Autor: Kat Martin
Tytuł: Nocny jeździec
Tytuł oryginału: Midnight Rider
Tłumaczenie: Piotr Maksymowicz
Wydawnictwo: Bis
Miejsce i rok polskiego wydania: 2006
Rok oryginalnego wydania: 1996
Na początku pragnę zaznaczyć, że nie jestem znawczynią twórczości Kat Martin i jest to prawdopodobnie pierwsza książka jej autorstwa, którą przeczytałam.
Historia "Nocnego jeźdźca" oparta jest na popularnym motywie Romea i Julii. Akcja dzieje się w 1855 roku w Kalifornii. Główna bohaterka - Caralee McConnell - przybywa na rancho swego wuja. Jest nieświadoma tego, iż posiadłość ta kiedyś należała do rodziny de la Guerra i została przejęte przez jej jedynego krewnego w nieuczciwy sposób. Caralee, mimo zakazów swego wuja, jest zafascynowana głową rodziny de la Guerra - Ramonem. Nie wie, że Ramon, tak jak jej wuj, ma coś do ukrycia. Nie tylko żywi urazę do Fletchera Austina i chce zemsty, ale jest też członkiem bandy, której przewodzi jego brat. Panna McConnell dowiaduje się o tym wszystkim, gdy podczas napadu na dom Austina zostaje uprowadzona przez tytułowego jeźdźca.
Moje ogólne wrażenia po lekturze są takie, że jest to bardzo przyjemna opowieść, ale czegoś w niej brak. Fabuła skonstruowana jest sprawnie, ma ciekawe tło historyczne, choć dostrzegam braki w opisie tła kulturowego. Autorka poskąpiła szczegółów i prawie nie widać, że bohaterowie pochodzą z dwóch różnych światów. Przede wszystkim Martin bardzo po macoszemu potraktowała latynoskie pochodzenie Ramona i jego rodziny. O ich pochodzeniu świadczy tylko nazwisko, nakrycia głowy kobiet, od czasu do czasu wtrącone hiszpańskie zwroty i główny bohater - macho. I chyba tu odnajduję największą wadę "Nocnego jeźdźca" - jest za mało wyrazisty. Wszystkie dialogi są poprawne, ale nigdy zabawne czy błyskotliwe. Opisy poprawne, ale nijakie. Czytelnik szybko przebiega po nich wzrokiem i jeszcze szybciej wyrzuca je z pamięci.
Bohaterowie posiadają typowe cechy romansowej pary, która chce być razem, ale zbyt wiele ich dzieli; ich miłość choćby z tego powodu powinna być gwałtowna, gorąca, dramatyczna. Pojawia się ten trzeci, a nawet czwarty. Choć raz kochanek ma żelazne podstawy by wątpić w wierność wybranki (zastał ją w łóżku z kuzynem!). Mimo to fabule i samym postaciom brak ognia i pasji. Dla mnie to bardzo duży minus w latynoskim romansie. Słabo, nieciekawie zarysowane postaci i bezbarwne opisy Kalifornii sprawiają, że bardzo szybko się zapomina i o zakochanych, i o ich problemach. Nawet sceny erotyczne, napisane bez pruderii, momentami bardzo graficzne, są tylko poprawne. Gdybym miała wystawić ocenę, dałabym 3/10 - za fabułę i za seks. Miło się czyta, ale nie na tyle by zrobić to ponownie.