Strona 1 z 2

Fugly (cykl) - Mimi Jean Pamfiloff (Liberty)

PostNapisane: 13 marca 2016, o 17:23
przez Liberty
Fugly (Fugly, #1) Mimi Jean Pamfiloff

http://www.goodreads.com/book/show/26119524-fugly

Będą spoilery.

Lubię czasem poczytać romanse, których tematem, obok oczywiście miłości, jest wygląd. Wydawałoby się, że jest całkiem spory wybór takich romansów ale to dość złudne wrażenie. Jest trochę romansów o bohaterkach plus size (o bohaterach można zapomnieć), trochę o przeciętnych, z bliznami czy ogólnie mało atrakcyjnymi. Morze o bohaterkach, które myślą, że są brzydkie. I generalnie wszystkie realizują jeden schemat – w końcu bohaterka spotyka faceta, któremu podoba się taka jaka jest albo przechodzi mniej lub bardziej potrzebną metamorfozę, dzięki czemu i ona może w siebie uwierzyć. Jedne autorki robią to lepiej niż inne, ale generalnie wybór jest mały.
Tak więc zawsze szukam czegoś co może wnieść powiew świeżego powietrza do tematu. I Fugly pod wieloma względami takim powiewem jest.

Powieść zaczyna się bardzo mocną wręcz szokującą sceną, po której właściwie zastanawiałam się jak z tego w ogóle można zrobić romans, w który ktoś mógłby uwierzyć. Bo to współczesna historia Pięknej i Bestii a rebours i to tak cudnie poprowadzona, że nie mogę wyjść z podziwu.
Główna bohaterka – Lily Snow – zjawia się na rozmowie o wymarzonej pracy u człowieka, którego od lat podziwia. I z progu werbalnie dostaje w twarz.
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że dziewczyna może i ma piękne imię, ale twarzy już nie. I od początku autorka stawia sprawę jasno – Lily jest brzydka. Nie przeciętna, nie źle umalowana, tylko bardzo bardzo brzydka. I stara się o pracę w koncernie kosmetycznym, którego właścicielem jest piękny jak młody bóg. I tenże bóg jak łatwo jest się domyślić jest też nieprzeciętnym bydlakiem. Z progu odrzuca kandydaturę bohaterki, gdyż jej wygląd dosłownie go obrzydza. Powód tego obrzydzenia, to chyba właściwie jedyny moment, kiedy Pamfiloff idzie na skróty, ale chyba nie może inaczej bo wtedy w ten romans naprawdę byłoby trudno uwierzyć. Maxwell Cole ma fobię radośnie wyhodowaną przez szurniętą mamusię.
Tak więc bohaterka dostaje werbalnie w twarz, nie raz i nie dwa bo kolejne sceny między bohaterami są nie mniej mocne i brutalne. Szczęśliwie dla książki i czytelników autorka stworzyła naprawdę mocne postaci. I najpierw zachwyciła mnie Lily, żaden wiotki kwiatek, tylko ostra babka, która wie czego chce, umie po to sięgać i nawet przed szantażem się nie zawaha (wewnętrznie to może i tak ale nie da tego po sobie poznać). Jest ambitna, marzy by zostać prezesem swojej własnej firmy kosmetycznej (chociaż ta ostania scena....) i nie pozwala by wygląd stał jej na przeszkodzie. Ani Max, ani jego uprzedzenia, ani wymagania. On jej przywalił, ale ona też nie pozostała mu dłużna. Tu jest cios za cios, a nie chlipanie w poduszkę. Autorka posunęła się nawet dalej i Lily mimo że pogodzona jest ze swoim wyglądem, to mimo wszystko rozważa propozycję Maxwella by poddać się operacji plastycznej. To raczej rzadkie podejście w romansach, które na ogół propagują miłość do własnej osoby. Nawet mniej spotykana jest motywacja Lily. Ona nie myśli o operacji po to by spodobać się Maxwellowi czy innemu mężczyźnie, bo właściwie dość szybko okazuje się, że są mężczyźni, którzy uważają ją za atrakcyjną. Tutaj pojawia się dość realistyczne podejście do sprawy. We współczesnym świecie, zwłaszcza w świecie biznesu i showbiznesu uroda lub jej brak może stanowić poważny przyczynek do sukcesu lub porażki. Dla Lily a właściwie ludzi, z którymi przyjdzie jej pracować to zawsze będzie problem, coś co będzie hamować jej rozwój. I nie tylko dlatego, że ludzie są płytcy ale dla tego, że jak to wytkną jej Max, ona tak długo żyje jako osoba brzydka a tym sama mniej warta, że mimo kochającej rodziny i ciągłego powtarzania sobie, że jest osobą wartościową, wciąż ma co do tego wątpliwości. A te wątpliwości sprawiają, że choć sięga po to co chce, to tylko po niewiele tj. stało się w przypadku pracy u Maxa – aplikowała na stanowisko, do którego była przekwalifikowana. I ostatecznie te wątpliwości zaważą na jej związku z Maxem.
No i Max. Na początku było mi go strasznie trudno polubić. Bo co to w końcu za bohater, który ma fobię dotyczącą brzydkich ludzi i właściwie non stop dowala bohaterce. Z czasem jednak doceniłam tę jego brutalną szczerość (tak brutalnego w szczerości bohatera to moje oczy chyba nie widziały). Głównie dlatego, że to co wygłaszał zawierało więcej niż szczyptę prawdy. Poza tym jego postawa naprawdę pozwoliła Lily rozwinąć skrzydła, on poważnie stanowił trampolinę do tego by dziewczyna rozwijała się wewnętrznie. W łóżku też okazał się świetny, więc jakoś tam odkupił swe winy. No i oczywiście zakończenie, ale tego zdradzać nie będę. I olbrzymi plus dla autorki za to, że
Spoiler:


