Fajerwerki - Judith McNaught (rewela)
Napisane: 25 maja 2016, o 10:16
FAJERWERKI Judith McNaught to już klasyka (Kurcze! Kto wymyśla te polskie tytuły?? Ten za nic nie pasuje...) Od napisania książki minęło 20 lat, od mojego pierwszego spotkania zaledwie 2. Nie wiem co jest w tej książce, że mnie tak do siebie przyciąga..czytałam ją teraz z piąty raz i cóż rzec, wciąż jest na topie! kocham miłością wielką i niezmienną, za każdym razem coraz bardziej... o! Cole myślę, że to on, że przez niego!
W sumie intryga jest dość prosta… a wszystko pięknie opiera się na tej prostocie…
Jest sobie Diana Foster, którą rzucił nic niewart pajac Dan Penworth, i jest sobie Cole Harrison, facet, który jest genialnym finansistą, ale który ma opinię twardego przeciwnika, zimnego mężczyzny i w ogóle - raczej nikt go nie lubi. Cole pilnie musi się ożenić, bo jego jedyny bliski krewny wymusza na nim założenie rodziny, w przeciwnym razie przepisze swoje akcje, notabene, które zdobył dzięki inwestycjom Cole’a, na mniej chlubną gałąź swej rodziny... Calvin, cioteczny wuj wierzy, że tylko dzieci Cole'a mogą zapewnić jemu, Cal'owi nieśmiertelność, a że choruję łatwo mu manipulować ciotecznym siostrzeńcem...
I tak...przypadek..ona i on spotykają się na jednym balu - balu Białej Orchidei, ona stoi samotnie na balkonie i on do niej podchodzi... i mógłby być szok, że podchodzi, ale nic bardziej mylnego, bo Cole znał Dianę, a że minęło jakieś 15 lat od ich ostatniego spotkania, cóż...
…zawsze się bardzo lubili, umieli ze sobą rozmawiać - byli prawdziwymi przyjaciółmi! ba! ona się w nim kochała, on nie miał o tym zielonego pojęcia... I nie miał znaczenia, że Diana była panienką z dobrego domu, a Cole tylko przerzucał siano w stajni przyjaciół rodziny Fosterów.
I jest ten '96 rok poprzedniego stulecia i spotykają się znowu...
Pod wpływem impulsu Cole niecnie zdecyduje się wykorzystać Dianę do swoich planów, bo on potrzebuję żony, a ona mężczyzny, który zmieni jej wizerunek porzuconej kobiety, kobiety, która nie żyje zgodnie z ideałem promowanym swoim nazwiskiem, w swoim piśmie.
I ślub prawie pewny, bo Cole ma niezłego gadanego, a szampan potrafi rozluźnić każdego, o czym Cole ma pewność, więc wlewa w Dianę kieliszek za kieliszkiem
I nic już o treści nie rzeknę, nie ma potrzeby..
co kocham w tej książce?
na początek relacje rodzinne! Diana i jej druga rodzina i, och! wzruszają mnie bardzo..ona i Corey - cudowne siostry, choć nie łączy ich ani kropli krwi... przyszywana matka i dziadkowie i kolejny raz mam przyjemne dreszcze ..
potem to co łączy Dianę i Cole, gdy ona jest nastolatką..taki zalążek tego co będzie się działo za 15 lat..
a jak już w końcu, po latach się zeszli.. cóż...brzuch z wrażenia mnie boli, bo wszystko wydaje mi się takie autentyczne ..WIERZĘ IM! Nic tam nie jest udawane.
Cole
Kto jeszcze nie czytał "Fajerwerk" polecam bardzo.. Nie jest to taki typowy romans, mało w nim namiętności, ale relacje między bohaterami...cóż rzecz - to naprawdę robi wrażenie... Diana i Cole - nie można ich nie lubić, bo nie robią nic takiego, co może zdenerwować, wręcz przeciwnie...
