Ann Maxwell "Diamentowy tygrys"
Uwaga! Poniżej mogą być spojlery!
Erin – wzięta fotograficzka, po traumatycznych wydarzeniach sprzed lat, zaszyła się w mroźnej Arktyce. Gdy dowiaduje się o śmierci stryjecznego dziadka, który zostawił jej w spadku sporą działkę w Australii i wyeksploatowane kopalnie diamentów, decyduje się zmienić swoje życie. Okazuje się, że istnieją przesłanki jakoby kopalnie mogły skrywać cenne, jeszcze dotąd nie odkryte diamenty. Erin wraz z wynajętym geologiem – groźnym i zarazem mrocznym Colem Blackburnem, ekspertem od poszukiwania diamentów, wyrusza w pełną niebezpieczeństw podróż do Australii. Na ich życie czyha kartel diamentowy, który chce położyć łapy na spadku. Do gry o wielkie pieniądze i wpływy wkracza też CIA i dawny wspólnik Cole'a.
Ann Maxwell znana jest mi głównie z książek wydanych pod pseudonimem Elizabeth Lowell, które bywają różne, dlatego nie miałam wygórowanych oczekiwań. Książka zapowiadała się na romans z dodatkiem sensacji i dokładnie tym jest.
Czuć, że to powieść z lat 80-tych i trochę już trąci myszką. Do połowy książka się wlecze, dopiero gdy akcja przenosi się do Australii robi się ciekawiej ale nie ma w niej nic tak interesującego, żebym po lekturze mogła stwierdzić, że czytałam z zapartym tchem, nic z tych rzeczy.
Niestety, chyba wyrosłam z książek sensacyjnych. Przez całą powieść nie czułam żadnej ekscytacji, ani napięcia z faktu, że bohaterowie są w niebezpieczeństwie i w każdej chwili mogą zginąć. Możliwe, że to niedociągnięcia warsztatowe autorki sprawiły, że motyw, który miał z założenia być interesujący, nie wywołał we mnie żadnych emocji. Wątek kartelu diamentowego, który jest de facto mafią i ciemnych interesów CIA są dla mnie po prostu niewiarygodne i nudne. Fragmenty gdy na przykład między bohaterami trzecioplanowymi, pojawiającymi się może ze dwa razy w książce, są ustalane biznesy diamentowe, były ślamazarne i niepotrzebne. Niczego to nie wniosło do fabuły. Zwykła zapchajdziura.
Wątek romantyczny jest nieciekawy i płaski. Bohaterka zakochuje się od razu wielką miłością po jednym stosunku seksualnym z bohaterem. Według mnie bardziej to przypomina desperację z jej strony i reakcję na nieprzepracowane traumy. Bohater jest bardziej wiarygodny pod względem emocji.
Sam wątek traumy jest bardzo słabo napisany. Ona została brutalnie zgwałcona, pobita i okaleczona, a już przy pierwszym spotkaniu z bohaterem ulega mu i praktycznie od razu ufa. Mimo lęku przed mężczyznami trwającego siedem lat, od razu idzie do łóżka z jakimś nowo poznanym facetem, o którym praktycznie nic nie wie. Oczywiście seks z bohaterem jest cudowny i zakończony orgazmem oraz całkowitym uleczeniem z traumy. Aż mnie skręcało podczas czytania. Nie znoszę takiego trywializowania tego poważnego i skomplikowanego tematu przez autorki romansów.
Bohater to twardziel w typie Rambo. Morduje, łamie prawo i żadne służby się nim nie interesują. Bajka i niewiarygodna historia. Nie lubię chyba wątków sensacyjnych w romansie, ani to fajne, ani wiarygodne. Rozumiem, że taka jest konwencja ale chyba już to nie przystaje do moich oczekiwań. Chciałabym w książkach więcej wiarygodności.
Opisy australijskiej przyrody zaliczam na plus – zdają się być konkretne i zgodne z prawdą. Dużo ciekawostek, o których można się dowiedzieć i generalnie jest to dobrze wykonany research ze strony autorki. Jest to interesujące.
Mam ambiwalentne uczucia odnośnie tej książki. Moje wcześniejsze doświadczenia z tą autorką (głównie jej romanse historyczne napisane pod pseudonimem Elizabeth Lowell), bywały różne, raz lepsze a raz gorsze. Tu wyszło średnio, ani nie dramat ale też nie jest to książka, do której bym wracała, czy szczególnie mnie poruszyła lub wzbudziła jakieś wielkie emocje. Po prostu przyzwoita powieść z wątkiem sensacyjnym. Warsztat też ok., choć momentami autorka mogłaby się streszczać, zamiast rozwlekać jakieś wątki poboczne, które nie mają najmniejszego wpływu na fabułę. Moja końcowa ocena to 7/10, bo, mimo wad, powieść czytało się szybko i sprawnie.