
-paintball
-przemowa Lucy po weselu (ale nie bohaterów ;))
-wyznanie miłości
-plus całe móstwo innych chwil czy pamiętnych kwestii padających z ust bohaterów :)

Ciekawostka
Nie wiem czy był to celowy zabieg, ale nawet raz nie było wspomniane miejsce akcji (autorka jest Australijką). Równie dobrze może to być duże miasto w USA, UK czy właśnie Australii ;)

PostNapisane: 19 października 2016, o 21:48
przez Księżycowa Kawa
Ciekawe, czy byłaby szansa wydania u nas?

PostNapisane: 19 października 2016, o 22:16
przez Alias
:bezradny: kto tam wie
Premiera była w sierpniu, a już na trzy języki przetłumaczono...

PostNapisane: 19 października 2016, o 22:22
przez Księżycowa Kawa
No właśnie. Obawiam się, że jak będę miała trochę więcej czasu, rozejrzę się za tym.
Słyszałaś o „Mr. Perfect” J.A. Huss?

PostNapisane: 19 października 2016, o 22:35
przez Alias
Słyszałam, ale w sumie nie interesowałam. Powinnam? Polecasz? Nie ma tam za dużo seksów, przypadkiem :lol: ?

U Thorne do zbliżenia dochodzi
Spoiler:

PostNapisane: 19 października 2016, o 22:44
przez Księżycowa Kawa
Polecam, chociaż sama nie czytałam, tzn. zajrzałam, nawet udało mi się zaliczyć kilka rozdziałów. Było zabawnie i na razie do niczego nie doszło, ale nie wiele brakowało i jakoś to pasowało :evillaugh: Zabawnie i wyczuciem napisane, co dalej, dopiero sprawdzę…

PostNapisane: 20 października 2016, o 07:13
przez szuwarek
och to może byc świetne... żeby u nas wydali! brak takich normalnych bohaterów, po prostu normalnych!

PostNapisane: 20 października 2016, o 08:32
przez Viperina
Jestem w połowie i potwierdzam: jest świetne :)

PostNapisane: 20 października 2016, o 10:27
przez Alias
Vip, jak dobrze to usłyszeć :)

szuwarek napisał(a):och to może byc świetne... żeby u nas wydali! brak takich normalnych bohaterów, po prostu normalnych!

Lucy jest tak trochę zakręcona, ale pozytywnie ;)
Ty Szuwarku spokojnie możesz in english ;)

Księżycowa Kawa napisał(a):Polecam, chociaż sama nie czytałam, tzn. zajrzałam, nawet udało mi się zaliczyć kilka rozdziałów. Było zabawnie i na razie do niczego nie doszło, ale nie wiele brakowało i jakoś to pasowało :evillaugh: Zabawnie i wyczuciem napisane, co dalej, dopiero sprawdzę…

To ja może poczekam na twoją opinię jak już doczytasz :)

PostNapisane: 21 października 2016, o 22:42
przez Księżycowa Kawa
Tak swoją drogą, okładka mogłaby być ciekawsza, bo w ogóle nie zachęca. Przynajmniej tytuł można zapisać na plus.

PostNapisane: 22 października 2016, o 09:45
przez Viperina
Skończyłam i coś czuję, że znowu dopadnie mnie niemoc czytelnicza (typowy objaw u mnie po przeczytaniu fajnej książki).

Podobało mi się. Niby nic odkrywczego, bo romans biurowy, bo hate/love, bo pojedynki słowne, bo bohater z problemami osobowościowymi ciągnącymi się od dzieciństwa. Ale było parę oryginalnych pomysłów. Otóż po pierwsze - jego nieśmiałość. Przykryta arogancją i chłodem. Po drugie - jego natychmiastowe zakochanie się w bohaterce. To fajne, nieczęsto zdarza się w romansach, żeby bohatera trafiło w pierwszych pięciu sekundach znajomości i żeby się kapnął. Po czwarte, jego podchody pod nią przeplatane aroganckimi występami, skutecznie kładącymi podchody. Po piąte - to, że chciał, żeby ona chciała jego, nawet wtedy, kiedy już chciała rozładowania napięcia erotycznego. No i po szóste - finał. Uroczy, słodki i bardzo romantyczny.

Całość na jakieś 8,5/10.

Zdecydowanie pozycja do przeczytania!

