Strona 1 z 2

Romance Impossible - Melanie Marchande (Księżycowa Kawa)

PostNapisane: 30 kwietnia 2015, o 19:00
przez Księżycowa Kawa
Obrazek

One man. One woman. One restaurant. A stormy temper, and a grudge that's been years in the making. It's the perfect recipe for Romance: Impossible.

But add a little heat, and anything can happen...

Jillian Brown needs a job. Chef Maxwell Dylan needs an employee who can put up with him. And for some reason, the notorious celebrity chef has his sights set on her. It's a match made in the deepest fires of hell, but Jill's desperate, and righteous indignation doesn't pay the bills.

Chef Dylan doesn't seem to remember their chance encounter years ago, when he embarrassed Jill in front of a restaurant full of customers. And Jill - well, she's willing to put the memory behind her, in the name of a steady paycheck.

But things get complicated. Tempers flare, verbal sparring soon gives way to a grudging mutual respect - and feelings that the once-bitten, twice-shy Jill isn't ready for. Especially not with a man like Chef Dylan. But with flames licking higher, can Jill resist the temptation? More importantly, does she really want to?



Melanie Marchande w swojej przedmowie wspomina, że jej zdaniem to jest najlepsza powieść, którą udało się jej stworzyć. W pierwszej chwili, zanim przeczytałam, chciałam automatycznie zaprzeczyć, głównie ze względu na tematykę, która niespecjalnie mnie interesowała, tyle że „Romance Impossible” szybko mnie wciągnął w swoje odmęty i pochłonął, gdyż jak się okazało jednak, jest tu praktycznie wszystko, co tak naprawdę lubię – może poza jednym istotnym szczegółem – i w gruncie rzeczy mogę zgodzić się z nią w prawie stu procentach, lecz mam pewne zastrzeżenia.

„Romance Impossible” tematycznie kręci się wokół świata kucharzy, no i o kucharzach opowiada, a także jak to mniej więcej wygląda na co dzień. Ponadto każdy rozdział rozpoczyna się od wstawki z książki „Życiowe receptury” Maxwella Dylana, co poniekąd stanowi znakomite podsumowanie jego treści. Przypadło mi to gustu.

Sam Maxwell Dylan jest znanym mistrzem kucharskim, ma własny show w telewizji, gdzie uczestników doprowadza do rozpaczy swoimi wymaganiami, napisał książkę, a także posiada kilka ekskluzywnych restauracji i obecnie otwiera następną w Bostonie. Równocześnie przy tym cieszy się opinią wyjątkowego trudnego człowieka, który nie kryje się ze swoimi sądami, często nie przebierając w słowach. Choćby dlatego, że uważa, iż z reguły dobrze wie, co dla innych jest najlepsze i nie obawia się ich w tym uświadamiać. I niekiedy po prostu wręcz nie umie powstrzymać się przed powiedzeniem za dużo, np. w sklepie z winami. Jakby nie było, zdecydowanie nie brakuje mu zdrowego rozsądku, przynajmniej na ogół. No i ma racjonalne podejście do samego siebie, co wielce mi przypadło do gustu, przynajmniej przez większość czasu, choć to w pewnej chwili zawodzi.

Jillian Brown z kolei znajduje się w niełatwej sytuacji finansowej, gdyż nie może znaleźć zatrudnienia po tym, jak kolejna restauracja splajtowała (trudna sytuacja na rynku). Bynajmniej nie zamierza szukać pracy w Dylan’s Trattoria, ponieważ nie zapomniała krótkiego spotkania sprzed trzech lat, podczas którego Max wywarł na niej jak najgorsze wrażenie, a także kieruje się ogólną opinią, z jakiej jest znany. Inaczej mówiąc, bardzo długo ma go za aroganckiego dupka i myśli o nim wszystko, co najgorsze. Z drugiej strony gdy trafia się jej szansa pracy, nie rezygnuje z tej możliwości (pies musi się ożywiać odpowiednio).

Mimo że dochodzi do sytuacji, w której Jill ma pracować dla Maxa, ich współpraca od samego początku nieszczególnie się układa, gdyż co chwila zdarzają się im potknięcia, swoiste nieporozumienia, a także istnieje zadawniona uraza i niechęć ze strony Jill, czyli jest wobec niego drażliwa, uprzedzona i przede wszystkim nieufna. Natomiast Max czuje się przy niej niepewnie, na ogół nie wie, co powiedzieć, choć zwykle łatwo mu przychodzić mówić to, co ma języku, ale jakoś przy Jill to się nie sprawdza. I czuje się nieco winny z powodu pierwszego spotkania. Jako że nadal nie potrafią się porozumieć, Max wpada na myśl, aby zaprosić ją na trening boksu, gdzie będzie mogła się wyżyć. Wprawdzie na początku Jill czuła się zdezorientowana, ale potem w pełni wykorzystała szansę i mu przyłożyła.

