Biorę sobie ciebie - Eliza Kennedy (Dorotka)
Napisane: 6 lipca 2015, o 17:58
"Biorę sobie ciebie" Eliza Kennedy
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
tłumaczenie Alina Siewior-Kuś
tytuł oryginału I Take You
data wydania 9 czerwca 2015
liczba stron 448
OPIS:
Błyskotliwie napisany, niewiarygodnie dowcipny debiut, od którego nie można się oderwać, z jedną z najbardziej przekonujących i żywiołowych narratorek od czasu Bridget Jones!
Poznajcie Lily Widler – mieszkankę Nowego Jorku, prawniczkę i przyszłą pannę młodą. Ma wymarzoną pracę, wspaniałych przyjaciół, rodzinę złożoną z charyzmatycznych i kochających kobiet, a także idealnego narzeczonego.
Co jeszcze? Nie ma żadnego racjonalnego powodu, żeby wychodzić za mąż.
Will, narzeczony Lily, jest błyskotliwym przystojnym archeologiem. Lily jest pyskata, impulsywna, chętnie wypija drinka (albo pięć) i absolutnie nie potrafi dochować wierności jednemu mężczyźnie. Lubi Willa, ale czy go kocha? Will kocha Lily, ale czy naprawdę ją zna? Zbliża się termin ślubu, a noce – i poranki, i popołudnia – które Lily spędza na piciu, zabawie i podejmowaniu wątpliwych decyzji, coraz dobitniej dowodzą, że najszczęśliwszy dzień jej życia może się okazać największym błędem, jaki dotąd popełniła.
Lily Widler to młoda prawniczka, która lada moment ma wyjść za mąż, a ponieważ sama jest pokręcona jak przysłowiowe Bolka trampki, to i całe jej życie takie jest, a co za tym idzie również jej ślub, jej narzeczony, jej ojciec, jej matka, jej babka, jej dwie macochy, a także jej przyjaciółki, a nawet Mattie - organizatorka jej ślubu. Cała ta historia jest mega pokręcona. "Biorę sobie ciebie" to nie jest słodka i romantyczna historyjka o tym, jak to cudownie wychodzi się za mąż, o nie. "Biorę sobie ciebie" to jest..... nie, tego wam nie zdradzę, bo popsułabym wam przyjemność z czytania.
Narzeczony Lily - Will to niemal chodzący ideał - przystojny, inteligentny, odnoszący sukcesy w pracy archeolog, a co najważniejsze zakochany w Lily po uszy.
Za to Lily to kompletnie postrzelona dziewczyna, która ma bzika na punkcie swojej pracy [uwielbia ją], alkoholu [pije przy każdej okazji i bez okazji też, a potem wyczynia mnóstwo głupich rzeczy] i seksu [idzie do łózka z każdym, kto jej się akurat w stosownym momencie nawinie]. Sama o sobie mówi tak: "Jestem skomplikowana, wewnętrznie sprzeczna, pokręcona i niekonsekwentna". Poznajemy tę parę na tydzień przed ich ślubem, kiedy oboje, wraz ze swoimi rodzinami i przyjaciółmi, stawiają się w rodzinnym miasteczku Lily na Florydzie. Will wydaje się być spokojny, za to Lily przeżywa prawdziwą burzę zwątpienia, dylematów i wyrzutów sumienia, czy aby na pewno dobrze robi wychodząc za niego za mąż, szczególnie, że jej matka, babka i obie macochy zgodnie twierdzą, że jak najszybciej powinna zerwać te zaręczyny. Tu macie próbkę - główna bohaterka przyprowadziła swego przyszłego męża na spotkanie z matką, dwiema macochami i babką - narzeczony widzi je pierwszy raz [rozmawiają o ojcu Lily]:
- "Aktualnie Henry jest żonaty z Jekateriną - mówi Ana [jego żona numer 2].- Panna młoda za zaliczeniem pocztowym.
- Nie bądź okrutna - wtrąca się Jane [żona numer3] - Wiesz przecież, że dopłacił za DHL.
Śmieją się.
-Trina jest słodziutka - mówię Willowi.
-I trzy lata młodsza od ciebie - woła Ana.
- Poznałeś Henry,ego, Will? - pyta mama.
- Jeszcze nie. Trochę się denerwuję. Jakieś rady?
- Nie rywalizuj z nim w piciu - zaczyna Ana. - Przegrasz.