PostNapisane: 22 października 2016, o 10:52
przez Alias
Mnie też ta niemoc dopadła po tej książce.
Ta historia i bohaterowie siedzą jeszcze we mnie, chociaż minęło już kilka dni od przeczytania.
Ale to chyba dobrze świadczy o książce i autorce ;)
Mimo, że temat i motyw nie jest odkrywczy, powiało świeżością przy tej lekturze.
Czekam na kolejne tytuły Thorne, a z tego co widzę chyba jeszcze z rok sobie poczekam ;)

PostNapisane: 22 października 2016, o 22:38
przez Księżycowa Kawa
I chyba w tym wszystkim bywa najlepsze, gdy się trafia temat i motyw, który nie jest odkrywczy, a jednak może powiać świeżością.

PostNapisane: 3 stycznia 2017, o 06:09
przez Janka
Też przeczytałam tę książkę i mnie również się bardzo podobała. Mogłabym się podpisać pod każdym zdaniem recenzji Alias.

Dodam tylko kilka małych uwag, a zacznę od wad:

Książka w zasadzie tylko udaje powieść, a tak naprawdę jest rozciągniętą nowelką, bo jest całkowicie jednotematyczna. Zawarta jest tam tylko historia nienawiści/miłości pary głównych bohaterów i nic więcej. Napisałam, że to wada, ale dla mnie to była zaleta, bo często w książkach, w których jest więcej wątków czekam tylko na jeden z nich, a pozostałe uważam za niepotrzebnego zapychacza, a tu tego problemu właśnie nie miałam, bo cały czas było na jeden temat i to bardzo mnie interesujący.
Był tylko jeden moment, w którym poczułam zmęczenie materiału, gdy już obce osoby zaczęły mówić bohaterce, że bohater jest w niej zakochany, a ona w koło Macieju swoje, że pewnie on udaje, żeby ją zmylić i na końcu zrobić w konia. Chciałam wtedy wejść do książki i ją palnąć. Ale szybko przestałam się irytować i czytałam grzecznie dalej.

Drugą wadą było niesamowicie szczegółowe, wręcz fotograficzne, opisywanie każdej sytuacji od strony technicznej. Mam na myśli to, że np. gdy bohaterowie się przytulali, to autorka wymieniała po kolei każdą część ciała bohaterów i omawiała w jakiej pozycji się znajduje, gdzie się coś zaczyna, gdzie kończy, co jest pod jakim kątem, co do siebie przylega, co jest na jakiej wysokości itd. I znowu dla mnie to wcale nie było wadą, a przeciwnie, bardzo pomagało to mojej wyobraźni, która była całkowicie przeciążona wielką różnicą wzrostu bohaterów. 152 cm i 192 cm, to mniej więcej jak Hayden Panettiere i Władimir Kliczko (oni mają 43 cm różnicy wzrostu), co całkowicie wyczerpuje moce przerobowe mojej fantazji.

Jeszcze coś było, jakaś wadozaleta, ale zapomniałam w tej chwili. Dopiszę, jak mi się przypomni.

No i ostatnie, o czym chciałam powiedzieć, to przewidywalność całej historii. Zgadłam tam dosłownie wszystko. Ale nie szkodzi, to żaden problem, bo i tak się cały czas świetnie bawiłam.

Aaa! Jeszcze miałam coś pochwalić, co jest prawdziwą zaletą tej książki i tylko zaletą. Tam nie było chodzenia na łatwiznę. Pani autorce nie zdarzały się stwierdzenia typu "powiedzieli coś śmiesznego", tylko wymyślała i wstawiała w takim momencie prawdziwy śmieszny dialog. Wszystko, o czym czytelnik powinien wiedzieć, dowiedział się wtedy, gdy było to potrzebne i w taki sposób, żeby było atrakcyjnie dla czytelnika. Bez uproszczeń i chodzenia na skróty.
Alias napisał(a):Ciekawostka
Nie wiem czy był to celowy zabieg, ale nawet raz nie było wspomniane miejsce akcji (autorka jest Australijką). Równie dobrze może to być duże miasto w USA, UK czy właśnie Australii ;)

Naprawdę?
To znaczy, nie chodzi mi o to, że Ci nie wierzę, tylko o to, że sama byłam tak mocno pochłonięta rozwojem sytuacji między bohaterami, że to mi się w ogóle nie rzuciło w oczy.
A że książka, którą czytałam przed nią oraz książka, którą czytałam bezpośrednio po niej, miały akcję umiejscowioną w Nowym Jorku, to z rozpędu sobie zaszufladkowałam, że "The Hating Game" również tam.
Ale jaja! Muszę sobie to teraz jakoś odprogramować.