Oboje mają jasno określone cele, do których dążą i romanse im nie w głowie. Zresztą mają za sobą nieudane związki, które wciąż jeszcze jakoś kładą się na nich cieniem, wpływając na obecne relacje. Max wręcz jednoznacznie stwierdza, że zamierza żyć w celibacie, gdyż jego wcześniejsze związki nie wypaliły i za bardzo go rozpraszały, a on chce się skupić na nowej restauracji. Początkowo Jill powstrzymuje zwyczajna niechęć oraz uprzedzenie do niego. Tyle że pożądanie jakoś tak po cichu wkrada się między nich, wręcz wbrew ich woli, powoli rośnie fascynacja po obu stronach, wydają się dla siebie coraz bardziej atrakcyjni, a nieproszone emocje coraz częściej dochodzą do głosu. Bywa coraz trudniej to wszystko ignorować, choć oboje podejmują ten wysiłek. Aczkolwiek naprawdę bardzo się starają oddzielić stosunki zawodowe od prywatnych. Poniekąd również przed działaniem powstrzymuje ich brak wzajemnego zaufania oraz niepewność co do motywów drugiej osoby. I to ma spore znacznie w tym przypadku.

Chwilami zdawało mi się, że Jill nieco przesadzała ze swoimi uprzedzaniami względem Maxa, ale z drugiej strony wiązało się to określonymi przeżyciami, które wpływały na jej subiektywną opinię. Tyle że w ostatecznym rozrachunku to jak najbardziej miało sens. W zasadzie tak jak pewien brak konsekwencji w przypadku Maxa, choć to dawało o nim nie najlepsze świadectwo.

Przede wszystkim w powieści „Romance Impossible” przemawia do mnie to, jak został przedstawiony początek relacji głównych bohaterów, a także ten cały nacisk, jaki Marchande kładzie na wzajemne poznanie się. Po prostu liczy się coś więcej niż zewnętrzny wygląd. Jest tak zwyczajnie po ludzku, a zarazem tkwi w tym jakaś magia. I to jest takie drobiazgowe oraz przemyślane. Naprawdę robi to na mnie duże wrażenie – ta cała gra emocji. Historie w takim ujęciu nie zdarzają się zbyt często, w każdym razie sobie nie przypominam. Być może dlatego właśnie tak bardzo to do mnie przemawia.

I na chwilę pojawia się Daniel Thorne, co uważam za wielce uroczy akcent. Z kolei tytuł moim zdaniem jest jak najbardziej adekwatny do tej historii. Ostatecznie niejako wychodzi nieco poza konwencję.

Krótko podsumowując, „Romance Impossible” zasługuje na uwagę przede wszystkim ze względu na zawartą grę emocji i mimo wszystko podoba mi się ujęcie tematyczne. Tyle że – moim skromnym zdaniem – powieść, pomimo HEA, ma w sobie coś otwartego, nie do końca dopowiedzianego tak jak „I Married a Billionaire”, a zatem kontynuacja jak najbardziej byłaby na miejscu. Wydaje mi się, że końcówka była zbyt skrótowa w tych okolicznościach.


PS. Okładka jest naprawdę chybiona, szczególnie postać męska (właściwie chłopięca) kompletnie nie pasuje do głównego bohatera i to nieco razi.

PostNapisane: 2 maja 2015, o 15:22
przez Liberty
Leży to u mnie i czeka na swoją kolej. I chyba poczeka bo Nalini Singh mnie dopadła (ponownie). Ale kusi recenzją, kusisz Kawo ;)

PostNapisane: 2 maja 2015, o 19:00
przez Księżycowa Kawa
Chętnie poznam Twój punkt widzenia na tę pozycję. Czytałaś inne książki tej autorki?
A który cykl Singh?

PostNapisane: 3 maja 2015, o 18:59
przez Duzzz
Jestem zachęcona! :D Podobają mi się motywy :) I pewnie się nie oprę jednak wcześniej muszę przeczytać inną Marchande, która już czeka na swoją kolej :wink:

PostNapisane: 4 maja 2015, o 01:24
przez Księżycowa Kawa
I tamta jest zabawniejsza, choć niektóre rozwiązania bywają typowo romansowe.
Miło mi będzie poznać Twoje zdanie :)

PostNapisane: 4 maja 2015, o 12:53
przez Duzzz
Już dziś zaczęłam sekretarkę i myślę, że powinnam niedługo skończyć :D

PostNapisane: 4 maja 2015, o 17:32
przez Liberty
Księżycowa Kawa napisał(a):Chętnie poznam Twój punkt widzenia na tę pozycję. Czytałaś inne książki tej autorki?
A który cykl Singh?


