Strona 1 z 1

Słomiana wdowa - Iwona Czarkowska (Księżycowa Kawa)

PostNapisane: 7 czerwca 2015, o 14:50
przez Księżycowa Kawa
Obrazek Obrazek

Współczesna opowieść o nieokrzesanej miłości, która przekracza, także dosłownie, wszelkie granice. To także historia lekkomyślnej kobiety, która w niezwykle urokliwy sposób uświadamia nam, iż nasze słabostki to de facto przymioty, gdyż dzięki nim jesteśmy wyjątkowi, unikatowi.

Książka opowiada przygody Zuzanny Roszkowskiej – agentki nieruchomości i świeżo upieczonej żony młodego ambitnego lekarza – Michała. Jest to zarazem opowieść o namiętnej miłości młodego małżeństwa, które tę miłość wystawia na próbę. Problemy finansowe w dobie kryzysu ekonomicznego (temat najzupełniej aktualny!) zmuszają parę do chwilowego rozstania. Michał przyjmuje posadę w szpitalu na Wyspach Brytyjskich. Od tego momentu życie słomianej wdowy staje się iście wywrotowe. Nieokrzesana Zu nieustannie wpada w tarapaty, usiłując rozwikłać zagadkę rodziny Kowalów i poznać historię zakładu pogrzebowego Zielony Karawan. Pragnie pomóc sympatycznym staruszkom w anulowaniu opłat z tytułu dziedziczenia kamienicy obciążonej hipoteką. Kluczem do rozwikłania tajemnicy jest stara fotografia z rodzinnego albumu. Uzbrojona w swój urok osobisty agentka Zu rozpoczyna prywatne śledztwo…



Naszło mnie, aby napisać kilka słów o „Słomianej wdowie” w celu podzielenia się opinią, a także między innymi dlatego, że ta powieść nie brzmi jak specyficzna kalka czegoś znanego, ani nie wydaje się monotonna na tle wielu polskich książek, które miałam okazję czytać, lecz właśnie inna. To mi się podoba. A nuż, może ktoś jeszcze się skusi i zechce ze mną porównać wrażenia. Poza tym dotychczas nie słyszałam zbyt wiele na ten temat ani o tej autorce, czyli o Iwonie Czarkowskiej, przez co uważam, że to należy naprawić. No i było zabawnie podczas lektury, wręcz śmiesznie, co w jakiś sposób mnie zaskoczyło.

Spoiler:


Już w chwili, gdy na początku przedstawiono listę występujących osób w tej historii, skojarzył mi się pozytywnie i nic nie zmyło tego wrażenia. Powieść składa się z krótkich rozdziałów, które w pierwszym momencie zdają się dość tajemniczo zatytułowane, ale w ostateczności całkiem nieźle obrazują całą sytuację. Ogólnie rzecz ujmując, każdy z nich tworzy swoistą anegdotę, choć jako całość treść jest niezbyt spójna, ale jakoś niespecjalnie to mi przeszkadzało, czy też nie rzucało się nadmiernie w oczy. Dobrze to się czyta jako całość, a także fragmentami, gdy miało się tylko chwilkę.

Bohaterką jest Zuzanna Roszkowska, która jest wyjątkowo roztrzepaną i niefrasobliwą osobą w swoim postępowaniu. Po prostu postrzelona na maksa. Zwykle nie przepadam za takimi bohaterkami, tyle że w tej powieści to wydawało się jak najbardziej w porządku, gdyż ją ubarwiało. Aczkolwiek pozostaje dla mnie prawdziwą zagadką, co właściwie widział w niej jej mąż, bo jakby nie było, nic nie wskazywało, że to jakoś mu szczególnie przeszkadza charakterek żony. Chociażby to, że nie potrafiła gotować to było pół biedy, jako że potrafiła włączyć czajnik bez wody. Opłacenie rachunków również przerastało jej możliwości, a miała tylko podać sumę, gdyż dyspozycję sam wydał. I tak dalej. Stąd też, Michał co jakiś czas przyjeżdżał z Londynu, aby ją ratować. Względnie gdy życzliwi sąsiedzi donieśli mu o tym i owym. Wydawał się przy tym całkiem zadowolony z zaistniałej sytuacji, gdyż nie narzekał. Tylko czasem łapał się za głowę. I druga rzecz, która mnie zastanawia, czyli jak Zuzannie udało się przetrwać, nie stając się ofiarą teorii ewolucji Darwina. To chyba jakiś cud. I mimo wszystko nie budzi moich niechęci, lecz nawet odrobinę sympatii. Prawdopodobnie dlatego, że odbyło się bez nadmiernego rozpisywania się na ten temat.