- Nie daj się zwieść jego brytyjskiemu akcentowi - dorzuca swoje babcia. - Jest głupi jak but.
Mama, Jane i Ana spoglądają jedna na drugą i wybuchają śmiechem.
- Świetnie się między wami układa - Will nie kryje zdziwienia. - Aż trudno uwierzyć.
- Zanim mogłyśmy nazwać się siostrami, musiałyśmy użyć sporo innych określeń - odzywa się Ana.
- Przed śmiechem przychodzą łzy - mówi mama.
- I pozwy do sądu - przypomina Jane.
- Zakaz zbliżania się - dodaje Ana - operacje plastyczne.
Mama się uśmiecha.
- Teraz jesteśmy jedną wielką, szczęśliwą rodziną. "
A tu drugi fragment - Will poszedł już sobie, a matka, dwie macochy i babka przeprowadzają z główną bohaterką poważną rozmowę:
- "Kochamy cię złotko. Wiesz o tym.
- Ale w gruncie rzeczy nie jesteś materiałem na żonę, prawda?
Muszę się roześmiać.
- Mówicie poważnie? Wykład o małżeństwie robi mi banda rozwódek?
- A kto lepiej się na tym zna? - replikuje Jane.
- Will sprawia wrażenie bardzo miłego młodzieńca - zaczyna babcia.
- Jest czarujący - dodaje Jane. - Oraz normalny.
- Zupełnie nie dla ciebie - podsumowuje Ana.
- Jezu, dzięki.
- Nie, nie, nie! Nie to mamy na myśli. Rzecz w tym...- mama szuka odpowiednich słów. - Rzecz w tym, że jesteś takim wolnym duchem.
- Żywym srebrem - podpowiada Ana.
- Bezwstydną dziwką - mówi Jane.
Pozostałe patrzą na nią z oburzeniem.
- Naprawdę nie widzę sensu, żeby owijać w bawełnę".
Są też przyszli teściowie, którym Lily nie przypadła do gustu, ale nie ma się co dziwić skoro ich przyszła synowa na spotkaniu zapoznawczym zachowała się jak skończona idiotka.
I jest jeszcze przesłuchanie ważnego, ale wyjątkowo ograniczonego świadka w wyjątkowo ważnym procesie o wielomiliardowe odszkodowanie, w które Lily zostaje wrobiona. Opis tego przesłuchania to po prostu cud, miód i orzeszki. Prawie posikałam się ze śmiechu.
Jakie są moje wrażenia po przeczytaniu tej książki? Ano jak najbardziej pozytywne, choć od razu zaznaczam, że ta książka nie każdemu może się spodobać. Bo co tu dużo gadać, ona jest mocno specyficzna, a nawet porąbana i dlatego dla amatorów typowych komedii romantycznych może być ciężkostrawna. Ale ja bawiłam się przy niej świetnie. Główna bohaterka chwilami mocno mnie wkurzała swoim niezdecydowaniem, fochami i beztroską graniczącą momentami z głupotą, ale ona taka właśnie ma być. Szurnięta i tyle. Za to jej babcia ... przezabawna postać, chyba najfajniejsza z całej książki. Macochy i mamuśka też były niezłe. Jej najlepsza przyjaciółka Freddy również. Jest jeszcze Mattie - organizatorka jej ślubu, starsza pani z zanikami pamięci, która miewa naprawdę dziwaczne pomysły.
"Biorę sobie ciebie" to historia lekko przerysowana, ironiczna, pokazująca nam, że każdy z nas ma swoje tajemnice i że nie da się tak do końca poznać tej drugiej osoby, z którą chcemy ułożyć sobie życie, bo najczęściej widzimy to, co chcemy zobaczyć, a nie rzeczywisty obraz. Znajdziemy tu również wiele życiowych rad, w które warto się wczytać.
Czy Lily wyjdzie za Willa?
Czy Will odkryje jej tajemnice?
I co wtedy zrobi? Czy wówczas czymś ją zaskoczy?
Czy ich związek okaże się jedną wielką katastrofą?
I co zrobi Lily podczas ważnego przesłuchania, skoro jej klient, to wyjątkowy kretyn, który zachowuje się tak jakby swoimi zeznaniami chciał pogrążyć siebie, swoją firmę i zniszczyć karierę Lily, szczególnie, że ma go przesłuchiwać jeden z najlepszych adwokatów - Daniel Kostova, a on nigdy nie przegrywa?
Jeśli chcecie się tego dowiedzieć, to przeczytajcie tę książkę. Ja uważam, że warto.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
tłumaczenie Alina Siewior-Kuś
tytuł oryginału I Take You
data wydania 9 czerwca 2015
liczba stron 448
OPIS:
Błyskotliwie napisany, niewiarygodnie dowcipny debiut, od którego nie można się oderwać, z jedną z najbardziej przekonujących i żywiołowych narratorek od czasu Bridget Jones!
Poznajcie Lily Widler – mieszkankę Nowego Jorku, prawniczkę i przyszłą pannę młodą. Ma wymarzoną pracę, wspaniałych przyjaciół, rodzinę złożoną z charyzmatycznych i kochających kobiet, a także idealnego narzeczonego.
Co jeszcze? Nie ma żadnego racjonalnego powodu, żeby wychodzić za mąż.
Will, narzeczony Lily, jest błyskotliwym przystojnym archeologiem. Lily jest pyskata, impulsywna, chętnie wypija drinka (albo pięć) i absolutnie nie potrafi dochować wierności jednemu mężczyźnie. Lubi Willa, ale czy go kocha? Will kocha Lily, ale czy naprawdę ją zna? Zbliża się termin ślubu, a noce – i poranki, i popołudnia – które Lily spędza na piciu, zabawie i podejmowaniu wątpliwych decyzji, coraz dobitniej dowodzą, że najszczęśliwszy dzień jej życia może się okazać największym błędem, jaki dotąd popełniła.
Lily Widler to młoda prawniczka, która lada moment ma wyjść za mąż, a ponieważ sama jest pokręcona jak przysłowiowe Bolka trampki, to i całe jej życie takie jest, a co za tym idzie również jej ślub, jej narzeczony, jej ojciec, jej matka, jej babka, jej dwie macochy, a także jej przyjaciółki, a nawet Mattie - organizatorka jej ślubu. Cała ta historia jest mega pokręcona. "Biorę sobie ciebie" to nie jest słodka i romantyczna historyjka o tym, jak to cudownie wychodzi się za mąż, o nie. "Biorę sobie ciebie" to jest..... nie, tego wam nie zdradzę, bo popsułabym wam przyjemność z czytania.
Narzeczony Lily - Will to niemal chodzący ideał - przystojny, inteligentny, odnoszący sukcesy w pracy archeolog, a co najważniejsze zakochany w Lily po uszy.
Za to Lily to kompletnie postrzelona dziewczyna, która ma bzika na punkcie swojej pracy [uwielbia ją], alkoholu [pije przy każdej okazji i bez okazji też, a potem wyczynia mnóstwo głupich rzeczy] i seksu [idzie do łózka z każdym, kto jej się akurat w stosownym momencie nawinie]. Sama o sobie mówi tak: "Jestem skomplikowana, wewnętrznie sprzeczna, pokręcona i niekonsekwentna". Poznajemy tę parę na tydzień przed ich ślubem, kiedy oboje, wraz ze swoimi rodzinami i przyjaciółmi, stawiają się w rodzinnym miasteczku Lily na Florydzie. Will wydaje się być spokojny, za to Lily przeżywa prawdziwą burzę zwątpienia, dylematów i wyrzutów sumienia, czy aby na pewno dobrze robi wychodząc za niego za mąż, szczególnie, że jej matka, babka i obie macochy zgodnie twierdzą, że jak najszybciej powinna zerwać te zaręczyny. Tu macie próbkę - główna bohaterka przyprowadziła swego przyszłego męża na spotkanie z matką, dwiema macochami i babką - narzeczony widzi je pierwszy raz [rozmawiają o ojcu Lily]:
- "Aktualnie Henry jest żonaty z Jekateriną - mówi Ana [jego żona numer 2].- Panna młoda za zaliczeniem pocztowym.
- Nie bądź okrutna - wtrąca się Jane [żona numer3] - Wiesz przecież, że dopłacił za DHL.
Śmieją się.
-Trina jest słodziutka - mówię Willowi.
-I trzy lata młodsza od ciebie - woła Ana.
- Poznałeś Henry,ego, Will? - pyta mama.
- Jeszcze nie. Trochę się denerwuję. Jakieś rady?
- Nie rywalizuj z nim w piciu - zaczyna Ana. - Przegrasz.
- Nie daj się zwieść jego brytyjskiemu akcentowi - dorzuca swoje babcia. - Jest głupi jak but.
