Dziki raj - Jennifer Blake (Kawka)
Napisane: 21 lipca 2021, o 19:02
Jennifer Blake "Dziki raj"
Elise Laffont po śmierci męża tyrana, prowadzi małą ale dobrze prosperującą farmę w Luizjanie. Jej życie, choć proste, jest spokojne i przewidywalne, aż do dnia, gdy wybucha powstanie Indian z plemienia Natchezów. Kobieta wraz z garstką ocalałych ukrywa się w zaroślach, gdy zjawia się Reynaud Chavalier, pół-Indianin, żyjący na pograniczu dwóch kultur – francuskiej i indiańskiej. Obiecuje im pomóc i doprowadzić do francuskiego fortu, gdzie będą bezpieczni. Stawia jeden warunek: dumna Elise, która go kiedyś obraziła, zostanie jego kochanką na czas podróży.
To kolejna fascynująca powieść Blake, która przenosi czytelnika w bezdroża Ameryki pierwszej połowy XVIII w. W tle jest brutalna wojna Indian z francuskimi osadnikami, którzy dotąd traktowali tubylców jak gorszych od siebie. W tej scenerii rodzi się powoli uczucie pomiędzy główną parą. Lubię Blake za poruszanie nietypowych i często trudnych tematów, które z pozoru nie pasują do gatunku literackiego, jakim jest romans, jednak ona potrafi tak poprowadzić wątek, że wszystko do siebie pasuje. Bardzo dużym plusem jest solidne przygotowanie autorki, która opierając się o źródła, dokładnie opisuje codzienne życie i zwyczaje Indian z plemienia Natchezów w tamtym okresie i codzienność francuskich osadników. Książka najeżona jest takimi ciekawostkami, a niektóre postacie naprawdę istniały. Podobnie prawdziwe jest powstanie Indian.
Bohaterowie to zgrana para. Oboje nieco na marginesie swojej społeczności. Ona to twarda kobieta, która wiele przeszła w życiu i już nie ma złudzeń. On – człowiek rozdarty pomiędzy dwiema kulturami, również doświadczony przez los i wielokrotnie odrzucony z powodu swojego pochodzenia. Stanowią dobraną parę. Ich docieranie się trochę trwa i dzięki temu ta relacja wydaje się prawdziwsza. Nie ma między nimi zbytniej cukierkowości, a miłość ma szansę narodzić się spokojnie. Nie ma przesadzonych porywów serca, wzdychań i sztucznego dramatyzmu. Po prostu historia dwojga pogubionych i zranionych ludzi, którzy w końcu trafiają na bratnią duszę. Podoba mi się to, że relacja między główną parą rozwija się stopniowo i powoli, jakby niepostrzeżenie.
Sama fabuła nie jest bardzo odkrywcza. Większość książki to podróż do fortu, życie w indiańskiej wiosce i perypetie związane z sytuacją pomiędzy Francuzami, a Indianami. Niby nie ma niczego szczególnie porywającego, powieść rozwija się powoli i bez pośpiechu, a jednak nie jest nudno.
Tempo akcji jest dobre, ani zbyt szybkie, ani za wolne, warsztat literacki bardzo dobry, bardzo szybko można się wczuć w przedstawianą historię, dzięki plastycznym opisom, a na dodatek ciekawe tło historyczne i fajni bohaterowie. To wszystko sprawia, że książka zdecydowanie zapada w pamięć. Na pewno jest to kandydat do powtórzenia w przyszłości, dlatego moja ocena to 8/10.
Elise Laffont po śmierci męża tyrana, prowadzi małą ale dobrze prosperującą farmę w Luizjanie. Jej życie, choć proste, jest spokojne i przewidywalne, aż do dnia, gdy wybucha powstanie Indian z plemienia Natchezów. Kobieta wraz z garstką ocalałych ukrywa się w zaroślach, gdy zjawia się Reynaud Chavalier, pół-Indianin, żyjący na pograniczu dwóch kultur – francuskiej i indiańskiej. Obiecuje im pomóc i doprowadzić do francuskiego fortu, gdzie będą bezpieczni. Stawia jeden warunek: dumna Elise, która go kiedyś obraziła, zostanie jego kochanką na czas podróży.
To kolejna fascynująca powieść Blake, która przenosi czytelnika w bezdroża Ameryki pierwszej połowy XVIII w. W tle jest brutalna wojna Indian z francuskimi osadnikami, którzy dotąd traktowali tubylców jak gorszych od siebie. W tej scenerii rodzi się powoli uczucie pomiędzy główną parą. Lubię Blake za poruszanie nietypowych i często trudnych tematów, które z pozoru nie pasują do gatunku literackiego, jakim jest romans, jednak ona potrafi tak poprowadzić wątek, że wszystko do siebie pasuje. Bardzo dużym plusem jest solidne przygotowanie autorki, która opierając się o źródła, dokładnie opisuje codzienne życie i zwyczaje Indian z plemienia Natchezów w tamtym okresie i codzienność francuskich osadników. Książka najeżona jest takimi ciekawostkami, a niektóre postacie naprawdę istniały. Podobnie prawdziwe jest powstanie Indian.
Bohaterowie to zgrana para. Oboje nieco na marginesie swojej społeczności. Ona to twarda kobieta, która wiele przeszła w życiu i już nie ma złudzeń. On – człowiek rozdarty pomiędzy dwiema kulturami, również doświadczony przez los i wielokrotnie odrzucony z powodu swojego pochodzenia. Stanowią dobraną parę. Ich docieranie się trochę trwa i dzięki temu ta relacja wydaje się prawdziwsza. Nie ma między nimi zbytniej cukierkowości, a miłość ma szansę narodzić się spokojnie. Nie ma przesadzonych porywów serca, wzdychań i sztucznego dramatyzmu. Po prostu historia dwojga pogubionych i zranionych ludzi, którzy w końcu trafiają na bratnią duszę. Podoba mi się to, że relacja między główną parą rozwija się stopniowo i powoli, jakby niepostrzeżenie.
Sama fabuła nie jest bardzo odkrywcza. Większość książki to podróż do fortu, życie w indiańskiej wiosce i perypetie związane z sytuacją pomiędzy Francuzami, a Indianami. Niby nie ma niczego szczególnie porywającego, powieść rozwija się powoli i bez pośpiechu, a jednak nie jest nudno.
Tempo akcji jest dobre, ani zbyt szybkie, ani za wolne, warsztat literacki bardzo dobry, bardzo szybko można się wczuć w przedstawianą historię, dzięki plastycznym opisom, a na dodatek ciekawe tło historyczne i fajni bohaterowie. To wszystko sprawia, że książka zdecydowanie zapada w pamięć. Na pewno jest to kandydat do powtórzenia w przyszłości, dlatego moja ocena to 8/10.