"Na przekór wszystkim"... książka, która namieszała mi w głowie, bo z jednej strony byłam zachwycona, z drugiej nie potrafiłam jej ogarnąć, a bohaterowie tak bardzo zaszli mi za skórę, że nie mogłam pogodzić się z ich wyborami.. ale zacznę od początku..
Książka składa się z dwóch części. Nie jest typowym romansem, bliżej jej do powieści obyczajowej. Podczas czytania trzeba przede wszystkim skupić się na przemianach bohaterów i tle jakie zaserwowała autorka – bumie komputerowym przełomu lat 70-80.. Wszędobylska jest tu fachowa nomenklatura, a i nazwiska ze światka komputerowców są tam na porządku dziennym…
Poznajemy Susannah Faulconer, główną bohaterkę, w dniu jej ślubu z facetem, myślałoby się idealnym, takim którego tatuś lubi, który ją zna i rozumie..no może seks z nim nie jest najlepszy, ale co ona może wiedzieć... i tylko dlaczego Susannah jest tak bardzo przerażona myślą, że ma za niego wyjść?
Susannah miała ciężkie dzieciństwo. Matka oddała ją na wychowanie babce, bo ciężko jej było znieść myśl, że córka jest owocem, jej porażki (nie będę wnikać jakiej, ale mam wrogie podejście do takich bab, jak matka S. grrr ) Niestety, babka okazała się szaloną kobietą, która karała wnuczkę za każde przewinienie, a zdaniem babki przewinieniem było wszystko, nawet drapanie się po nosie w czasie posiłków.. już nie wspomnę co się działo jak dziewczynka zaczęła się moczyć w nocy! masakra jakaś! i tak wyratował ją z łap psychicznej babki drugi mąż jej matki - Joel Faulconer. Tym samym stał się dla Susannah kimś wyjątkowym, wybawcą, księciem.. jak zwał tak zwał.. Po roku kiedy Susannah zaczęła cieszyć się dzieciństwem stałą się kolejna straszna rzecz - została porwana. Odnaleziono ją, ale wydarzenie to zostawiło trwałe ślady w psychice, zamknęła się w sobie, stała się poważna, nie miała przyjaciół, wystarczyło jej, że mogła być w domu.. Ba! stałą się idealną panią domu, gdyż lepiej radziła sobie z pilnowaniem domostwa niż jej matka! Stała się przez to potrzebna własnemu ojcu.. i tak ojciec zaczął faworyzować adoptowaną córkę, przez co relacje między Susannah a jej siostrą Paige nie układały się najlepiej..
Z wiekiem, Susannah zaczyna odczuwać, że jednak coś jest z nią nie w porządku, chciałaby być buntowniczką, jak Paige, ale nie potrafi.. do czasu jak poznaje Sam'a Gamble'a..
Sam? Irytujący jak diabli.. to młody buntownik, idealista zafascynowany światem komputerów.. ma marzenie zmienić świat i stworzyć mały komputer osobisty i robi wszystko by osiągnąć swój cel. Współpracuje razem z kumplem (Yank przedstawiony jako typowy szalony informatyk, milusie ) Dąży do spotkania z Joel’em Faulconer’em a tym czasem poznaje Susannah. Dziewczyna robi na nim wrażenie, z resztą z wzajemnością, choć ona próbuje temu zaprzeczać.. i nawet jeśli nie udało mu się z Joel’em, sprawił, że grzeczna Susannah uciekła z przed ołtarza, od rodziny, od kochanego ojca..
Sam musiał mieć niesamowitą charyzmę skorą potrafił przekonać poukładaną Susannah, żeby z nim uciekła. Pociągała ją jego wizja, szaleństwo, śmiałość, a bliskość z nim dawała jego siłę, energię, pewność, czyli wszystko to co on posiadał w nadmiarze a jej brakowało!
Bycie z Sam’em jednak sprowadzało się do akceptacji jego komputerowego szaleństwa! No i Susannah w to wszystko zaangażowała się bez reszty.. Udaje im się rozkręcić firmę, w dużej mierze dzięki zdolnościom organizacyjnym Susannah i jeszcze jednego wspólnika – Mitchella Blaine’a.. (o tak! )
Ale gdzieś tam, podświadomie, czuła, że coś jest nie tak! Czy pieniądze, które pojawiły się nie zmienią wszystkiego? Czy ma szanse przetrwać związek z rozchwianym emocjonalnie facetem? Czy zwaśnione siostry mają szansę się pogodzić? Czy ojciec jej wybaczy, to że odeszła z domu i próbowała odnaleźć siebie?
Pomimo tego, że temat książki średnio mi podszedł to i tak nie żałuję, że ją przeczytałam.. Wspaniale przedstawiona psychologia postaci, to jak się zmieniają w zależności od sytuacji, coś cudownego.. Każdy z bohaterów przechodzi przemianę, jednak mnie najbardziej zafascynowała postać Susannah. To wspaniała kobieta i naprawdę nie można jej nie polubić!
W książce brak tylko tych lekkich dialogów, do jakich przyzwyczaiła mnie autorka, ale temat naprawdę słabo na to pozwalał…