Z tego co wyczytałam na stronie Pamfiloff będzie kontynuacja i muszę przyznać, że jest to jeden z tych nielicznych przypadków kiedy to temat nie został wyczerpany i bardzo się cieszę, że to nie koniec.

......................................................................................................................................................................................
It's a fugly Life

http://www.goodreads.com/book/show/2900 ... fugly-life

Sporo czasu zajęło mi i przeczytanie i zrecenzowanie drugiej części serii. Z książkami, które nam się bardzo podobają często jest tak, że jak pisarz dopisze kontynuację, to nie spełnia ona oczekiwań wielbicieli części pierwszej. Niestety "It's a Fugly Life" nie tylko nie pełniło moich oczekiwań, lecz wręcz okazało się czymś z najgorszych koszmarów. Zawód to mało powiedziane.
Mogłabym się nie rozwodzić i napisać: ta książka nie ma plusów, wszystko w niej jest złe. Ale to trochę za mało przy tak negatywnej opinii.
A więc po kolei:
1. Styl i narracja - niechlujne, zrobione na odwal i jakby autorka czegoś się naćpała. Akcja skacze chaotycznie od jednej bezsensownej hiper emocjonalnej sceny do drugiej. Bez poszanowania dla jakiegokolwiek prawdopodobieństwa czasu, przestrzeni, psychologii postaci etc. "Moda na sukces" to przy tym pikuś.
2. Temat - romans do bani, motyw pięknej i bestii z pierwszej części poszedł w las i nadal ucieka (nie dziwię się), cała fantastyczna problematyka Fugly została zamieniona na szarpaninę między dwoma palantami i idiotką. Kocha jednego, a może drugiego, a może obu, a może żadnego, wyjdzie za mąż za pierwszego a może drugiego a może wcale; to samo z ciążą - jest w niej a może nie, a może jednak itd. itp. I to w formie trochę dłuższego opowiadania :zalamka:
3. Bohaterowie - totalna podmianka postaci. To nie są postaci z Fugly. To banda kretynów na emocjonalnych sterydach z najgorszej telenoweli, którym tylko nadano imiona z części pierwszej.
4. Sceny seksu - tak ważne i fantastycznie opisane w Fugly, tak uzupełniające problematykę tamtej książki zostały zamienione w taniego pornola, którego autorka wrzuca to tu, to tam, zupełnie nie widząc że mało jest prawdopodobne żeby komuś chciało się seksić w takim momencie, bo zwyczajnie nie ma nastroju a i emocjonalnie bohaterowie są zbyt rozbici. No ale alfa samiec warknie seksownie i blond idiotce majtki same spadają. A przecież nie spadały.

