Strona 1 z 1

Winning Ruby Heart - Jennifer Lohmann (Agrest)

PostNapisane: 5 grudnia 2015, o 20:52
przez Agrest
Winning Ruby Heart Jennifer Lohmann (Harlequin Superromance, 2014)

Obrazek

Już od jakiegoś czasu miałam Jennifer Lohmann na oku. Chyba gdzieś przeczytałam, że jest niezła, ale też wiedziałam, że bohaterka jej pierwszej książki, Reservations for Two, zakłada polską restaurację. Na Smart Bitches był nawet konkurs promocyjny tej książki i można było wygrać... dostawę pierogów (true story!). No, od pizzy z kiełbasą u Dixie Browning minęło już sporo czasu, a więc znów pora na polską kuchnię w Harlequinie ;) I tak sobie jakoś zakonotowałam, że muszę to kiedyś przeczytać. Tak jednak wyszło (czytaj: w niedawnej promocji HQ nie wszystkie ceny spadły w tym samym czasie), że przygodę z panią Lohmann zaczęłam od innej książki, czyli Winning Ruby Heart.

Pięć lat temu dziennikarz sportowy Micah Blackwell przeprowadził wywiad z tytułową Ruby Heart, złotą medalistką olimpijską w konkurencji biegów na średnim dystansie. To nie był taki zwykły wywiad – obnażył bowiem fakt, że Ruby stosowała niedozwolony doping (poprzez transfuzję krwi). Ta chwila stanowiła punkt zwrotny dla obojga bohaterów: dla Micaha stanowiła przepustkę do dalszej kariery w mediach, dla Ruby oznaczała hańbę i koniec kariery w sporcie. Odebrano jej złoty medal i dożywotnio zakazano udziału w konkurencjach olimpijskich. Czas dla Ruby jakby stanął w miejscu: nie tylko mieszka z rodzicami, z którymi łączą ją toksyczne więzy, ale nawet nie ma pracy, a co gorsza nadal nie wie, co mogłaby robić. Przez całą swoją wczesną młodość była stuprocentowo skupiona na sporcie i na sobie, co jej rodzice z całego serca popierali, a wręcz ją do tego zachęcali. Odcięta od sportu, nie wie co ze sobą zrobić – i w tych oczywistych, i tych mniej namacalnych sprawach.

Pewnego dnia, pięć lat po przełomowym wywiadzie, Micah robi relację z ulicznego maratonu i wyłapuje w tłumie biegaczy twarz Ruby. No tak, w konkurencjach olimpijskich nie może brać udziału, ale taki bieg nią nie jest, a kilkuletni zakaz udziału w innych zawodach sportowych właśnie minął. Zrobić materiał o powrocie zhańbionej Ruby do sportu? Dla Micaha to szansa, której nie może zaprzepaścić. Materiał o nieszczęsnej Ruby Heart może posłużyć mu do rozbicia kolejnego sufitu w medialnym światku. Postanawia więc doprowadzić do spotkania z Ruby, co, jak łatwo się domyślić, samej Ruby nieszczególnie odpowiada.

Właściwie w tym momencie spodziewałam się, ze zrozumiały antagonizm między Micahem a Ruby potrwa znacznie dłużej, zwłaszcza ze koniec jednego z pierwszych rozdziałów sugerował, ze celem Micaha jest pokazanie w swoim materiale, ze Ruby Heart nic się przez te lata nie zmieniła. Jednak jak się okazało, to był fałszywy trop. Co prawda Ruby i Micah nie zostali natychmiast przyjaciółmi od serca, ale też nie było w tej ich znajomości ukrytych motywów, planów zdrady czy zemsty.

Jedną sprawę trzeba wyjaśnić od razu. Ruby nie jest w tej książce przedstawiona jako wyrachowana oszustka bez serca, ale też nie ma momentu wielkiego aha!, który zmazałby jej winę. To nie jest książka o tym, że Micah odkrywa, jak to niesłusznie oskarżył Ruby o oszustwo, a teraz w swoim reportażu uniewinnia Ruby, która z kolei odzyskuje swój złoty medal. Nie jest to też książka o tym, że doping co prawda był, ale Ruby została w niego bezpośrednio wrobiona, nic o tym nie wiedziała, a transfuzje przeprowadzano na śpiąco. Ruby została do tego namówiona przez trenera, który lekceważąco twierdził, że 'wszyscy to robią' (za co trafił do więzienia). Przez zapatrzenie w swój cel i, co tu dużo gadać, egoizm, miała klapki na oczach i dała się omamić, kiedy obiecany efekt zgadzał się z jej ambicją. To było jej winą, a nie chęć oszustwa, ale to wciąż wina wystarczająco wielka, by trzeba było wziąć ją na klatę, wraz ze wszystkimi konsekwencjami i towarzyszącym jej wstydem. I Ruby tak właśnie robi. Nie patrzymy wraz z nią usprawiedliwiająco w przeszłość, ale w przyszłość, z pytaniami: co dalej? Jak długa może trwać kara? Czy należy się druga szansa? Godząc się na współpracę z Micahem, Ruby chce pokazać ludziom, że może już czas na nowy początek.

