W sumie nie wiem, co powiedzieć. Bo z jednej strony czytało się lekko - one fajnie piszą, mają niewymuszony styl, lekkość pióra i najczęściej przemyślane historie, w których opisywane zdarzenia i szczegóły mają znaczenie. Nie ma żadnych królików z kapelusza ani idiotycznych zachowań. A tutaj jednak kilka rzeczy zazgrzytało.
Ale po kolei. Podobnie jak w Cocky Bastard (to nie jest seria, ale pewne związki z poprzednią powieścią są - pojawia się na moment Chase z kozą, a ponadto jest wspólny motyw tematyczny - środki lokomocji - w Cocky Bastard samochód, tutaj metro, w trzeciej powieści samolot), powieść wyraźnie podzielona jest na dwie, a nawet trzy części: przed dramatozą, dramatoza i po dramatozie. O ile pierwsza część jest zabawna i przewidywalna, wręcz ocierająca się o banał i zgrane romansowe kawałki, o tyle druga stanowi wyraźny bodziec do przemiany bohaterów, zaś trzecia jest... zwyczajnie niedorzeczna. Nie chcę zdradzać fabuły, bo będziecie czytać zapewne, zaspojleruję tylko delikatnie:
Spoiler:
Reasumując: przeczytajcie, bo czyta się fajnie i lekko, ale nie sądzę, żeby to było coś, co zapadnie w pamięć.
Jakieś 6/10. No może 6,5.