Nie wiem co się stało autorce. Trudno uwierzyć że jedna autorka mogła napisać tak dwie różne książki. Być może na fali sukcesu tomu pierwszego uznała, że napisze byle co i też będzie. W każdym razie ja z całego serca polecam Fugly, ale It's a Fugly Life radzę omijać szerokim łukiem bo to zgniłe jajo jakich mało.

PostNapisane: 13 marca 2016, o 18:25
przez Księżycowa Kawa
Brzmi to wielce intrygująco, wręcz jak coś innego.

PostNapisane: 13 marca 2016, o 18:38
przez Liberty
Znaczy się, generalnie to niby typowy romans biurowy z milionerem. Świeżość płynie z wypełnienia, z trochę innego podejścia do kwestii wyglądu, jego znaczenia w relacjach damsko-męskich i w w ogóle w świecie. No i kreacja bohaterów też fajna ;)

PostNapisane: 13 marca 2016, o 18:55
przez Księżycowa Kawa
Nieoczekiwanie to właśnie wydało mi się bardzo interesujące. Tej autorki czytałam jedną powieść i nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia, a ta aż kusi.
U Sandemo jeszcze bohaterki cudnie nie nabierały urody itp. :evillaugh:

PostNapisane: 13 marca 2016, o 19:05
przez Liberty
No faktycznie u Sandemo. Choć czy ona miała takie totalne brzydactwa?

PostNapisane: 13 marca 2016, o 19:32
przez Księżycowa Kawa
Szczegółów nie pamiętam, ale to tak właśnie odebrałam w przypadku Irja Mattiasdatter, nawet po latach było, że choć nieciekawie wyglądała itp., to nadrabiała charakterem. Chyba jeszcze były jakieś przeciętne i chyba było coś w Opowieściach

PostNapisane: 13 marca 2016, o 20:37
przez Duzzz
Czuję się zainteresowana :-D
Myślę, że to coś dla mnie :hyhy: Już mam nawet na to ochotę :hyhy:

PostNapisane: 13 marca 2016, o 20:55
przez LiaMort
Czytałam co innego tej pani ostatnio. ;)

PostNapisane: 14 marca 2016, o 00:46
przez Agrest
Co prawda poziom zainteresowania motywem szefa miliardera i jego sekretarki w wydaniu z ostatnich paru lat oscyluje u mnie w okolicach zera, no ale cóż, recenzja interesująca ;) Dodam sobie do alertu promocyjnego ;)

PostNapisane: 14 marca 2016, o 01:23
przez Księżycowa Kawa
Tyle że dobre wykonanie potrafi wiele zmienić.

PostNapisane: 14 marca 2016, o 09:32
przez Alias
Ciekawe czy autorce poprawił się warsztat, bo jedyna jej książka, którą czytałam, pod tym względem trochę zawodziła...

Liberty, zaspojleruj mi i powiedz czy bohaterka tylko rozważa operacje i zmiany w wyglądzie, ale ostatecznie się na nie nie decyduje. Chyba w tego typu historii chciałabym usłyszeć, że do końca pozostaje sobą...

PostNapisane: 14 marca 2016, o 12:39
przez Księżycowa Kawa
Mnie też to ciekawi, bo w tamtej dopiero na sam koniec tak trochę zaczęło...

PostNapisane: 14 marca 2016, o 22:51
przez Liberty
Spoiler:



Alias napisał(a):Chyba w tego typu historii chciałabym usłyszeć, że do końca pozostaje sobą...


No właśnie tę linię fabularną widzimy właściwie zawsze. Autorki wychodzą naprzeciw temu oczekiwaniu. Stąd bardzo mi się podoba Fugly, bo idzie w trochę inną stronę.

PostNapisane: 15 marca 2016, o 00:39
przez Alias
Mnie sie wydaje, że coraz rzadziej pozostają sobą...
Albo się odchudzają, albo zakładają fancy ciuszki i dążą do całkowitej zmiany wyglądu (wizerunku)... będąc pod presja otoczenia czy samego bohatera.
Dlaczego brzydula pozostając do końca brzydulą, nie może zdobyć wymarzonego stanowiska (pracy), miłości wymarzonego (i najlepiej pięknego :lol: ) faceta i nie będzie wieść wymarzonego, spełnionego życia...?