Oczywiście nic nie przychodzi łatwo. Ruby musi odciąć się od rodziców finansowo i emocjonalnie, a szczególnie to drugie nie będzie przyjemne. Musi stawić czoła opinii publicznej, w tym druzgocącej internetowej krytyce. Musi też – mówiąc górnolotnie – odnaleźć cel w życiu. W niektórych sprawach jej się uda i będzie triumfować, inne w samej książce nie zostaną zwieńczone happy endem i możemy jedynie spekulować, jak dalej potoczą się pewne wątki.

No i w końcu (bo przecież to romans!) musi Ruby zmierzyć się z uczuciem, jakie rodzi się pomiędzy nią a Micahem. Przy tak trudnej historii poznania ciężko tak od razu paść sobie w ramiona, nawet jeśli fizyczne pożądanie buzuje między nimi właściwie od początku. A jak już się w te ramiona padnie to taki romans wydaje się być dość istotnym konfliktem interesów dla wysoko celującego dziennikarza. Afera, która wybuchnie po wyjściu ich romansu na światło dzienne, będzie swego rodzaju sprawdzianem dla uczucia Ruby i Micaha – momentem trudnym, ale i przełomowym.

Tu parę słów o Micahu, może trochę późno, ale celowo tak: tak się składa, że Micah jest sparaliżowany i porusza się na wózku. Zazwyczaj w romansie taka niepełnosprawność jest centralnym punktem fabuły, często jest czymś świeżym, stanowi duży problem, a uporanie się z nim następuje z pomocą tej drugiej osoby w związku. Nie tutaj. Micah jest już dziesięć lat po wypadku na futbolowym boisku i dawno uporał się z tym, jak zmieniło się jego życie, a Ruby naturalnie nie miała w tym żadnego udziału, bo nawet się wówczas nie znali. Oczywiście niepełnosprawność ma wpływ na jego życie zawodowe i prywatne (tu choćby w sferze seksualnej), ale nie jest siłą napędową książki. Nikt tu nikogo nie wyciąga z czarnej powypadkowej dziury, nikt nie łka, że jest niegodny i kto by go zechciał. To coś nowego i mile odmiennego.

(Trochę wychodzi więc na to, że w tej książce równie ważne jak to, o czym jest, jest to, o czy nie jest... Bywa i tak!)

Nie przepadam za wsadzaniem książek do szufladki „nie dla każdego” (bo co niby jest dla każdego?), ale ponieważ wiem jak niektórzy oceniają romanse, napiszę po prostu tak: jeśli należycie do grona czytelniczek, dla których bohaterka mogłaby nie istnieć i w gruncie rzeczy jest tylko wymówką dla zaistnienia bohatera, to prawdopodobnie możecie sobie Winning Ruby Heart odpuścić. To fajny romans z fajnym męskim bohaterem, ale wydaje mi się, że ta książka jest przede wszystkim o Ruby, która w dodatku święta nie jest – popełniała błędy w przeszłości, popełnia błędy w trakcie akcji książki. Jeśli trudno wam w swojej sympatii wyjść poza typ pyskatej guwernantki, jest spore ryzyko, że Ruby nie przypadnie wam do gustu. Natomiast jeżeli postacie kobiece są dla was w romansie istotne, jeśli szukacie ciekawych bohaterek i niełatwych problemów przed nimi postawionych – to może być lektura właśnie dla was.

A tak poza tym, to po prostu niezła książka o ciekawych, całkiem realistycznie napisanych postaciach. Nie jest kolejną identyczną odsłoną spranych motywów romansowych – ja w każdym razie nie przypominam sobie ani takiego wątku sportowego, ani takiego ujęcia paraplegii. Warto sięgnąć.


Goodreads
Amazon

PostNapisane: 5 grudnia 2015, o 21:00
przez szuwarek
rany, strasznie ciekawa fabuła. Bo nie zapowiada romansu...

PostNapisane: 6 grudnia 2015, o 10:39
przez Agrest
Tak bywa ciekawie ;)

PostNapisane: 6 grudnia 2015, o 17:00
przez Viperina
Bardzo ciekawa i zachęcająca recenzja, aż szkoda, że niestety wyszło to tylko po angielsku...

PostNapisane: 6 grudnia 2015, o 20:11
przez Liberty
Ta książka leży u mnie od jakiegoś czasu i czeka na swoją kolej. Ale po takiej recenzji chyba przesunę ją na jakąś pozycję z tych "jak najszybciej przeczytać" :mysli:

PostNapisane: 7 grudnia 2015, o 03:47
przez Księżycowa Kawa
Wprawdzie sportowcy mnie nie interesują, ale po takiej recenzji mogłabym przeczytać.

PostNapisane: 7 grudnia 2015, o 09:36
przez Agrest
Cieszę się, że udało mi się zachęcić ;)

Vip, ja i tak mam duże opory przed polecaniem harlekinów w wersjach innych niż oryginalna, wiedząc że z zasady w tłumaczeniu są skracane... No chyba że w twoich językach to się nie dzieje ;)

PostNapisane: 7 grudnia 2015, o 09:42
przez Viperina
A to zależy, historyków nie skracają, co do współczesnych przyznam, że nie wiem, bo chyba nie czytałam nic.

PostNapisane: 8 grudnia 2015, o 01:28
przez Księżycowa Kawa
Tak, gdyby jeszcze ktoś rozdawał czas na czytanie :wink: