Fair Oaks (cykl) - Vanessa Waltz (Księżycowa Kawa)
Napisane: 17 sierpnia 2016, o 18:23
The Mechanic - Vanessa Waltz
Marriage and kids with him? You must be joking.
Olivia
Gage Carter is the poster boy for rude, rugged, and obnoxious. He’s the town’s mechanic. When he’s not giving me a hard time about my car, he’s mocking my city girl ways.
He's a small town roughneck with a dirty reputation and a mouth to match. I'm a city girl. We go together like champagne and whiskey.
People told me he was trouble. But that didn’t stop me from craving his filthy promises that make my blood pound for hours. Or having full body shivers whenever he says my name.
This joy ride’s gone too far. Now we’re married—by accident—no less. The town’s most ineligible bachelor is my husband.
Oh, and I’m pregnant.
——
Gage
The last thing I need is a wife…
Especially a high-maintenance one like Olivia Stewart. I’ve got no patience for a demanding, feisty city girl who thinks she can walk into my business and order me around.
But now that I’ve tasted her, I can’t get her out of my mind. She may be a burr in my side but she’s as sweet as honey. When she’s not driving me crazy, she’s driving me wild.
One problem: Some puffed-up rich boy from San Francisco thinks she’s his, and he’ll make my life hell if I don’t give her up.
Good luck with that. I can’t be bought, and I’m not giving up my wife and baby.
He wants a fight? This means war.
Jakoś tak się złożyło, że od pewnego czasu czytam wszystko jak leci Vanessy Waltz, jako że potrafi mnie zaskoczyć, a jej historie wciągają oraz bawią. Po prostu czuję się coraz bardziej zafascynowana. Z kolei za najnowszą powieść „The Mechanic” wzięłam się wyjątkowo od razu, czyli praktycznie zaraz po premierze. Między innymi dlatego, że czekałam na to oraz nieoczekiwanie otrzymałam od autorki, a także zapowiadało się ekscytująco, chociaż ostatecznie okazało się trochę inne. No i niewątpliwie to był taki moment, że miałam ogromną ochotę na coś lekkiego i niewymagającego. Następnie zachciało mi się napisać parę zdań, co o tym sądzę.
Fabularnie „The Mechanic” niczego nowego nie odkrywa, początek wręcz brzmiał prawie znajomo, potem to odczucie powoli się rozmywa, a przygody bohaterów coraz bardziej przykuwają uwagę. Bez wątpienia przy tym jest odpowiednio lekko, przystępnie, a nawet zabawnie. Aczkolwiek muszę przyznać, że „Dirty Prince” bardziej mnie bawił (zresztą kto ma ochotę, może to sprawdzić samemu, gdyż dostaje się go w zestawie razem z „The Mechanic”; chociaż zdania na ten temat bywają podzielone).
Wszystko zaczyna się w chwili, gdy samochód Olivii Stewart znienacka psuje się w małym miasteczku, Fair Oaks, gdzie przybyła z San Francisco na wesele przyjaciółki. Mechanik, Gage Carter, bynajmniej nie kwapi się do naprawy auta, ponieważ nie podoba mu się klienta z miasta i wcale z tym się nie kryje. Wkrótce okazuje się, że prowadzi również przybytek typu bed & breakfast, który ma jedna gwiazdkę, gdyż niżej już się nie da ocenić. W zasadzie robi łaskę Olivii, zgadzając się, aby tam wynajęła pokój (i nie to, żeby klienci walili do niego oknami i drzwiami), zażądawszy przy tym odchwaszczania podwórka. Ogólnie rzecz ujmując, nie zależy mu, bo po prostu niewiele potrzeba mu do życia i tym samym nie widzi powodu, aby się wysilać na zbędną uprzejmość. Czemu nie?
Jako że za Olivią podąża były narzeczony, Mark, który nie ma ochoty zmieniać poprzedniego stanu, zaczyna sporo się dziać. Choćby to, że Olivia decyduje się pójść na wesele z Gage’em, co ma bardzo daleko idące konsekwencje (życie potem już nigdy nie było takie samo). Pod wpływem alkoholu wydaje im się, że ślub to bardzo dobry pomysł, a pijany ksiądz, działając odruchowo, nie zapomniał dopełnić formalności. Stało się. A później coś jeszcze. Mark jest z tego powodu bardzo nieszczęśliwy i daje temu wyraz, lecz nie przynosi to oczekiwanego przez niego rezultatu, a zatem zwraca się o pomoc do mamusi. Kobieta jest przyzwyczajona, aby stawiać na swoim i że za pieniądze zwykle dostaje to, czego chce, aż niespodziewanie natyka się problemy, przez co podejmuje wiele kiepskich decyzji, wywołując wojnę z miasteczkiem. Skutki takiego postępowania okazują się wielce opłakane. Biorąc pod uwagę wszystko, ten cały wątek wyszedł naprawdę nieźle i całkiem przekonująco.