Dodatkowo przy tym, z reguły natykam się na trudne albo beznadziejne teściowe, a tutaj trafia się wyjątek od reguły. Zresztą kobieta od samego początku zwraca na siebie uwagę, gdy z nogą w gipsie w ramach rehabilitacji wspina się na siódme piętro. Siostra Zuzanny, Baśka, również stanowi niezłe indywiduum. W zasadzie reszcie także niczego nie brakuje pod tym względem.

Wprawdzie historia „Słomianej wdowy” zaczyna się od ślubu, lecz nie określiłabym tego mianem romansu, dla mnie bardziej to jest obyczajówka o mocnym zabarwieniu komediowym z połączeniem chick-litu. Przynajmniej tak mi się skojarzyło i tak już pozostało. Choć w gruncie rzeczy książka Iwony Czarkowskiej nie wnosi niczego nowego, gdyż przede wszystkim opiera się na scenkach ze zwykłego życia, lecz zostało to przedstawione krótko oraz odpowiednio zabawnie, przez co wyszło naturalnie i niewymuszenie. No i nie brakuje tutaj zwariowanych sytuacji.

To moja druga książka tej autorki, lecz na pewno nie ostatnia. Tym bardziej, że istnieje druga część przygód Zuzanny Roszkowskiej – jestem wielce ciekawa, do czego się tam posunie, to znaczy: na co wpadnie.

Wobec tego zgłasza się ktoś chętny i zainteresowany?

PostNapisane: 7 czerwca 2015, o 15:43
przez Dorotka
Czytałam już jakiś czas temu, ale mnie nie porwała i dlatego do następnych pozycji tej autorki podchodzę z pewnym dystansem. "Słomiana wdowa" nie była zła, tylko taka zwyczajna. Nic mnie w niej nie zachwyciło, ani fabuła, ani humor, ani strona romantyczna, której prawie nie było, a której się spodziewałam. Główna bohaterka była irytująca i nie udało mi się jej polubić. Ale to tylko moje zdanie, wam może ta powieść przypaść do gustu.

PostNapisane: 8 czerwca 2015, o 17:39
przez Księżycowa Kawa
A mnie dziwiło, że Zuzanna mnie nie irytuje, bo powinna :hyhy: Jak dla mnie największą zaletą jest humor, który jakoś do mnie przemawia.

PostNapisane: 8 czerwca 2015, o 17:54
przez Dorotka
I to jest najlepszy przykład na to, że każdemu co innego może się podobać. Mnie ta książka rozczarowała, choć może to wina opisu, bo przyznam, że spodziewałam się czegoś, co mogłabym po przeczytaniu określić jednym wielkim łaaał. Niestety opisy często wprowadzają w błąd, a także rekomendacje różnych sławnych i ważnych osób, które firmują swoim nazwiskiem daną pozycję. A może po prostu chwilę wcześniej czytałam coś naprawdę świetnego i dlatego "Słomiana wdowa" wydała mi się taka sobie? A może w tamtym czasie miałam fazę na coś mega romantycznego albo super zabawnego i dlatego poczułam się zawiedziona? :bezradny:

PostNapisane: 8 czerwca 2015, o 18:11
przez Księżycowa Kawa
Nie czytałam opisu wcześniej, ale na tej okładce z nogami jest trochę lepszy – taki bardziej ogólny. Poza tym po Czarkowskiej niczego się nie spodziewałam i dlatego się nie śpieszyłam się, aby za nią się brać. Uważałam, że będzie przeciętna, a tu takie zaskoczenie.
I tak w ogóle, to fabularnie to tu nie ma nic szczególnego, ale jakoś to mi nie przeszkadza.