No właśnie Merchande czeka dopiero na swoją kolej. A Singh to przeżywa u mnie swój renesans :shock: Z jakiegoś powodu po drugim tomie aniołów została mi informacja, że mi się nie podoba. A teraz podoba mi się bardzo. Podejrzewam, że polskie tłumaczenie miało wpływ na negatywną ocenę. Poza tym po przeczytaniu Rock Hard postanowiłam uzupełnić tom 1 i podoba mi się bardzo ale to bardzo :D

PostNapisane: 4 maja 2015, o 17:55
przez Księżycowa Kawa
Uważam, że masz rację w przypadku Singh, jeśli chodzi o anioły, został mi jeszcze jeden tom i jak na razie bardzo mi się podoba ten cykl, potem może wezmę ten nowy.

duzzza22 napisał(a):Już dziś zaczęłam sekretarkę i myślę, że powinnam niedługo skończyć :D

Jestem ogromnie ciekawa, co powiesz :)

PostNapisane: 5 maja 2015, o 22:45
przez Duzzz
Tak jak mówiłam to i skończyłam sekretarkę i jestem na jakiejś 40 stronie tej. Na razie udało mu się ją zatrudnić ;)

PostNapisane: 5 maja 2015, o 23:47
przez Księżycowa Kawa
Czyli początek użerania się :evillaugh:
A jak tam sekretarka?

PostNapisane: 11 maja 2015, o 11:42
przez Duzzz
Przeczytałam już obie, ale najpierw o tej z recenzji. W sumie podobało mi się, ale mam no właśnie 'ale' do końcówki, troszkę z
Spoiler:

Reszta mi się podobała, przede wszystkim to,
Spoiler:


Dla mnie 4/5 na GR :) I myślę, że przeczytam jeszcze coś Marchande :wink:

PostNapisane: 14 maja 2015, o 01:25
przez Księżycowa Kawa
Spoiler:

PostNapisane: 14 maja 2015, o 14:21
przez Duzzz
Zaproszenia?
Spoiler:

PostNapisane: 14 maja 2015, o 16:06
przez Księżycowa Kawa
Spoiler:

PostNapisane: 14 maja 2015, o 16:23
przez Duzzz
Spoiler:

PostNapisane: 14 maja 2015, o 16:37
przez Księżycowa Kawa
Spoiler:

Niemniej jednak dobrze to się czytało :wink:

PostNapisane: 14 maja 2015, o 16:47
przez Duzzz
Szybko poszło :D Też nie narzekałam jakoś bardzo, no dobra, na końcówkę, ale reszta mniej czy bardziej mnie kupiła :)

Chociaż na bohatera nastawiałam się bardziej w stylu Ramsaya :evillaugh:

PostNapisane: 14 maja 2015, o 16:51
przez Księżycowa Kawa
Faktycznie, nie był taki zły jak na pierwszy rzut oka się wydawał i nawet to mi się podobało, bo było ciekawie i sensem, gdyby jeszcze na koniec trochę bardziej się sprężył…

PostNapisane: 14 maja 2015, o 16:55
przez Duzzz
Albo poszedł na pewien kompromis.
No, ale cóż wyszło co wyszło ;)

PostNapisane: 14 maja 2015, o 16:59
przez Księżycowa Kawa
Racja. Póki co planuję doczytać brakujące i zobaczyć, co będzie następnie, bo na razie jestem nastawiona pozytywnie.

PostNapisane: 14 maja 2015, o 18:39
przez Duzzz
Tego billionaire'a jeszcze ja powinnam doczytać, ale na razie nie mam na niego nastroju. :bezradny:

PostNapisane: 15 maja 2015, o 18:29
przez Księżycowa Kawa
Masz na myśli „I Married a Billionaire”? Na swój sposób to specyficzna historia, ale podoba mi się, jak została opowiedziana. Kolejna, tzw. czwarta również. Może czasem trzeba poczekać, aż pojawi się właściwy nastrój :wink:

PostNapisane: 15 maja 2015, o 22:17
przez Duzzz
Pewnie po tym co czytam skuszę się by dokończyć :P

PostNapisane: 18 maja 2015, o 23:14
przez Księżycowa Kawa
Uważam, że warto, choćby dla Daniela, zresztą Maddy też jest niezła.

PostNapisane: 18 maja 2015, o 23:19
przez Duzzz
Powiedz mi czy to jest to z bohaterką, która wyskakiwała z tortu?
Nie mogę sobie przypomnieć o czym ta pierwsza była i nie wiem czy powtarzać ją czy nie :zalamka: