Strona 1 z 1

Rozstańmy się na rok - Taylor Jenkins Reid (rewela)

PostNapisane: 14 stycznia 2016, o 23:25
przez rewela
Nie wiem czy mówiąc o tej książce możemy wspominać o romansie, ale główni bohaterowie, gdzieś, kiedyś bardzo się kochali… przez ostatnich kilka lat to utracili, ale… wciąż, chcą do tego wrócić, więc to chyba jednak jakiś tam romans..
Książa mnie pochłonęła w całości i nie daje spokoju…
"Rozstańmy się na rok" Taylor Jenkins Reid. Chciałabym powiedzieć paskudna książka, nie czytać, nie dać się namówić na czytanie – cokolwiek! Ale.. kurcze! To nie tak.. Z samego opisu wiesz czego się spodziewać, wszystko jest totalnie przewidywalne, nic nie jest zaskoczeniem..a i tak czytasz.. ech..i nie możesz się od lektury oderwać…
Opis mówi:
”Zakochać się to najłatwiejsza część związku…
Przedtem:
11,5 roku temu Lauren i Ryan zakochali się bez pamięci.
9,5 roku temu pierwszy raz się pokłócili…
6 lat temu wzięli ślub.
A potem już tylko gorzej i gorzej.
Teraz:
Działają sobie na nerwy. Nie wytrzymują już ze sobą, ranią się, wrzeszczą.
Nie ufają sobie. Oskarżają się, że się nie rozumieją. Są coraz bardziej dalecy, osobni. Już nawet nie chcą się ranić. Przyszła obojętność, zmęczenie. I bezustanne pretensje, kłótnie…
Co się z nimi stało? Czy po prostu przestali się kochać? Ale skąd niechęć i agresja?
Wtedy Ryan proponuje, żeby rozstali się na rok. „Zobaczymy, jak to jest być bez siebie… Może rozłąka pozwoli nam spróbować znowu…”
Jest tylko jeden warunek: nie mogą się ze sobą kontaktować. Poza tym wolno im wszystko…”


Co napędza książkę? Relacje rodzinne głównej bohaterki! Bardzo jej, bohaterki, nie lubiłam, z każdą stroną coraz bardziej, a rodzinę? Wręcz przeciwnie :) Czasem matka Lauren doprowadzała mnie do szału, ale przede wszystkim zależało jej na dobru własnych dzieci. Siostra – Rachel, imponowała pewnością siebie, ta kobieta zdecydowanie wiedziała, czego chce! Babcię i brata, który miał być tym najmłodszym, tym najgłupszym, a okazał się w moim odczuciu najbardziej dojrzałym, polubiłam od pierwszej o nich wzmiance! O nich warto czytać, warto ich poznać!

Co przemawia totalnie na niekorzyść książki? Lauren! Jej męża chciałabym przytulić i pocieszyć, rozumiałam jego żal do niej. Z kolei żonę jego mogłabym udusić! To jak ona go traktowała? Dziwię się facetowi, że dał z nią radę tyle lat! Ona i jej roszczeniowa postawa! Wszystko musiało być tak jak chciała Lauren, zero kompromisów, a przecież wszyscy wiedzą, że to podstawa udanego związku!!!!! Dla przykładu jedna z rzeczy, które denerwowały naszą bohaterkę: (i wiem, jestem złośliwa, ale..trudno nie być) : Lauren pisze o tym w liście do swojego męża, że kanapa nie śmierdzi potem, bo jak jego nie ma, to nie ma nikogo kto po bieganiu kładł się na nią spocony, albo, w tym samym liście wspomina, że włosy łonowe trzeba strzyc… kurcze! Infantylne! Bez dwóch zdań! Już nie mówiąc, że naśmiewa się z seksu, który mieli! Kurcze! Naprawdę starałam się polubić Lauren, ale nie mogłam! Ona nie dała się lubić! głupia i tyle! A przecież ona skończyła psychologię!!!!! Chyba trochę powinna znać mężczyzn, prawda?! a już na pewno psychikę ludzką!! :zalamka:
Gdzieś tam, dalej w książce, cudowne mądrości bohaterce przekazała jej babka! "To, że potrafisz bez kogoś żyć, nie znaczy, że chcesz. " Wtedy między innymi L. zdaje sobie sprawę, że mąż coś dla niej znaczy, nieważne, że chwilę temu myślała, że będzie tą, która po roku niewidzenia powie, że nie chce dalej utrzymywać tego małżeństwa! To już nie miało dla niej znaczenie, a ja? Życzyłam jej najgorzej! Życzyłam jej, by została sama!
Spoiler:


Zapominając o tym co przed chwilą napisałam..
Przezywałam tę książkę – bardzo! Chodziłam po domu i ją komentowałam! Klęłam na bohaterkę, na sytuacje, na decyzje podejmowane przez bohaterów. A w dodatku męczyło mnie co by było, gdyby mój małżonek powiedział mi już mnie nie kocham i nie wie co dalej… czy mogłabym się zgodzić na taką roczną separację…
Tak, że… skoro książka dała mi do myślenie, to może jednak to nie był czas zmarnowany? Ech… Nie umiem do końca ocenić tej książki...

PostNapisane: 15 stycznia 2016, o 16:03
przez Szczypta_Kasi
Mam w planach. Ale jeszcze nie wiem czy od razu zacząć, czy poczekać na spokojniejsze dni. Po twojej recenzji chyba przełożę. Teraz potrzebuję czegoś na zrelaksowanie się, a nie pochłaniające mnie.

PostNapisane: 15 stycznia 2016, o 17:18
przez Dorotka
Od jakiegoś czasu przyglądałam się tej książce i miałam na nią ochotę, ale coś mnie powstrzymywało. Ale pewnie i tak ją przeczytam, bo zaciekawiłaś mnie, Rewelo. Czy mi się spodoba? Sama nie wiem :mysli: . Może nie..., a może jednak tak.... , ale przynajmniej wiem czego mam się spodziewać.

PostNapisane: 15 stycznia 2016, o 17:35
przez Janka
rewela napisał(a):Dla przykładu jedna z rzeczy, które denerwowały naszą bohaterkę: (i wiem, jestem złośliwa, ale..trudno nie być) : Lauren pisze o tym w liście do swojego męża, że kanapa nie śmierdzi potem, bo jak jego nie ma, to nie ma nikogo kto po bieganiu kładł się na nią spocony, albo, w tym samym liście wspomina, że włosy łonowe trzeba strzyc… kurcze! Infantylne! Bez dwóch zdań! Już nie mówiąc, że naśmiewa się z seksu, który mieli! Kurcze! Naprawdę starałam się polubić Lauren, ale nie mogłam! Ona nie dała się lubić! głupia i tyle! A przecież ona skończyła psychologię!!!!! Chyba trochę powinna znać mężczyzn, prawda?! a już na pewno psychikę ludzką!! :zalamka:

Ale może jej właśnie o to chodziło, żeby go do siebie całkiem zrazić, żeby nie chciał wrócić i żeby jej ułatwił tym decyzję o całkowitym rozstaniu?

A tak na marginesie, kanapa śmierdząca potem to nie jest kompromis, na który bym się zgodziła. Gdyby po bieganiu mój mąż nie miał siły się najpierw umyć i przebrać, to musiałoby na kanapie coś leżeć, co da się łatwiej wyprać niż cała kanapa. Kompromis działa w dwie strony. Mąż też musi się do pewnych spraw podporządkować i szanować zdanie drugiej strony.

PostNapisane: 16 stycznia 2016, o 00:14
przez rewela
Janko, nie wiem czy bohaterce zależało na zrażeniu męża do siebie, ona już to zrobiła dużo wcześniej.. :P
a tak a propos tej kanapy..pewnie też bym się zdenerwowała, gdyby moje kanapa śmierdziała potem :) ale jestem przekonana, że małżonek dobrze by wiedział, że coś jest nie w porządku :P w związku trzeba gadać! a bohaterka o tym zapomniała.. na usprawiedliwienie jest to, że prócz dziadków nie wiedziała co to znaczy być małżenstwem...

