Strona 1 z 1

Lucyna w opałach - Ela Abowicz (Dorotka)

PostNapisane: 15 kwietnia 2014, o 18:45
przez Dorotka
Tytuł: Lucyna w opałach
Autor: Ela Abowicz
Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: luty 2014
Liczba stron: 248
Cena: 29,9 zł
Moja ocena: 4,5/10

Obrazek

Znowu sięgnęłam po polską literaturę. Różnie to ostatnio bywa z książkami rodzimych autorów, więc nie byłam pewna, czy dokonałam dobrego wyboru z tą pozycją, ale po opisie zapowiadała się całkiem ciekawie. To jak wyszło, to już inna bajka.

Lucyna ma 39 lat, choć oficjalnie przyznaje się do trzydziestu pięciu, no dobra, do trzydziestu sześciu lat; samotnie wychowuje piętnastoletniego syna Patryka i jest kierowniczką działu kultury w tygodniku „Wzdłuż”, które to stanowisko niemal całkowicie pochłania jej czas. Jest roztrzepana, zabiegana, notorycznie spóźnia się na poranne kolegia, od których zaczyna się życie w redakcji, nie potrafi zmobilizować się do napisania artykułu zatytułowanego „Gwiazdy piszą”, choć miało to być zrobione na wczoraj i wiecznie podpada okropnej szefowej – Halinie Cesarskiej, która jest potworem w spódnicy. A na dodatek mieszka obok nadopiekuńczej mamusi, która lubi wpaść do niej rankiem z kubkiem kawy i rogalikiem, i z ukochaną suką Gapą. Rzec by można, że paskudny los ciągle rzuca jej kłody pod nogi, no, bo jak inaczej określić ten galimatias, jaki ją otacza: paskudna szefowa patrzy na nią krzywym okiem, niemoc twórcza nie pozwala jej się wykazać w pracy, beztroski synek nie chce się uczyć i rok w rok trzeba go siłą przeciągać z klasy do klasy i, jakby tego jeszcze było mało, przystojnego Zielonookiego, który wpada jej w oko pewnego dnia, zdaje się coś łączyć z jej podłą szefową. Totalna porażka. Ale nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej, o czym Lucyna wkrótce się przekonuje i wszystko, co w jej życiu może się zawalić, zawali się z hukiem.
Jeśli jesteście ciekawi, czy Lucynę pech wreszcie opuści i czy przystojny Zieloonooki jest jej jednak pisany, to sięgnijcie po tę książkę. Znajdziecie w niej sporą dawkę humoru, dość szczegółowy, nie pozbawiony złośliwej ironii opis pracy w wydawnictwie (a powiedzcie szczerze, ilu recenzentów się nad tym nie zastanawiało? Chyba żaden.). Niestety ten humor i ironia nie do końca mi przypasowały i dość często miałam wrażenie, że są one trochę wymuszone.

Książka reklamowana jest jako polska wersja słynnej już Bridżit Dżons, ale ja jakoś się tego podobieństwa dopatrzeć nie umiałam . Jeśli już miałabym ja do czegoś porównać, to może odrobinę do „Diabeł ubiera się u Prady”, choć to też nie te klimaty. Ale też nasza polska rzeczywistość nijak się ma do rzeczywistości amerykańskiej, a że o tej długo mogę mówić i nigdy nie skończyć, to pozwolicie, że nie rozwinę tematu.

Poza tym bardzo rzuciło mi się w oczy powtarzanie schematów... Nienawidzę tego najbardziej pod słońcem. Jedyna rzecz wyłamująca się z nich i to na niekorzyść niestety to zbyt mało scen z Zielonookim oraz niemal karykaturalne przerysowanie niektórych charakterów.

Opisy dłużyły się i sprawiały wrażenie pisanych, byleby tylko zapełnić konkretną liczbę stron - być może autorka postawiła na ilość, nie jakość. Niemniej nie mam nic do zarzucenia językowi autorki (jak na dobrą dziennikarkę przystało!) i pod tym względem czytało się dobrze. Pod fabularnym już gorzej.

