Mimo moich win - Tarryn Fisher (KatiaBlue)
Napisane: 14 czerwca 2016, o 18:53
Obiecałam, więc jest...
Serce można oddać tylko raz - "Mimo naszych win"
Caleb Drake jest popularnym studentem, koszykarzem, pochodzi z zamożnej rodziny. Podczas jednego z meczów postanawia poprosić na randkę Olivię Kaspen, dziewczynę, którą poznał w ulewny dzień pod drzewem. Ucieka się do małego szantażu, wymuszając spotkanie pod warunkiem, że uda mu się celnie trafić rzut wolny. Jednak Olivia ma wprost przeciwne oczekiwania. Chce by Caleb spudłował, a przy tym ma nadzieję, że chłopak nie postanowi poświęcić dla niej meczu. Tak zaczyna się ich burzliwa znajomość, która od tej pory będzie się opierała na braku zaufania, niedomówieniach, intrygach, kłamstwach, ale i na szaleńczej miłości. Jednak trwałość związku nie opiera się jedynie na miłości, problemy tych dwojga zrujnowały to co do tej pory zbudowali.
Mija kilka lat. Olivia wciąż nie może wyleczyć się z miłości do Caleba, nie potrafi wybaczyć sobie krzywd jakie mu wyrządziła i jest pewna, że on też jej ich nie zapomni. Jednak, gdy przypadkiem spotykają się w sklepie muzycznym, okazuje się, że Caleb odwraca się do niej z uśmiechem i jak gdyby nigdy nic prosi o pomoc w wyborze płyty. W wyniku wypadku samochodowego mężczyzna utracił pamięć. Olivia próbuje się powstrzymać, ale nie jest w stanie, więc brnie w kolejne kłamstwa by rozpocząć życie przy Calebie z czystą kartą.
„Mimo moich win” to chyba jedna z bardziej wyczekiwanych premier tego roku. Ciekawe okładki: trzy tajemnicze postaci: dwie kobiety (w tym jedna rudowłosa) i mężczyzna łypiący wrogo na czytelnika. Albo z pretensją… Tak, mam wrażenie, że łypią na mnie z pretensją. W dodatku dość atrakcyjna akcja promocyjna zaproponowana przez wydawnictwo i już poczułam się kupiona przez tę książkę. Właściwie, gdy tylko dotarła w moje ręce zaczęłam czytać. Byłam dodatkowo zmobilizowana, ponieważ książka ma niewiele stron i wyobrażałam sobie lekturę na jeden dzień. Rzeczywiście, książkę bardzo szybko się czyta. Strony umykają jak szalone, problem jeszcze nie rozwiązany, a kartek do końca niewiele. Powieść Tarryn Fisher jest oparta na tym co było kiedyś i na tym co dzieje się teraz, w związku z tym informacje są nam dawkowane, więc czytelnik prawie do samego końca siedzi jak na szpilkach, chcąc dowiedzieć się, co tak naprawdę się stało pomiędzy Calebem i Olivią.
Olivia sama siebie nazywa huraganem, który wkracza w życie Caleba by siać spustoszenie. No cóż, trudno nie przyznać jej racji. Sporo czasu poświęciłam na zastanawianie się, dlaczego bohaterka tak się zachowuje. Dlaczego próbuje ratować relację nie do uratowania, czymś co grozi tylko jeszcze większą katastrofą? Doszłam do wniosku, że była chora z miłości, chora i nieobliczalna, a przy tym jeszcze bardzo egoistyczna. Przez bardzo długi czas działała tak, jakby nie liczyło się dla niej szczęście Caleba. Jednocześnie go kochała i nie martwiła się, że kolejny raz zniszczy mu świat. Bardzo tutaj pasuje oryginalny tytuł książki, czyli „Oportunistka”. Ale mimo to obdarzyłam bohaterkę sympatią, a przynajmniej kibicowałam jej bardziej niż Leah (wspomnianej rudowłosej kobiecie, która wkradła się w życie Caleba i tak łatwo nie da się z niego wyrzucić)… Wydawać by się mogło, że Olivia jest tutaj czarnym charakterem, a Caleb bieluśkim barankiem. No cóż, on też ma swoje za uszami, uwierzcie mi.
„Myślę, że po tym jak pierwszy raz ofiarujesz swoje serce, nigdy już go nie odzyskasz. Reszta twojego życia tylko pozory, że nadal je masz.”