PostNapisane: 16 stycznia 2016, o 02:49
przez Janka
Rewelo, nie wiem, czy dobrze robię, ale postanowiłam też spróbować zapoznać się z tą książką.
Jak mi nie będzie szło, to rzucę bez żalu.

PostNapisane: 16 stycznia 2016, o 15:25
przez rewela
Kochana! kilka razy w czasie czytania chciałam rzucić książkę w kąt! nie na moje nerwy, aż w końcu i tak skończyłam.. a po wszystkim na pocieszenie "przeleciałam" Nie będę damą i już mi się lepiej zrobiło :P

ale Janko spróbuj poczytać, a nóż - widelec Tobie się spodoba :)

PostNapisane: 19 stycznia 2016, o 00:00
przez Lucy
Miałam to na tapecie ,ale skoro takie emocje wzbudza,to sobie na razie daruje. Głupie bohaterki mnie nerwują . :disgust:

PostNapisane: 19 stycznia 2016, o 22:49
przez Janka
Zaczęłam tego słuchać w wersji audio. Bardzo ładnie wchodzi, bo podoba mi się głos lektorki.
Na razie musiałam przerwać, ale jeszcze do niej wrócę.

PostNapisane: 22 stycznia 2016, o 17:57
przez Bombelek
Nie przepadam za tym rodzajem książek. Unikam ich. Są męczące i denerwujące.
Ta jednak jest inna. Autorka tak naprawdę prześlizgnęła się po temacie. Czyta się tak jak lubię: lekko, łatwo, przyjemnie i szybko.
Daleko temu jednak do romansu. Przez większość książki nasza para praktycznie w ogóle nie ma ze sobą kontaktów. Ale fajna jest cała otoczka.
Jednak jest jedna, bardzo irytująca rzecz: główna bohaterka. O matko, jak ja jej nie lubię! :krzyczy: Wredna, egoistyczna, zapatrzona w siebie! Głupia pi... :krzyczy:
Prawdę mówiąc, nie wiem czemu ten mąż wytrzymał z nią tyle czasu i
Spoiler:
Ale może to taki rodzaj symbiozy? Ona wszystko mu zarzucała, a on za wszystko brał winę na siebie. Zgodnie też ze sobą nie rozmawiali na ważne tematy.

PostNapisane: 22 stycznia 2016, o 21:41
przez rewela
Bombelek napisał(a):Jednak jest jedna, bardzo irytująca rzecz: główna bohaterka. O matko, jak ja jej nie lubię! :krzyczy: Wredna, egoistyczna, zapatrzona w siebie! Głupia pi... :krzyczy:
Prawdę mówiąc, nie wiem czemu ten mąż wytrzymał z nią tyle czasu i
Spoiler:
Ale może to taki rodzaj symbiozy? Ona wszystko mu zarzucała, a on za wszystko brał winę na siebie. Zgodnie też ze sobą nie rozmawiali na ważne tematy.


tego babsztyla - Lauren, naprawdę, nie można było polubić! fajnie, że nie jestem sama w moim antypatiach! ;) dzięki Bombelek :D

PostNapisane: 22 stycznia 2016, o 22:32
przez Bombelek
:paluszki: Dobrze, że były inne postacie, które ratowały sytuację. Babcia była boska :evillaugh: Brata nie dało się nie lubić, wspaniały był. Niby opisany na początku jako taki niedojrzały głupek, a tak naprawdę to on tam miał najwięcej rozumu. Niezdecydowanie matki trochę nie pasowało. Szkoda mi było siostry, jeśli chodzi o karierę wszystko szło ku lepszemu, ale uczuciowo... :smutny:

PostNapisane: 22 stycznia 2016, o 22:38
przez rewela
z Rach nie było tak źle! ona wiedziała czego chce, więc jej uczuciowe "NIC" nie było problemem! nie to było jej priorytetem :)
ale TAK! Babcia i braciszek są najlepsi z całej książki :D

PostNapisane: 22 stycznia 2016, o 23:29
przez Bombelek
No nie wiem właśnie czy do końca tak było. W jednej z kwestii powiedziała tak... że, no, smutno mi było z jej powodu.