PostNapisane: 15 marca 2016, o 01:14
przez Księżycowa Kawa
To ostatnie raczej się nie zdarza, a mogłoby być ciekawe.

PostNapisane: 15 marca 2016, o 19:27
przez Roma
Ciekawe. Czytałam jej cykl o bogach majów i tez bardzo mi się podobał. Muszę sobie zapisać na listę.

PostNapisane: 16 marca 2016, o 00:06
przez Agrest
Księżycowa Kawa napisał(a):Tyle że dobre wykonanie potrafi wiele zmienić.


No to napisałam, że w tym wypadku czuję się zainteresowana ;) (choć po słowach Alias o jakości pisarstwa Pamiloff, jeśli znajdę chwilę czasu to przerzucę choć próbkę z Amazona najpierw).
A więc tak, wykonanie wiele może zmienić, ale bez mocnego i interesującego dla mnie wyróżnika, a najlepiej i wiarygodnej dla mnie rekomendacji, to ta półka mnie nie interesuje po prostu. Ale o miliarderce i jej sekretarzu to w sumie chętnie :P


Liberty, a nie wyszło słabo to przyspieszenie?
Spoiler:

PostNapisane: 16 marca 2016, o 00:19
przez Księżycowa Kawa
Jak trafi się okazja, to jestem skłonna dać szansę autorce, czy faktycznie dobrze poradziła sobie z tematem.

PostNapisane: 16 marca 2016, o 23:17
przez Liberty
Agrest napisał(a):
Księżycowa Kawa napisał(a):
Liberty, a nie wyszło słabo to przyspieszenie?
Spoiler:


No można to tak potraktować z tym, że buźka nie wyszła nieskazitelna no i wypadek też dość prawdopodobny choć
Spoiler:
.

No i dodam, że
Spoiler:

PostNapisane: 17 marca 2016, o 01:12
przez Fringilla
stare pytanie: jak wiele realizmu się oczekuje w romansach (i jak się go definiuje).

ja jeszcze parę lat temu pewnie bym podważyła "romansowość" książki, gdzie bohaterka na koniec jednak się poddaje zabiegowi.

Spoiler:

PostNapisane: 17 marca 2016, o 08:40
przez szuwarek
Alias napisał(a):Mnie sie wydaje, że coraz rzadziej pozostają sobą...
Albo się odchudzają, albo zakładają fancy ciuszki i dążą do całkowitej zmiany wyglądu (wizerunku)... będąc pod presja otoczenia czy samego bohatera.
Dlaczego brzydula pozostając do końca brzydulą, nie może zdobyć wymarzonego stanowiska (pracy), miłości wymarzonego (i najlepiej pięknego :lol: ) faceta i nie będzie wieść wymarzonego, spełnionego życia...?


bo prędzej wybacza się głupotę i wredotę niz brzydotę. Mnie to zawsze wkurza jak super mądra bohaterka musi być najpierw bezbarwna , wręcz brzydka, a potem nagle wkłada sukienkę, podcina włosy i bum : bohater u jej stóp..

Frin - ja z wiekiem oczekuje coraz mniej realizmu w romansach. To co uwielbiałam w wieku studiów teraz mnie denerwuje i wkurza... :hyhy:

PostNapisane: 17 marca 2016, o 20:06
przez Księżycowa Kawa
Wydaje mi się, że niekiedy gusta się zmieniają, ewentualnie chodzi o to, że czegoś za dużo się przeczytało.
Rozglądam się za tym tytułem :roll:

PostNapisane: 7 kwietnia 2016, o 02:32
przez Księżycowa Kawa
Zaczęłam i mogę stwierdzić, że takie historie to mogę czytać i to jeszcze jak! :smile:

Spoiler:

To naprawdę było zabójcze :rotfl: :hahaha:
:evillaugh:

PostNapisane: 9 kwietnia 2016, o 22:30
przez Liberty
O braciszku nie wspominałam. Pomyślałam, że jak ktoś się skusi to będzie miał miłą niespodziankę ;)

PostNapisane: 10 kwietnia 2016, o 00:01
przez Księżycowa Kawa
O tak, to była wielka niespodzianka, że z tego wszystkiego zapomniałam, co chciałam napisać :evillaugh: Wyszło rewelacyjnie :hahaha: