Talizman szczęścia - Gabriella Anderson (Kawka)
Napisane: 7 sierpnia 2024, o 15:50
Gabriella Anderson "Talizman szczęścia"
Eden Grant dziewczyna z Bostonu jedzie wraz z przyjaciółką i przyzwoitką do Europy, by poznać wielki świat. Matka daje jej rodzinną pamiątkę – monetę, która w jej rodzinie jest talizmanem szczęścia. Niestety wkrótce po przybyciu do Londynu Eden wpada w wir młodzieńczych przygód i gubi talizman. Znajduje go Trevor St. John, hrabia Ryeburn, który planuje wkrótce spełnić swój obowiązek względem rodu i się ożenić. Żywiołowa Amerykanka wpada mu od razu w oko ale nie wydaje się być odpowiednią kandydatką, spełniającą oczekiwania socjety.
Jest to książka bardzo trudna do zrecenzowania, z kilku powodów. Miałam już do czynienia z inną powieścią tej autorki więc jej twórczość nie jest dla mnie nowością. Muszę uczciwie stwierdzić, że "Fascynujący portret" podobał mi się dużo bardziej, bo historia w nim przedstawiona była po prostu ciekawsza. Nie znaczy to, że ta powieść jest zła. Wręcz przeciwnie. Jest dobra, problem w tym, że nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle setek książek, które przeczytałam i jest bardzo przeźroczysta.
Powiedzieć o fabule, że jest typowa to jakby nic nie powiedzieć. To standardowy romans historyczny z kilkoma niespecjalnie odkrywczymi zwrotami akcji. Wszystko w tej książce jest dobrze rozplanowane, od opisów, poprzez konstrukcję fabuły, tempo akcji, dialogi itd. Naprawdę nie ma się do czego przyczepić, bo nie ma w tej powieści żadnego słabego elementu, w kwestiach technicznych. Jeśli chodzi o warsztat to jest w porządku. Anderson ma umiejętność budowania sensownej historii i opakowywania jej w zgrabną formę.
Bohaterowie też są dobrze wykreowani. Niestety, są też bardzo sztampowi. Można ich polubić od razu i kibicować ich poczynaniom ale nie wzbudzają wielkiego zainteresowania. Ich miłość wygląda wiarygodnie, a postępowanie nie budzi większych zastrzeżeń. Wątek romantyczny poprowadzony jest spokojnie, a relacja między parą rozwija się stopniowo i nienachlanie. Po kilku dniach od skończenia czytania trudno mi sobie jednak przypomnieć jakiekolwiek postacie poboczne. Jest wprawdzie wątek drugiej pary ale też nie absorbuje uwagi.
To jest największy problem tej powieści. Jest zbyt przeźroczysta. Nie ma wielkich wad ale też nie zachwyciła mnie na tyle, żebym zapamiętała ją i bardzo przeżywała. Szybko i przyjemnie przeczytałam ale to w zasadzie tyle. Wszystko w tej powieści jest według sztuki, na swoim miejscu, jak z podręcznika do pisania. Ani razu nie poczułam, że autorka coś zepsuła, a jednocześnie książka nie wywarła na mnie większego wrażenia.
To jest paradoks, bo z jednej strony czytywałam już książki znacznie grosze niż ta, fatalnie napisane i takie, podczas czytania których musiałam robić przerwy, żeby umysł mi odpoczął, a jednak nie potrafię o tej konkretnej powiedzieć, że mnie porwała. Była w porządku. Niczym nie zaskoczyła (nie oczekuję tego po tylu latach tkwienia w literaturze romansowej), ale jednak uważam, że dobrze by było, gdyby we mnie ta powieść jakieś emocje jednak wzbudziła.
Książka jest solidnie napisana, fajnym lekkim stylem, dobrze się ją czyta, nie ma przestojów i dłużyzn, a jednak w ogóle mi nie utkwiła w pamięci. Dlatego trudno mi ocenić ją na wyżej niż 7/10.
Eden Grant dziewczyna z Bostonu jedzie wraz z przyjaciółką i przyzwoitką do Europy, by poznać wielki świat. Matka daje jej rodzinną pamiątkę – monetę, która w jej rodzinie jest talizmanem szczęścia. Niestety wkrótce po przybyciu do Londynu Eden wpada w wir młodzieńczych przygód i gubi talizman. Znajduje go Trevor St. John, hrabia Ryeburn, który planuje wkrótce spełnić swój obowiązek względem rodu i się ożenić. Żywiołowa Amerykanka wpada mu od razu w oko ale nie wydaje się być odpowiednią kandydatką, spełniającą oczekiwania socjety.
Jest to książka bardzo trudna do zrecenzowania, z kilku powodów. Miałam już do czynienia z inną powieścią tej autorki więc jej twórczość nie jest dla mnie nowością. Muszę uczciwie stwierdzić, że "Fascynujący portret" podobał mi się dużo bardziej, bo historia w nim przedstawiona była po prostu ciekawsza. Nie znaczy to, że ta powieść jest zła. Wręcz przeciwnie. Jest dobra, problem w tym, że nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle setek książek, które przeczytałam i jest bardzo przeźroczysta.
Powiedzieć o fabule, że jest typowa to jakby nic nie powiedzieć. To standardowy romans historyczny z kilkoma niespecjalnie odkrywczymi zwrotami akcji. Wszystko w tej książce jest dobrze rozplanowane, od opisów, poprzez konstrukcję fabuły, tempo akcji, dialogi itd. Naprawdę nie ma się do czego przyczepić, bo nie ma w tej powieści żadnego słabego elementu, w kwestiach technicznych. Jeśli chodzi o warsztat to jest w porządku. Anderson ma umiejętność budowania sensownej historii i opakowywania jej w zgrabną formę.
Bohaterowie też są dobrze wykreowani. Niestety, są też bardzo sztampowi. Można ich polubić od razu i kibicować ich poczynaniom ale nie wzbudzają wielkiego zainteresowania. Ich miłość wygląda wiarygodnie, a postępowanie nie budzi większych zastrzeżeń. Wątek romantyczny poprowadzony jest spokojnie, a relacja między parą rozwija się stopniowo i nienachlanie. Po kilku dniach od skończenia czytania trudno mi sobie jednak przypomnieć jakiekolwiek postacie poboczne. Jest wprawdzie wątek drugiej pary ale też nie absorbuje uwagi.
To jest największy problem tej powieści. Jest zbyt przeźroczysta. Nie ma wielkich wad ale też nie zachwyciła mnie na tyle, żebym zapamiętała ją i bardzo przeżywała. Szybko i przyjemnie przeczytałam ale to w zasadzie tyle. Wszystko w tej powieści jest według sztuki, na swoim miejscu, jak z podręcznika do pisania. Ani razu nie poczułam, że autorka coś zepsuła, a jednocześnie książka nie wywarła na mnie większego wrażenia.
To jest paradoks, bo z jednej strony czytywałam już książki znacznie grosze niż ta, fatalnie napisane i takie, podczas czytania których musiałam robić przerwy, żeby umysł mi odpoczął, a jednak nie potrafię o tej konkretnej powiedzieć, że mnie porwała. Była w porządku. Niczym nie zaskoczyła (nie oczekuję tego po tylu latach tkwienia w literaturze romansowej), ale jednak uważam, że dobrze by było, gdyby we mnie ta powieść jakieś emocje jednak wzbudziła.
Książka jest solidnie napisana, fajnym lekkim stylem, dobrze się ją czyta, nie ma przestojów i dłużyzn, a jednak w ogóle mi nie utkwiła w pamięci. Dlatego trudno mi ocenić ją na wyżej niż 7/10.