Rexanne Becnel "Siostry"
Anglia, rok 1153. Linnea urodziła się jako druga z bliźniaczek, rodzina uważa ją przez to za przeklętą i ledwo toleruje, a jedyną osobą, która ją naprawdę kocha jest starsza o kilka minut siostra. Dziewczyna całe życie zmaga się z niechęcią otoczenia i gdy na zamek najeżdża znienawidzony wróg jej rodziny, nadarza się okazja, by zyskała w końcu w oczach bliskich. Najeźdźca – lord Axton zamierza poślubić najstarszą dziedziczkę i przypieczętować tym swoje prawo do zamku i otaczających go włości. Linnea postanawia oszczędzić siostrze cierpienia małżeństwa z wrogiem i podszywając się pod nią, sama staje na ślubnym kobiercu.
To moje drugie spotkanie z twórczością Becnel. Nie przepadam za średniowiecznym anturażem w romansie ale skusił mnie opis. Otrzymałam zgrabnie napisaną powieść, z dobrym wątkiem romansowym i niezłą akcją. Choć książka ma swoje lepsze i gorsze momenty, to jednak jako całość dobrze się sprawdza. Nie wyłapałam żadnych większych błędów i nielogiczności ale jeśli chodzi o wierność oddania epoki historycznej, to nie jestem w stanie stwierdzić, co jest fantazją autorki, a co naprawdę miało miejsce i na ile trzymała się faktów.
Podoba mi się bohaterka. Zwłaszcza to, że w trakcie powieści się rozwija i przechodzi wewnętrzną przemianę. Z początku to dziewczyna pragnąca za wszelką cenę akceptacji i miłości rodziny, której nigdy nie otrzymała. Powoli zdaje sobie jednak sprawę, że w niczym nie zawiniła i nie musi zabiegać o czyjeś uczucia. Dojrzewa i staje się dumną kobietą. Bohater też przechodzi przemianę ale w jego przypadku następuje to na samym końcu i jest słabo zaakcentowane. Przez większość powieści jest bardzo irytującym samcem alfa, który nie znosi sprzeciwu i potrafi się posunąć nawet do przemocy względem bohaterki. Jest dominujący, apodyktyczny i całkowicie przekonany o swojej racji. Nie znoszę takich bohaterów, a romanse osadzone w średniowieczu zwykle w takich obfitują. Może dlatego tak rzadko po nie sięgam. Axton jednak jest po części usprawiedliwiony sytuacją, w jakiej się znalazł. Nie wszystkie jego zachowania są dla mnie akceptowalne ale jednak nie przeszkadzało mi to w czytaniu aż tak bardzo, bo ciekawiła mnie fabuła. Inne postacie poboczne są bez zarzutu. Zwłaszcza Peter i babka bohaterki są na tyle wyraziści, że się ich pamięta.
Fabuła jest ciekawa. Podczas czytania zastanawiałam się jak autorka rozwiąże problem z pozoru nierozwiązywalny. Jak pogodzi dwoje zwaśnionych ludzi. Nie wiem czy zakończenie mnie satysfakcjonuje. Brakło mi w nim jakiegoś wyraźniejszego akcentu, bardziej dobitnego momentu, gdy Axton zdaje sobie sprawę, że nie może żyć bez Linnei, jakiegoś wielkiego finału. Niemniej, sama historia miłości wciąga i do końca trzyma w napięciu.
Jako romans książka sprawdza się dobrze, jest solidnie napisana, dobrym lekkim stylem i szybko się ją czyta, a główny wątek ciekawi. Nie jest to jednak powieść, która zachwyci i na długo zapadnie mi w pamięć. Przyjemna lektura, jeśli się przymknie oko na niektóre toksyczne zachowania bohatera, ale nic ponad to. Dlatego moja końcowa ocena to 7/10.