Książka średnio mi się podobała, czytało się ją bez fajerwerków. Po opisie spodziewałam się dużo większej dawki humoru i bardziej porywającej akcji, niż znalazłam. Czy poleciłabym ją innym czytelnikom – raczej tak, jeśli mają ochotę na coś lekkiego, dość zabawnego, w sam raz na wejście w wiosnę.

PostNapisane: 17 kwietnia 2014, o 22:33
przez Liberty
To już wiem czego się wystrzegać :P Polskie autorki to jednak mają pod górkę. Tradycji romansowych u nas wielkich nie ma, naśladowanie zagranicznych tytułów zawsze kiepsko się kończy; zewsząd wyłazi problem ze znalezieniem swojego autorskiego głosu w pisaniu romansów i to tak żeby nie było to przaśne. Niby taki ten romans łatwy do napisania, a nasz rynek pokazuje, że wręcz przeciwnie.

PostNapisane: 17 kwietnia 2014, o 23:19
przez Księżycowa Kawa
Racja i u nas jeszcze bywa słabo fabularnie oraz mało oryginalnie, a jeśli romans, to raczej jakiś taki przypadkowy, bo on przeważnie pojawia się w ostatniej chwili i niespecjalnie musi się starać, bo jedna rozmowa potrafi wszystko załatwić.

PostNapisane: 18 kwietnia 2014, o 17:01
przez Dorotka
Książka nie jest zła, tylko opis mylący. Spotkałam się z wieloma pochlebnymi wypowiedziami na jej temat, niektóre czytelniczki były wręcz zachwycone. Ale ja mam dość specyficzny gust, co wcale nie oznacza, że dobry :wink: , ale jak sięgam po książkę, na okładce której jest jak wół napisane, że jest tam "mnóstwo humoru, gigantyczna afera i oczywiście wielka miłość" , to do jasnej ciasnej chcę dostać tę gigantyczną aferę, chcę się posikać ze śmiechu i chcę się rozmarzyć czytając o wielkiej miłości, bo inaczej napiszę, to co napisałam, czyli, że średnio mi się podobało. :P

PostNapisane: 18 kwietnia 2014, o 21:53
przez Księżycowa Kawa
Sądzę, że coraz częściej będziesz z tego powodu rozczarowana, bo coraz częściej wypisuje różnego rodzaju bzdury, przestałam na to już zwracać uwagę, dzięki temu lepiej mi się czyta.

PostNapisane: 7 września 2014, o 01:05
przez Lucy
To książka typu: przeczytana - zapomniana.
Kupiłam, przeczytałam i nic już nie pamiętam. :P

PostNapisane: 23 sierpnia 2020, o 13:58
przez Janka
Mnie się ta książka bardzo podobała. Takie mocne bardzo-bardzo.
Może dlatego, że nie spodziewalam się po niej zbyt dużo.
Plan był, by książkę szybko przeczytać i usunąć ze zbiorów, by zrobić miejsce na następne zakupy. To akurat się nie udało, bo książka musi zostać i to na dokładkę na najważniejszej półce, czyli tej z moimi najlepszymi i najukochańszymi książkami polskich autorek.

Podobało mi się, że bohaterka=narratorka miała wielki dystans do siebie i swojego otoczenia, co powodowało, że nie spinała się za bardzo przy opisywaniu swojej rodziny, znajomych i wydarzeń. Nauczyła się, by nie traktować niczego serio, bo życie od wczesnej mlodości bardzo mocno ją doświadczyło i narzuciło więcej problemów niż innym osobom w jej wieku. Z losem się nie wygra. Albo można się zamknąć w wysokiej wieży i przepłakać resztę życia, albo można zacisnąć zęby i iść do przodu, na ile zły los jeszcze pozwala.
Bardzo podziwiałam bohaterkę za to, że była niesamowicie dzielna, starała sobie ze wszystkim jakoś poradzić i dobrze dostosowywała się do ciągle zmieniających się warunków.

Dla mnie książka było przede wszystkim śmieszna i bardzo rozrywkowa na poziomie zestawiania słów, nadawania im nowego sensu i tworzenia nowych związków frazeologicznych. Uwielbiam pomysłowość w tej dziedzinie, a tutaj była bardzo duża. Pani Rudnicka i pani Obuch też to potrafią, ale w ich książkach takie wstawki przeplatają się z napisanymi bardziej tradycyjnie. Natomiast u Eli Abowicz była jedna stylistyka wypowiedzi od pierwszego do ostatniego słowa. Dawało to poczucie ciągłości i ujednolicało całą książkę. (Rozumiem, że dla kogoś innego mogło tu już być zbyt wiele zabawy słowem, dlatego nie polecałabym jej każdemu.)
Język i styl były w moich odczuciach tak ciekawe, że było mi obojętne, co się dzieje w życiu bohaterki, czy np. nie przesadza za bardzo.
Czasem bardzo mocno ponosiła ją wyobraźnia i tworzyła bajki na temat innych osób. Pękałam ze śmiechu, gdy potem stworzone przez siebie banialuki przenosiła do rzeczywistości i traktowała jako niepodważalne fakty.

Niesamowicie podobalo mi się zakończenie, które było otwarte, ale ze wskazaniem kierunku negatywnego. Cieszę się, że ta historia nie skończyła się przesłodzonym lukrem.
Dorotka napisał(a):Książka reklamowana jest jako polska wersja słynnej już Bridżit Dżons, ale ja jakoś się tego podobieństwa dopatrzeć nie umiałam . Jeśli już miałabym ja do czegoś porównać, to może odrobinę do „Diabeł ubiera się u Prady”, choć to też nie te klimaty.

Miałam dokładnie te same skojarzenia.
A z Bridget chyba tylko łączyło ją to, że obie ciągle miały pod górkę, z tym że Bridget najczęściej z własnej winy (i głupoty), a Lucyna nie zawsze.

PostNapisane: 23 sierpnia 2020, o 19:34
przez Dorotka
O rany, kiedy ja to czytałam. :hyhy: Wieki temu. I oczywiście nic z tej książki nie pamiętam, jedynie tytuł kojarzę. :ermm:

PostNapisane: 23 sierpnia 2020, o 19:46
przez Lucy
mam tak samo :hihi:

PostNapisane: 23 sierpnia 2020, o 23:35
przez Janka
Mnie naprawdę bardzo bawiła i czytałam z uśmiechem na twarzy.
Ale jeśli nie byłyście zadowolone przy pierwszym czytaniu, to raczej nie radziłabym Wam wracać teraz do niej. To nie była opowieść, w której z dodatkowym wiekiem i doświadczeniem można znaleźć coś więcej.

PostNapisane: 24 sierpnia 2020, o 09:45
przez Dorotka
Bardzo lubię humor w książkach, zresztą nie tylko w książkach. Zabawne dialogi i humor sytuacyjny uratowały niejeden średnio udany utwór. Na przykład "Jamnik z kluskami" jest takim zwykłym czytadłem, ale dzięki szczypcie humoru zapadł mi w pamięć.

PostNapisane: 24 sierpnia 2020, o 12:14
przez Janka
Brzmi bardzo ciekawie. Dopiszę ją sobie do listy na przyszlość.

PostNapisane: 24 sierpnia 2020, o 15:31
przez Dorotka
To dopisz sobie do tej listy "Krokodyla w doniczce" Anny Szczęsnej, bo początek ma naprawdę zabawny. Potem już jest bardziej na poważnie, ale przy pierwszych rozdziałach na pewno nieraz się uśmiechniesz.

PostNapisane: 24 sierpnia 2020, o 22:10
przez Janka
"Krokodyla" trochę się boję, bo najbardziej lubię, żeby albo cała była zabawna, albo cała na poważnie.