Podobała mi się reakcja Gage’a na małżeństwo – chociaż w szoku, stwierdził, że skoro się stało, i niech tak będzie. Po prostu jakoś łatwo mu przyszło to zaakceptować, a także sobie z tym poradzić. Olivia w pierwszej chwili spanikowała i jak wkrótce się okazało, nie bezpodstawnie; powiedziałabym, że nawet było gorzej. Tak czy owak, opis częściowo wprowadza w błąd, sugerując, że wojna będzie toczyła się pomiędzy bohaterami. Wojna, owszem, jest, ale chodzi w niej o co innego. Dodatkowo przy tym, moim zdaniem, nie zaszkodziłoby, jakby wzajemnie poznawanie Gage’a i Olivii zostałoby dokładniej opisane, szczególnie że mieli z tydzień spokoju. Przydałoby się kilka konkretów.
Gage Carter często w opiniach jest określany mianem Bad Boya i w porównaniu z innymi bohaterami Vanessy Waltz, którzy zdecydowanie ostrzej sobie pogrywali (np. Liam), wydaje się w zasadzie miły. Chociażby dlatego, że ogranicza się do drobnych złośliwości, które trudno traktować poważnie. Nie przeszkadzało mi to, ale tego rodzaju sugestie uważam za przesadę, niepotrzebnie wprowadzającą w błąd. Tak czy owak, generalnie uważam, że bohaterzy byli w porządku.
Ogólnie rzecz ujmując, „The Mechanic” przypadł mi do gustu, dzięki czemu spędziłam przyjemnie czas na jego czytaniu. Niemniej jednak inne historie Vanessy Waltz zrobiły na mnie większe wrażenie, wyróżniwszy się nieoczekiwanymi elementami. Wprawdzie „The Mechanic” nieco zaskakuje, aczkolwiek wydaje mi się, że nie wykorzystuje całego potencjału. Nie zmienia to jednak faktu, że czekam, nawet z pewną niecierpliwością, na kolejne powieści Vanessy Waltz, a także ogromnie cieszę, że jeszcze kilka mi pozostało do zaliczenia.
PS. W gruncie rzeczy chciałam opinię napisać po angielsku, lecz obawiam się, że to na razie przerasta moje możliwości.
Marriage and kids with him? You must be joking.
Olivia
Gage Carter is the poster boy for rude, rugged, and obnoxious. He’s the town’s mechanic. When he’s not giving me a hard time about my car, he’s mocking my city girl ways.
He's a small town roughneck with a dirty reputation and a mouth to match. I'm a city girl. We go together like champagne and whiskey.
People told me he was trouble. But that didn’t stop me from craving his filthy promises that make my blood pound for hours. Or having full body shivers whenever he says my name.
This joy ride’s gone too far. Now we’re married—by accident—no less. The town’s most ineligible bachelor is my husband.
Oh, and I’m pregnant.
——
Gage
The last thing I need is a wife…
Especially a high-maintenance one like Olivia Stewart. I’ve got no patience for a demanding, feisty city girl who thinks she can walk into my business and order me around.
But now that I’ve tasted her, I can’t get her out of my mind. She may be a burr in my side but she’s as sweet as honey. When she’s not driving me crazy, she’s driving me wild.
One problem: Some puffed-up rich boy from San Francisco thinks she’s his, and he’ll make my life hell if I don’t give her up.
Good luck with that. I can’t be bought, and I’m not giving up my wife and baby.
He wants a fight? This means war.
Jakoś tak się złożyło, że od pewnego czasu czytam wszystko jak leci Vanessy Waltz, jako że potrafi mnie zaskoczyć, a jej historie wciągają oraz bawią. Po prostu czuję się coraz bardziej zafascynowana. Z kolei za najnowszą powieść „The Mechanic” wzięłam się wyjątkowo od razu, czyli praktycznie zaraz po premierze. Między innymi dlatego, że czekałam na to oraz nieoczekiwanie otrzymałam od autorki, a także zapowiadało się ekscytująco, chociaż ostatecznie okazało się trochę inne. No i niewątpliwie to był taki moment, że miałam ogromną ochotę na coś lekkiego i niewymagającego. Następnie zachciało mi się napisać parę zdań, co o tym sądzę.