Mama, Jane i Ana spoglądają jedna na drugą i wybuchają śmiechem.
- Świetnie się między wami układa - Will nie kryje zdziwienia. - Aż trudno uwierzyć.
- Zanim mogłyśmy nazwać się siostrami, musiałyśmy użyć sporo innych określeń - odzywa się Ana.
- Przed śmiechem przychodzą łzy - mówi mama.
- I pozwy do sądu - przypomina Jane.
- Zakaz zbliżania się - dodaje Ana - operacje plastyczne.
Mama się uśmiecha.
- Teraz jesteśmy jedną wielką, szczęśliwą rodziną. "
A tu drugi fragment - Will poszedł już sobie, a matka, dwie macochy i babka przeprowadzają z główną bohaterką poważną rozmowę:
- "Kochamy cię złotko. Wiesz o tym.
- Ale w gruncie rzeczy nie jesteś materiałem na żonę, prawda?
Muszę się roześmiać.
- Mówicie poważnie? Wykład o małżeństwie robi mi banda rozwódek?
- A kto lepiej się na tym zna? - replikuje Jane.
- Will sprawia wrażenie bardzo miłego młodzieńca - zaczyna babcia.
- Jest czarujący - dodaje Jane. - Oraz normalny.
- Zupełnie nie dla ciebie - podsumowuje Ana.
- Jezu, dzięki.
- Nie, nie, nie! Nie to mamy na myśli. Rzecz w tym...- mama szuka odpowiednich słów. - Rzecz w tym, że jesteś takim wolnym duchem.
- Żywym srebrem - podpowiada Ana.
- Bezwstydną dziwką - mówi Jane.
Pozostałe patrzą na nią z oburzeniem.
- Naprawdę nie widzę sensu, żeby owijać w bawełnę".
Są też przyszli teściowie, którym Lily nie przypadła do gustu, ale nie ma się co dziwić skoro ich przyszła synowa na spotkaniu zapoznawczym zachowała się jak skończona idiotka.
I jest jeszcze przesłuchanie ważnego, ale wyjątkowo ograniczonego świadka w wyjątkowo ważnym procesie o wielomiliardowe odszkodowanie, w które Lily zostaje wrobiona. Opis tego przesłuchania to po prostu cud, miód i orzeszki. Prawie posikałam się ze śmiechu.
Jakie są moje wrażenia po przeczytaniu tej książki? Ano jak najbardziej pozytywne, choć od razu zaznaczam, że ta książka nie każdemu może się spodobać. Bo co tu dużo gadać, ona jest mocno specyficzna, a nawet porąbana i dlatego dla amatorów typowych komedii romantycznych może być ciężkostrawna. Ale ja bawiłam się przy niej świetnie. Główna bohaterka chwilami mocno mnie wkurzała swoim niezdecydowaniem, fochami i beztroską graniczącą momentami z głupotą, ale ona taka właśnie ma być. Szurnięta i tyle. Za to jej babcia ... przezabawna postać, chyba najfajniejsza z całej książki. Macochy i mamuśka też były niezłe. Jej najlepsza przyjaciółka Freddy również. Jest jeszcze Mattie - organizatorka jej ślubu, starsza pani z zanikami pamięci, która miewa naprawdę dziwaczne pomysły.
"Biorę sobie ciebie" to historia lekko przerysowana, ironiczna, pokazująca nam, że każdy z nas ma swoje tajemnice i że nie da się tak do końca poznać tej drugiej osoby, z którą chcemy ułożyć sobie życie, bo najczęściej widzimy to, co chcemy zobaczyć, a nie rzeczywisty obraz. Znajdziemy tu również wiele życiowych rad, w które warto się wczytać.
Czy Lily wyjdzie za Willa?
Czy Will odkryje jej tajemnice?
I co wtedy zrobi? Czy wówczas czymś ją zaskoczy?
Czy ich związek okaże się jedną wielką katastrofą?
I co zrobi Lily podczas ważnego przesłuchania, skoro jej klient, to wyjątkowy kretyn, który zachowuje się tak jakby swoimi zeznaniami chciał pogrążyć siebie, swoją firmę i zniszczyć karierę Lily, szczególnie, że ma go przesłuchiwać jeden z najlepszych adwokatów - Daniel Kostova, a on nigdy nie przegrywa?
Jeśli chcecie się tego dowiedzieć, to przeczytajcie tę książkę. Ja uważam, że warto.