PostNapisane: 3 stycznia 2017, o 17:35
przez Alias
Janko, gdzieś wspominałam, że książka nie jest pozbawiona wad, ale nie chciałam zdradzać co mnie uwierało, żeby nie zniechęcać.
Jedną z tych rzeczy było to, o czym piszesz w punkcie drugim. Znaczy nie dokładnie to samo, ale chyba mniej więcej chodzi nam o coś podobnego. Troszkę drażniły mnie zachwyty Lucy nad ciałem (i nie tylko) Joshuy. Jak dla mnie mogło być tego mniej, autorka uparła się jednak i pozwoliła bohaterce namiętnie analizować anatomię bohatera i swoje reakcje na niego. Ale... ale, jednak to była drobnostka, która w najmniejszym stopniu nie zaniżyła mojej ogólnej oceny.

Co do przewidywalności, to wydaje mi się, że mogła być celowa. Jedyną nieświadomą wszystkiego miała być Lucy.

PostNapisane: 3 stycznia 2017, o 18:43
przez Janka
Nazwałam te szczegóły wadami, ale przy każdym punkcie wyjaśniłam, dlaczego z mojego punktu widzenia wszystkie były zaletami, więc mam nadzieję, że nikogo nie odstraszyłam od tej książki. - A jeśli tak, to ten ktoś sam sobie będzie winien, bo to jego strata.

Co do przewidywalności, na pewno masz rację, że była celowa. (Dlatego o zawodowej decyzji Josha Lucy dowiedziała się na końcu książki krótko z jego ust. Nie potrzebna była do tego wielka scena w biurze, w której wszystko pomału wychodziłoby na wierzch, bo czytelnikowi już dawno otworzyły się oczy, że on tak postąpi, więc by się tylko zniecierpliwił.)

Nie wiem, kto wydał tę książkę na świecie, ale w Niemczech wydała ją MIRA, a to dla mnie raczej nie rokuje zbyt dobrze, bo książki mogą okazać się nudnymi i rozciągniętymi na siłę harlequinami. Jednak tutaj naprawdę się udało zapewnić czytelnikowi fajną rozrywkę.

PostNapisane: 3 stycznia 2017, o 19:02
przez Alias
Janka napisał(a):Nazwałam te szczegóły wadami, ale przy każdym punkcie wyjaśniłam, dlaczego z mojego punktu widzenia wszystkie były zaletami, więc mam nadzieję, że nikogo nie odstraszyłam od tej książki. - A jeśli tak, to ten ktoś sam sobie będzie winien, bo to jego strata.

Ja myślę, że wszyscy załapali te wado-zalety (i kto ma przeczytać i tak przeczyta ;)) Ale twoje spostrzeżenia przypomniały mi, że były tutaj elementy, które gdzieś tam zapisały się u mnie na minus. Taki tyci tyci malutki ;)

PostNapisane: 3 stycznia 2017, o 19:28
przez Janka
Jeszcze mi się przypomniało, że wyżej pokręciłam coś ze wzrostem bohaterów.
Bohaterka miała chyba 150 cm, natomiast 152 ma moja kuzynka, którą starałam się sobie wyobrażać w trakcie czytania, tylko że nie szło mi to najlepiej, bo jej jasny kolor włosów mi przeszkadzał.

Tak naprawdę, dla mnie chyba jedyną negatywną cechą książki, była wielka różnica wzrostu głównych bohaterów. Bo mnie niestety to trochę męczyło.
W prawdziwym życiu nie lubię spotykać par o dużej różnicy wzrostu i cieszę się, że niezmiernie rzadko je widuję. (Tak, wiem, że to nie moja sprawa i że każdy sobie wybiera partnera na jakiego ma ochotę, ale to nie znaczy, że patrzenie na tak dobraną parę musi mi sprawiać przyjemność. Bo nie sprawia i nic na to nie poradzę.) Ja w ogóle nie jestem fanką wielkich różnic w doborze partnerów, pod żadnym względem - bo jak coś się ze sobą gryzie, to prędzej czy później zacznie sprawiać problemy.