Fabularnie „The Mechanic” niczego nowego nie odkrywa, początek wręcz brzmiał prawie znajomo, potem to odczucie powoli się rozmywa, a przygody bohaterów coraz bardziej przykuwają uwagę. Bez wątpienia przy tym jest odpowiednio lekko, przystępnie, a nawet zabawnie. Aczkolwiek muszę przyznać, że „Dirty Prince” bardziej mnie bawił (zresztą kto ma ochotę, może to sprawdzić samemu, gdyż dostaje się go w zestawie razem z „The Mechanic”; chociaż zdania na ten temat bywają podzielone).
Wszystko zaczyna się w chwili, gdy samochód Olivii Stewart znienacka psuje się w małym miasteczku, Fair Oaks, gdzie przybyła z San Francisco na wesele przyjaciółki. Mechanik, Gage Carter, bynajmniej nie kwapi się do naprawy auta, ponieważ nie podoba mu się klienta z miasta i wcale z tym się nie kryje. Wkrótce okazuje się, że prowadzi również przybytek typu bed & breakfast, który ma jedna gwiazdkę, gdyż niżej już się nie da ocenić. W zasadzie robi łaskę Olivii, zgadzając się, aby tam wynajęła pokój (i nie to, żeby klienci walili do niego oknami i drzwiami), zażądawszy przy tym odchwaszczania podwórka. Ogólnie rzecz ujmując, nie zależy mu, bo po prostu niewiele potrzeba mu do życia i tym samym nie widzi powodu, aby się wysilać na zbędną uprzejmość. Czemu nie?
Jako że za Olivią podąża były narzeczony, Mark, który nie ma ochoty zmieniać poprzedniego stanu, zaczyna sporo się dziać. Choćby to, że Olivia decyduje się pójść na wesele z Gage’em, co ma bardzo daleko idące konsekwencje (życie potem już nigdy nie było takie samo). Pod wpływem alkoholu wydaje im się, że ślub to bardzo dobry pomysł, a pijany ksiądz, działając odruchowo, nie zapomniał dopełnić formalności. Stało się. A później coś jeszcze. Mark jest z tego powodu bardzo nieszczęśliwy i daje temu wyraz, lecz nie przynosi to oczekiwanego przez niego rezultatu, a zatem zwraca się o pomoc do mamusi. Kobieta jest przyzwyczajona, aby stawiać na swoim i że za pieniądze zwykle dostaje to, czego chce, aż niespodziewanie natyka się problemy, przez co podejmuje wiele kiepskich decyzji, wywołując wojnę z miasteczkiem. Skutki takiego postępowania okazują się wielce opłakane. Biorąc pod uwagę wszystko, ten cały wątek wyszedł naprawdę nieźle i całkiem przekonująco.
Podobała mi się reakcja Gage’a na małżeństwo – chociaż w szoku, stwierdził, że skoro się stało, i niech tak będzie. Po prostu jakoś łatwo mu przyszło to zaakceptować, a także sobie z tym poradzić. Olivia w pierwszej chwili spanikowała i jak wkrótce się okazało, nie bezpodstawnie; powiedziałabym, że nawet było gorzej. Tak czy owak, opis częściowo wprowadza w błąd, sugerując, że wojna będzie toczyła się pomiędzy bohaterami. Wojna, owszem, jest, ale chodzi w niej o co innego. Dodatkowo przy tym, moim zdaniem, nie zaszkodziłoby, jakby wzajemnie poznawanie Gage’a i Olivii zostałoby dokładniej opisane, szczególnie że mieli z tydzień spokoju. Przydałoby się kilka konkretów.
Gage Carter często w opiniach jest określany mianem Bad Boya i w porównaniu z innymi bohaterami Vanessy Waltz, którzy zdecydowanie ostrzej sobie pogrywali (np. Liam), wydaje się w zasadzie miły. Chociażby dlatego, że ogranicza się do drobnych złośliwości, które trudno traktować poważnie. Nie przeszkadzało mi to, ale tego rodzaju sugestie uważam za przesadę, niepotrzebnie wprowadzającą w błąd. Tak czy owak, generalnie uważam, że bohaterzy byli w porządku.
Ogólnie rzecz ujmując, „The Mechanic” przypadł mi do gustu, dzięki czemu spędziłam przyjemnie czas na jego czytaniu. Niemniej jednak inne historie Vanessy Waltz zrobiły na mnie większe wrażenie, wyróżniwszy się nieoczekiwanymi elementami. Wprawdzie „The Mechanic” nieco zaskakuje, aczkolwiek wydaje mi się, że nie wykorzystuje całego potencjału. Nie zmienia to jednak faktu, że czekam, nawet z pewną niecierpliwością, na kolejne powieści Vanessy Waltz, a także ogromnie cieszę, że jeszcze kilka mi pozostało do zaliczenia.
PS. W gruncie rzeczy chciałam opinię napisać po angielsku, lecz obawiam się, że to na razie przerasta moje możliwości.