Książka podobała mi się do tego stopnia, że mam ochotę sięgnąć po kolejne części. Prawdopodobnie duży wpływ na to zakończenie, które kompletnie nic nie wyjaśniło. Skoro już zostałam zanęcona tą propozycją, to chciałabym dowiedzieć się, jak zakończyły się losy bohaterów. Czytałam pochlebne recenzje na temat tej książki i pod wieloma chyba mogłabym się podpisać. Jednak nie uważam Tarryn Fisher za objawienie gatunku, a jej powieść za wybitne dzieło, za które dałabym sobie uciąć głowę. Uważam, że jest to lektura, którą można przeczytać, ale nie trzeba, świat się od tego nie skończy, a i my nie stracimy czegoś wyjątkowego. Jednak miałabym ochotę posłuchać głosów na NIE, zastanawiają mnie mocno
Serce można oddać tylko raz - "Mimo naszych win"
Caleb Drake jest popularnym studentem, koszykarzem, pochodzi z zamożnej rodziny. Podczas jednego z meczów postanawia poprosić na randkę Olivię Kaspen, dziewczynę, którą poznał w ulewny dzień pod drzewem. Ucieka się do małego szantażu, wymuszając spotkanie pod warunkiem, że uda mu się celnie trafić rzut wolny. Jednak Olivia ma wprost przeciwne oczekiwania. Chce by Caleb spudłował, a przy tym ma nadzieję, że chłopak nie postanowi poświęcić dla niej meczu. Tak zaczyna się ich burzliwa znajomość, która od tej pory będzie się opierała na braku zaufania, niedomówieniach, intrygach, kłamstwach, ale i na szaleńczej miłości. Jednak trwałość związku nie opiera się jedynie na miłości, problemy tych dwojga zrujnowały to co do tej pory zbudowali.
Mija kilka lat. Olivia wciąż nie może wyleczyć się z miłości do Caleba, nie potrafi wybaczyć sobie krzywd jakie mu wyrządziła i jest pewna, że on też jej ich nie zapomni. Jednak, gdy przypadkiem spotykają się w sklepie muzycznym, okazuje się, że Caleb odwraca się do niej z uśmiechem i jak gdyby nigdy nic prosi o pomoc w wyborze płyty. W wyniku wypadku samochodowego mężczyzna utracił pamięć. Olivia próbuje się powstrzymać, ale nie jest w stanie, więc brnie w kolejne kłamstwa by rozpocząć życie przy Calebie z czystą kartą.
„Mimo moich win” to chyba jedna z bardziej wyczekiwanych premier tego roku. Ciekawe okładki: trzy tajemnicze postaci: dwie kobiety (w tym jedna rudowłosa) i mężczyzna łypiący wrogo na czytelnika. Albo z pretensją… Tak, mam wrażenie, że łypią na mnie z pretensją. W dodatku dość atrakcyjna akcja promocyjna zaproponowana przez wydawnictwo i już poczułam się kupiona przez tę książkę. Właściwie, gdy tylko dotarła w moje ręce zaczęłam czytać. Byłam dodatkowo zmobilizowana, ponieważ książka ma niewiele stron i wyobrażałam sobie lekturę na jeden dzień. Rzeczywiście, książkę bardzo szybko się czyta. Strony umykają jak szalone, problem jeszcze nie rozwiązany, a kartek do końca niewiele. Powieść Tarryn Fisher jest oparta na tym co było kiedyś i na tym co dzieje się teraz, w związku z tym informacje są nam dawkowane, więc czytelnik prawie do samego końca siedzi jak na szpilkach, chcąc dowiedzieć się, co tak naprawdę się stało pomiędzy Calebem i Olivią.
Olivia sama siebie nazywa huraganem, który wkracza w życie Caleba by siać spustoszenie. No cóż, trudno nie przyznać jej racji. Sporo czasu poświęciłam na zastanawianie się, dlaczego bohaterka tak się zachowuje. Dlaczego próbuje ratować relację nie do uratowania, czymś co grozi tylko jeszcze większą katastrofą? Doszłam do wniosku, że była chora z miłości, chora i nieobliczalna, a przy tym jeszcze bardzo egoistyczna. Przez bardzo długi czas działała tak, jakby nie liczyło się dla niej szczęście Caleba. Jednocześnie go kochała i nie martwiła się, że kolejny raz zniszczy mu świat. Bardzo tutaj pasuje oryginalny tytuł książki, czyli „Oportunistka”. Ale mimo to obdarzyłam bohaterkę sympatią, a przynajmniej kibicowałam jej bardziej niż Leah (wspomnianej rudowłosej kobiecie, która wkradła się w życie Caleba i tak łatwo nie da się z niego wyrzucić)… Wydawać by się mogło, że Olivia jest tutaj czarnym charakterem, a Caleb bieluśkim barankiem. No cóż, on też ma swoje za uszami, uwierzcie mi.
„Myślę, że po tym jak pierwszy raz ofiarujesz swoje serce, nigdy już go nie odzyskasz. Reszta twojego życia tylko pozory, że nadal je masz.”
Książka podobała mi się do tego stopnia, że mam ochotę sięgnąć po kolejne części. Prawdopodobnie duży wpływ na to zakończenie, które kompletnie nic nie wyjaśniło. Skoro już zostałam zanęcona tą propozycją, to chciałabym dowiedzieć się, jak zakończyły się losy bohaterów. Czytałam pochlebne recenzje na temat tej książki i pod wieloma chyba mogłabym się podpisać. Jednak nie uważam Tarryn Fisher za objawienie gatunku, a jej powieść za wybitne dzieło, za które dałabym sobie uciąć głowę. Uważam, że jest to lektura, którą można przeczytać, ale nie trzeba, świat się od tego nie skończy, a i my nie stracimy czegoś wyjątkowego. Jednak miałabym ochotę posłuchać głosów na NIE, zastanawiają mnie mocno