PostNapisane: 4 stycznia 2017, o 01:54
przez Alias
Całe szczęście, ja nie mam z tym problemu. Mało tego, lubię takie skrajności (i nie mam tutaj na myśli tylko i wyłącznie cech fizycznych).
Tutaj też ta różnica (jak dla mnie :)) fajnie wypadła.

Mam nawet znajomych (może nie ma aż tak dużej różnicy, ale ze 30 cm spokojnie będzie ;)) i uważam, że wyglądają uroczo.

PostNapisane: 4 stycznia 2017, o 02:43
przez Janka
To tak samo, jak moja kuzynka i jej mąż. Wyglądają razem przeuroczo i dlatego starałam się mieć ją przed oczami, gdy czytałam tę książkę.
Niestety bardzo rzadko ją widuję, a jej męża jeszcze rzadziej, no i akurat nie znam żadnej innej pary o tak dużej różnicy wzrostu, więc stąd miałam ten problem z niedostateczną wyobraźnią.
Alias napisał(a):Mało tego, lubię takie skrajności (i nie mam tutaj na myśli tylko i wyłącznie cech fizycznych).

W sumie w prawdziwym życiu jestem bardzo tolerancyjna, jeśli chodzi o różne skrajności i nikomu się nie wtrącam do jego wyborów.
Ale dla siebie nie marzyłabym o niczym zbyt ekstremalnym. Najbardziej obawiałabym się rozbieżności kulturowych, ale męża dużo starszego od siebie też bym nie chciała posiadać.
A to dlatego, że życie pokazuje, że raczej rzadko coś dobrego wychodzi ze związków o ekstremalnych różnicach. Jest dobrze, dopóki jest dobrze, ale gdy tylko pojawia się mały problemik, to zaraz urasta do wielkich rozmiarów i często okazuje się nierozwiązywalny.

Na szczęście dla książki, różnica wzrostu nie musi prowadzić do żadnych nierozwiązywalnych problemów. Dlatego jestem dobrej myśli, że nasi bohaterowie będą szczęśliwi razem po kres swoich dni.

PostNapisane: 5 stycznia 2017, o 20:00
przez Janka
Nie przyszłam tu od razu po przeczytaniu książki i w międzyczasie pozapominałam, co miałam napisać. Ale teraz mi się przypomniało, że zapomniałam pochwalić panią pisarkę za fantastyczne opisy akcji. Np. paint ball opisany jest tak, że dokładnie wiadomo co, gdzie i jak się dzieje. Nie trzeba się zastanawiać, co autorka miała na myśli, bo dosłownie widzi się w oczach całe sceny jak na filmie.

Taki sposób opisywania scen wcale nie jest oczywisty. Już wielokrotnie spotykałam książki, w których akcja opisana była tak, że nagle działo się coś, co wykluczało się z poprzednimi zdaniami. Np. ktoś wychodził z prawej strony, a z poprzednich zdań wynikało, że z prawej powinien być mur.
Dlatego bardzo podobało mi się, że w "The Hating Game" takich nieścisłości nie było.

PostNapisane: 5 stycznia 2017, o 20:52
przez Alias
Oj, cała akcja z paint ballem była świetna :) Jedna z tych przełomowych sytuacji w relacjach głównej pary.
No i Josh... taki opiekuńczy :)

PostNapisane: 4 lutego 2017, o 23:27
przez Liberty
Dziś skończyłam czytać i nie wierzę, że tak długo zwlekałam. Tak mi się ta książka podoba, że jeśli ma wady to radośnie ich nie zauważyłam :bigeyes: . I nie mogę się doczekać kolejnej książki tej pani.

PostNapisane: 5 lutego 2017, o 01:20
przez Alias
Liberty, cieszę się, że dołączyłaś do fanek tego tytułu :) Zazdroszczę tym, które są jeszcze przed ;)

Również nie mogę doczekać się kolejnej książki Thorne.

PostNapisane: 5 lutego 2017, o 03:24
przez Janka
Liberty napisał(a): jeśli ma wady to radośnie ich nie zauważyłam

No właśnie! Ta książka dokładnie tak działa. Wady stają się całkowicie drugorzędne w porównaniu z radością, którą daje czytanie książki.