Sabrina Jeffries "Pirat"
Sara Willis jest nietypową panną z towarzystwa. Bardzo przejmuje się losem biednych i uciśnionych. Do tego stopnia, że nie zważając na protesty przyrodniego brata, decyduje się wyruszyć w podróż statkiem przewożącym więźniarki do Australii, aby zbadać w jaki sposób są traktowane skazane kobiety i w jakich warunkach przyjdzie im żyć w nowym miejscu. Ma zamiar zdać dokładny raport towarzystwu dobroczynnemu, w którym aktywnie się udziela. Sara nie jest jednak w stanie przewidzieć, że podczas podróży ich statek napadną piraci, pod wodzą owianego złą sławą Gideona Horne'a znanego również jako Lord piratów, człowieka, który wyjątkowo nie cierpi przedstawicieli angielskiej arystokracji.
Jest to moje pierwsze spotkanie z tą autorką. Muszę przyznać, że bardzo udane i na pewno będę kontynuować czytanie innych jej powieści, zachęcona lekturą "Pirata".
Bardzo podoba mi się lekki i przyjemny styl autorki. Powieść szybko, płynnie i sprawnie się czyta, co jest dla mnie bardzo ważne. Fabuła oczywiście nie jest odkrywcza – ot, łatwa w odbiorze powieść przygodowa z piratami w roli głównej ale warsztatowo jest naprawdę dobrze, bo nie zauważa się większych wpadek, czy błędów.
Występuje w tej książce coś, co bardzo lubię, a roboczo nazywam "dramatyzmem w stylu meksykańskiej telenoweli”. Kto oglądał, na pewno wie o co mi chodzi. Jest to pewna mieszanka burzliwych emocji, tarcia między główną parą, wysokiej temperatury ich uczuć, seksualnego napięcia, egzaltacji, ładnej scenerii i ogólnej atrakcyjności. Jako całość świetnie się to sprawdza. Jest dużo przygody, przyjemny i lekki humor, przekomarzanie się bohaterów, ich wzajemne interakcje, które powodują czasem uśmiech, a czasem wyciskają łzy z oczu. To wszystko podane w bardzo przyjemnym sosie tropikalnego klimatu i lekkości. Niby banał ale świetnie się sprawdza w tym przypadku.
Fajna bohaterka, baba z jajem i ikrą. Wie, czego chce i dąży do tego ale nie jest zbyt przemądrzała. Bohater jak nawet miewa dupkowate zachowania to ma ku temu powód. Zarówno Sara, jak i Gideon od razu skradli moje serce. Nic mi w nich nie zgrzytało, oboje dali się polubić od pierwszej strony, mimo że nie zawsze mi się podobały ich decyzje i postępowanie. Razem dobrze do siebie pasowali, ich relacja wyszła wiarygodnie i całkowicie dałam się przekonać, że ci dwoje zasłużyli na swoje HEA. Ich miłość wyszła bardzo naturalnie, a dobrze napisane i szczegółowe sceny erotyczne tylko dodały smaczku.
Mimo sporej ilości bohaterów pobocznych nie miałam problemu z odróżnieniem ich od siebie, bo autorka każdej postaci dała indywidualne cechy i sprawiła, że od razu ich polubiłam. Dla mnie to duży plus, bo zazwyczaj im więcej postaci, tym gorzej i trudniej sprawić, by każda była na tyle dobrze napisana, żeby nie zlewać się w bezkształtną masę papierowych bohaterów.
Kolejny plus to tropikalna sceneria i generalnie zmiany miejsca akcji. Nie lubię gdy fabuła kręci się wokół salonowych intryg i balów oraz próżniaczego życia wyższych sfer więc "Pirat" jest w pewien sposób odświeżającą lekturą. Poza tym humor, zabawne dialogi i delikatne darcie kotów miedzy bohaterami, które nie jest toksyczne, jak to niekiedy autorkom wychodzi. Jeffries udało się osiągnąć niewymuszone iskrzenie między główną parą i emocjonalne napięcie.
Ta książka jest świetna i pierwszy raz od dawna przy romansie historycznym tak dobrze się bawiłam. W tej powieści jest wszystko, co lubię. Ciekawa fabuła, bardzo dużo się dzieje i nie ma przestojów, bardzo umiejętnie poprowadzony wątek miłosny, odpowiednia doza emocji i burzliwości. Połknęłam na dwa razy. W ogóle lubię wątki awanturnicze, piratów, przygody więc moja końcowa ocena to: 10/10, za całokształt.