Pewnym wstępem do „Fajerwerk” jest krótkie opowiadanie pani McNaught „Zlecenie” wydane u nas w antologii „Dary losu”, które opowiada historię Corey i Spenca słodkie to było i aż dziwni, że Spence miał żal do Cole'a za ślub z Dianą, skoro sam niezły łobuz był
Jednak uczciwie przyznaje, w kwestii „Zlecenia” nie jestem obiektywna, bo mam naprawdę mega sentyment do bohaterów, więc akceptuję to co McNaught wymyśliła z Corey i Spencerem...
W sumie intryga jest dość prosta… a wszystko pięknie opiera się na tej prostocie…
Jest sobie Diana Foster, którą rzucił nic niewart pajac Dan Penworth, i jest sobie Cole Harrison, facet, który jest genialnym finansistą, ale który ma opinię twardego przeciwnika, zimnego mężczyzny i w ogóle - raczej nikt go nie lubi. Cole pilnie musi się ożenić, bo jego jedyny bliski krewny wymusza na nim założenie rodziny, w przeciwnym razie przepisze swoje akcje, notabene, które zdobył dzięki inwestycjom Cole’a, na mniej chlubną gałąź swej rodziny... Calvin, cioteczny wuj wierzy, że tylko dzieci Cole'a mogą zapewnić jemu, Cal'owi nieśmiertelność, a że choruję łatwo mu manipulować ciotecznym siostrzeńcem...
I tak...przypadek..ona i on spotykają się na jednym balu - balu Białej Orchidei, ona stoi samotnie na balkonie i on do niej podchodzi... i mógłby być szok, że podchodzi, ale nic bardziej mylnego, bo Cole znał Dianę, a że minęło jakieś 15 lat od ich ostatniego spotkania, cóż...
…zawsze się bardzo lubili, umieli ze sobą rozmawiać - byli prawdziwymi przyjaciółmi! ba! ona się w nim kochała, on nie miał o tym zielonego pojęcia... I nie miał znaczenia, że Diana była panienką z dobrego domu, a Cole tylko przerzucał siano w stajni przyjaciół rodziny Fosterów.
I jest ten '96 rok poprzedniego stulecia i spotykają się znowu...
Pod wpływem impulsu Cole niecnie zdecyduje się wykorzystać Dianę do swoich planów, bo on potrzebuję żony, a ona mężczyzny, który zmieni jej wizerunek porzuconej kobiety, kobiety, która nie żyje zgodnie z ideałem promowanym swoim nazwiskiem, w swoim piśmie.
I ślub prawie pewny, bo Cole ma niezłego gadanego, a szampan potrafi rozluźnić każdego, o czym Cole ma pewność, więc wlewa w Dianę kieliszek za kieliszkiem
I nic już o treści nie rzeknę, nie ma potrzeby..
co kocham w tej książce?
na początek relacje rodzinne! Diana i jej druga rodzina i, och! wzruszają mnie bardzo..ona i Corey - cudowne siostry, choć nie łączy ich ani kropli krwi... przyszywana matka i dziadkowie i kolejny raz mam przyjemne dreszcze ..
potem to co łączy Dianę i Cole, gdy ona jest nastolatką..taki zalążek tego co będzie się działo za 15 lat..
a jak już w końcu, po latach się zeszli.. cóż...brzuch z wrażenia mnie boli, bo wszystko wydaje mi się takie autentyczne ..WIERZĘ IM! Nic tam nie jest udawane.
Cole
Spoiler:
Kto jeszcze nie czytał "Fajerwerk" polecam bardzo.. Nie jest to taki typowy romans, mało w nim namiętności, ale relacje między bohaterami...cóż rzecz - to naprawdę robi wrażenie... Diana i Cole - nie można ich nie lubić, bo nie robią nic takiego, co może zdenerwować, wręcz przeciwnie...
Pewnym wstępem do „Fajerwerk” jest krótkie opowiadanie pani McNaught „Zlecenie” wydane u nas w antologii „Dary losu”, które opowiada historię Corey i Spenca słodkie to było i aż dziwni, że Spence miał żal do Cole'a za ślub z Dianą, skoro sam niezły łobuz był
Jednak uczciwie przyznaje, w kwestii „Zlecenia” nie jestem obiektywna, bo mam naprawdę mega sentyment do bohaterów, więc akceptuję to co McNaught wymyśliła z Corey i Spencerem...