PostNapisane: 27 października 2017, o 19:22
przez Janka
Już pisałam o książkach pani Czarkowskiej w polskim wątku, dlatego przepraszam, że się powtórzę, ale dla mnie cykl Słomiana wdowa jest wielkim rozczarowaniem.

Mogę wybaczyć brak fabuły zmierzającej do czegoś konkretnego, bo tam nic nie zmierza, a opisana akcja jest pustym zlepkiem wydarzeń.
Mogę wybaczyć brak zakończenia, które coś by ze sobą niosło.
Mogę wybaczyć brak emocji, główną bohaterkę niebudzącą sympatii, nawet nudę w książkach.
Ale jest coś, czego żadnej książce nie zamierzam wybaczyć i tu też nie zrobię wyjątku: styl narracji odpowiedni do książek dla dzieci.

Niech sobie bohaterka będzie nawet najgorszą idiotką, całkiem bezmyślną gęsią, wchodzącą wiecznie w szkodę jak krowa na miedzy, ale niech to będzie napisane stylem odpowiednim do wieku czytelnika. I odpowiednim językiem. Bo jak nie jest, to widocznie jest grafomanią.

Dla mnie to są nieudolnie napisane komedie, które próbują udawać parodie.

Przeczytać się da, bo czemu by nie, ale świat jest pełen książek, które przyniosłyby więcej dobrego i przy których czytelnik nie musiałby przymykać oka dosłownie na wszystko.
A nie jednak nie wszystko, bo przynajmniej okładki się udały.

PostNapisane: 27 października 2017, o 23:35
przez Księżycowa Kawa
Pamiętam Twoją opinię.

PostNapisane: 28 października 2017, o 00:19
przez Janka
Ale, z drugiej strony patrząc, w tych książkach jest coś, nie mam pojęcia co, ale to coś jest, co sprawia, że po skończeniu może być komuś lepiej niż przed czytaniem. Optymizm, dobra karma, pozytywna aura - coś w tym stylu.
I to coś na mnie działa tak, że daję tym książkom dużo punktów, mimo że mam o nich złe zdanie.
A na dokładkę po każdej obiecuję sobie, że już nigdy żadnej, a potem sięgam po następną.
Nie wiem, co to jest, ale jakiś narkotyk jest tam wbudowany, czy co.

PostNapisane: 28 października 2017, o 11:22
przez Księżycowa Kawa
Możliwe, że tak. Zastanawiałam się nawet nad powtórką…

PostNapisane: 28 października 2017, o 11:55
przez Janka
Na szczęście nie mam nad czym się zastanawiać, bo książki już dawno sprzedałam.
W domu mam jeszcz tylko "Zdradę pachnącą pomarańczami", ale ona też podzieli los ze swoimi "koleżankami".

PostNapisane: 28 października 2017, o 13:10
przez Księżycowa Kawa
Póki co, nie mam jej żadnej książki.

PostNapisane: 28 października 2017, o 18:09
przez Lucy
czytałam dwie pierwsze części i były spoko

PostNapisane: 29 października 2017, o 15:48
przez Księżycowa Kawa
Planujesz dalsze? Albo może inne jej powieści?

PostNapisane: 29 października 2017, o 19:38
przez Lucy
Kupować nie zamierzam,ale jak będę w bibliotece ,to czemu nie.

PostNapisane: 29 października 2017, o 20:57
przez Księżycowa Kawa
Na razie u mnie jest podobnie.